środa, 8 stycznia 2014

Odcinek z super, że dniem wolnym



11 listopada, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca jeszcze trochę w Berlę.

Our Man Flint (1966) — zaczyna się tak źle, że aż bosko, a James Coburn zniewala swoim uśmiechniętym końskim uzębieniem. Wszystko jak trzeba w komedii-parodii 007. Są bezwzględni przestępcy, są gadżety, są kobiety w bikini, jest czołówka, kolorowe napisy animowane, przełozeni jako antagości, czerwone telefony, a Flint nawet uczy baletu.
Zapowiada się zła zabawa. Muzyka Jerry'ego Goldsmitha. Czeka w kolejce.
Jaimee Paul — Bonded: A Tribute To The Music Of James Bond (2013) — nieee, nieciekawy głos, fatalnie zachowawcze interpretacje, to nawet nie jest współczesny chill-jazz, Artur Orzech puszcza bardziej dziką muzykę.
Dobra, zabieram się dalej do zabawiania się czczą rozrywką.
Acha, przerobiłem berlińskie zdjęcia w efektarzu, bo normalnie nie da się ich oglądać.
Wstałem o 8 bo tak trzeba.
Dwa zaległe odcinki bbt, szczególnie ten drugi bardzo znakomity (miecze świetlne). A wcześniej tak świetnie się zabawiałem, że rozrywka mnie wciągnęła i nie pamiętam czym.
Prawdopodobnie, po wielu wielu wielu godzinach ciągnięcia doobejrzałem pełny, zaskakujący mecz 76ers - Miami Heat, gdzie było sporo zwrotów akcji — jak w sensacyjnym filmie. Michael Carter-Williams miał wspaniały debiut, efektowny itede. Rzeczywiście na początku sezonu można się zachwycać. ALE. Pamiętam, że w archiwum mam mecz Tyreke Evansa, który w 2010 roku został debiutantem roku, wykręcał cyferki na poziomie LeBrona, a teraz wiadomo. Się to wszystko może zupełnie inaczej rozwinąć.
Podsumowując — było to całkiem wypasione trzydniowe lenistwo.


12 listopada, wtorek

Odcinek z groźbą UNICEF trawienia

My drogi i Miłościwie Nam Panująca pracowaliśmy pilnie przez całe poranki.

Wtorek przywitał nas podobnie jak inne wtorki. Wciąż zagęszczamy się z pracą na temat UFO i prowadzimy trudne dyskusje z autorem. Ja jestem ten zły, choć to ci z góry nie dają pieniędzy.
Ciemność wtorkowa nie pozwala na parczne zachwyty. Wtorkowy ryż ponownie się przesypał, ale nie mamy z tego powodu dąsów: zobaczymy za lat trzydzieści, gówniarzu.
Miało nie być wtorkowych zakupów, a tymczasem będziemy pić okowitę z jabłek. Jak w "Łuku triumfalnym". Wtorkowe wieczorne powroty, gazety do czytania (nic specjalnego (wszystko opowiedziane), więcej jazzu bym potrzebował na słuchawki. Umiliani.
Pobiegłem na autobus, tak szybko nie biegłem od dwóch lat.


13 listopada, środa

Odcinek z jazdą w tę i we w tę

My drogi i Miłościwie Nam Panująca chybaśmy głównie pracowali.

Kolejne rozpakowanie okazało się sukcesem, tylko format obrazu jakby się nie zgadza. Ale dodatki są. Znakomicie. Troszkę się nazbierało, powinienem wyjść normalnie, wyszedłem spóźniony.
Kasę trzeba było dowieźć, a niemal cała komunikacja sprzysięgła się przeciwko mnie. Czytam LuzoMurzynów (tylko kilka mi się podobało, reszty tych czarowników nie kumię), 5 razy zrobiłem przebieżkę i wcale się nie spóźniłem tak bardzo. Przem ma parcie na szkło, w końcu doszliśmy do konsensusu, bez konieczności niepotrzebnych kombinacji w obrębie utworów. Chłopaki fajnie się upijają — opowiadali.
Ty oddajesz pismo numer dwa, ja szykuję się do snu.


Brak komentarzy: