czwartek, 2 stycznia 2014

Odcinek powakacyjny



4 listopada, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca oswajamy się z nagłymi wakacjami a ta książka o IP to nie takie to tamto

Znowu w pracy, załatwia się to i tamto, kilka nowych wyników się pojawiło, a ja mam sporo do nadczytania. Pojawiła się ta książka o IP. To będzie ciekawe, szybkie, dziwaczne zadanie. Na dzień dobry zapomniałem o autorze i jego zdjęciach. Sam przyszedł, a ja się osłuchałem znowu we wszystkich płytach, bo tak trzeba.
Poniedziałkowa próba. Ciężkośmy pracowali. Szło jak po grudzie. Efekt co prawda jakiś jest. To było zadanie dla zadaniowców. Poradziliśmy. Szarość fot z szarego Berlina. To ci historia!
Siedzimy, jem przed snem.

==============================

5 listopada, wtorek

Odcinek z RW

My drogi i Miłościwie Nam Panująca klasycznie nurzamy się we wtorku i okazuje się, że pogoda dwa miesiące później wcale się nie zmieniła.

Nad ranem jest regularne 5 stopni i szarówka. Tym razem trafiła się "Jutro klasówka" Edmunda. Jeszcze szybsze i bardziej trafiające w mój sentymentalny gust. Wobec kompletnych ciemności przez wtorkowy park właściwie przebiegam.
Przywiozłem piwo z Berlina. To ci historia!
Były slajdy, mus do słoików, 1/10 przeminęło, w domu biedzimy się z ciastem (musiałem wykrajać jabłka z dużym zapasem — za karę). Zrobione, zakończone, ale ciasto jabłkowe wyszło Ci wybornie.
Zupa flaki z kurczaka. Spokojnie. Surówki lepsze teraz wychodzą. Rarytasy.


6 listopada, środa

Odcinek z jesienną, he he, depresją

My drogi i Miłościwie Nam Panująca z wcale regularną środą a jakże.

Miałem się relaksować o 15:45, ale zawsze coś. A to budżet, a to www, a to się pani jedna z drugą rozgadały. Przypomniał mi Jerzy o Arcade Fire. Ja sobie przypomniałem o Gortacie i Johnie Wallu. Inni nba-owcy przypomnieli się sami. Jest nowy bohater: Michael Carter-Williams — pierwszy tygodniowy jednoroczniak od czasu Shaqa. Dzieje się. Nie ogarniam chwilowo, nawet skarb kibica jeszcze nieukończony. Na szczęście pan agent zapobiegł konfrontacji jak zdołałem się przejrzeć na kolorowym obrazie, a autor kradnie zdjęcia z netu, szczególnie te o 17 rasach IP, które aktualnie przebywają na ziemi. W wydawnictwie.
Obraz wciąż kolorowy, śliczny i wysokiej jakości, a ja się rozmarzam, kiedy mam chwilę dłużej przed przejazdem do Wrzeszcza.
Nie było nas na próbie przez miesiąc, ale swobodnie daliśmy radę, a Johny poczęstował mnie naleśnikiem. Wysyłamy okładkę — do poprawki. No i może Marzena zagra na skrzypcach w grudniu. Wracam, padam, leżę. Ledwo. Jesienna depresja?

ps. czy 1001 to też liczba?



Brak komentarzy: