piątek, 17 marca 2017

22–31.12.2016



22 grudnia, czwartek

zatę Żono ma

Keith Papworth
MISZTR (= MISTRZ)
odkrycie chyba na miarę roku (grudnia)
***
było tyle tyrania na frontach, że człowiek nie miał czasu dla siebie
jedyne co, że w sumie w niezłym nastroju poszedłem do p&p po Chopina, na szczęście był, ten prezent w sumie będzie całkiem drogi
trafiłem na wro, pewne zmęczenie, ale dziecko w nastroju, to istotne
***
wracamy z wiechciem spadów choinkowych, które atrakcyjnie Mama wieczorem umieściła w misie jako stroik
wózek, Mama trochę się zdenerwowała jazdą powrotną (stado baranów), ale już kąpiel wieczorna i zasypianie ok, choć 45 minut
***
zszedłem do piwni
***
do snu
Kommissar X – Drei blaue Panther / Kill Panther Kill (1968)


23 grudnia, piątek

zatę Żono ma

Espionage in Tangiers (1965)
dawno nic nie było nowego
***
no to skoro już się wylaszczyłem na hipstera, to mam mieć dobry humor, i wcześniejsze wyjście, jeszcze za dnia i zdążę z tyraniem, taki mam pozytywistyczny plan na dzień
***
hah, te wszystkie wigilie, teraz już zupełnie niewolne, a zawalone tyraniem
***
wstawałem sam (ale już słyszałem dziecko), nowa książka miast skończonej LnŚ, więcej czytania, więcej muzyki, więcej spacerniaka
***
i zupa na śniadanie
***
udany poranek i mocne postanowienia na pierwszą część dnia również opisane
prawie wszystko się udało, więc już godzinę przed końcem, kiedy niewiele mogło się zjebać, otworzyłem sobie poczucie humoru, a w związku z tym rozgadanie, więc nawet uraczyłem koleżanki z pokoju własnym słowem, cóż, w wigilię nawet zwierzęta mówią, więc to chyba tak działa, ba, nawet wysłałem dwa, trzy życzenia świąteczne, pomachałem na pożegnanie i dalejże korzystać z okazji!
***
więc tym samym zrobiłem sobie prezent świąteczny
począwszy od obowiązkowego lidla (sięgnąłem, i zapamiętałem jedynie 4 choinki: jedną, ciężką, którą dźwigaliśmy z matką aż z punktu sprzedaży węgla, czyli cholernie daleko, niemal spod zaroślaka; drugą, nowożytną, kiedy spóźniliśmy się z zakupem {a kiedyś przecież nawet w wigilię na śmietniku można było znaleźć niesprzedane, ale to przed halą było}, więc trzeba było kupić z lidla, w doniczce, już od tygodni martwą; trzecią, obsypaną zmarzniętym deszczem jak kryształami, tak cholernie ciężką, że szczęściem akurat pomógł Andrzejobus; no i ostatnią, psa, czyli renifera, dwa lata temu; nie spodziewam się więcej zaskoczeń), poprzez park, hej, było jasno! już tak dawno nie było jasno w parku! już tak dawno nie byłem w swoim wąwozie, wszyscy ogarnięci szałem zakupów, ani żywego ducha, tylko ja ze swoim porterem, genialne przedświęcie
jako że był plan, to zaliczyłem również światełka na jarmarku w centrum, pstryk: foto wielkiej karuzeli
pstryk: jadę tram do domu i czytam Calvino
pstryk: kupuję wielką karminową czy bordową różę
***
w domu trzeba już było tylko przeżyć wieczór, a wieczór był strasznie długi
wieczorne, zasypianie, skończony
Il Caimano (2006)
napoczęty Alebrto Sordi w genialnie czarno-białym
Mafioso (1962)
***
do snu nie było ekscesów, bo człowiek już był zmęczony i chciał wypocząć, zresztą — święto już było
zasypiamy razem o 23, przed północą Mama idzie dyżurować


sobota, 24 grudnia

zatę Żono ma

poranek dość tradycyjny, gdyby nie to, że miałem epizod bezsenny w nocy, to bym się nawet wyspał
ponad godzinny film przyrodniczy i światełka zawieszone nad oknem
rano tata zrobił mega wyrośniętego omleta, skutkiem pozytywnej zabawy w mieszanie białka z żółtkiem był dziecka żal nad użytą masą, którą nie można było już się bawić
dziecko żarte jest ostatnio, to dobrze
***
chcę mieć świąteczny nastrój, więc
Versatile Manicinniego
***
kawa, kupa, mecz, idziemy na spacer
było ponad godzinę, było nowymi ścieżkami przez las, ale tym razem dziecko tak nie współpracowało, więc droga powrotna już na opa
odłsuchane wszystkie palmy oraz przerwy, więc pora na nowy zestaw
***
wracam, zasypiam, pora do roboty
przynoszę Mamie z piwnicy Chopina, jest chyba zszokowana, odstawiamy krzaka zrobiwszy wcześniej foto
samochód zapakowany wszystkimi ważnymi i potrzebnymi rzeczami, Mama znakomicie się sprawiła z tym pakowaniem
do piwnicy poszły wszystkie flaszki jabłkowe, a śmieci do śmieci, ludzie, czyszcząc piwnice, wyrzucają stare bombki
jemy mały obiad przed wstaniem, tata zgrywa filmy na pena = trzeba nieustająco badać możliwości największego telewizora w rodzinie, dziecko sie budzi, obiad, a rodzice jakby głodni
nagle okazuje się, że jest bardzo mało czasu, a tata w lesie
golenie, mycie, pakowanie, ubieranie (krawat!), w końcu jedziemy i nie jesteśmy spóźnieni
nie udało nam się rodzinne selfie, ale zrobiono nam później
***
rodzina w komplecie, w zeszłym roku niby tak samo, a inaczej
żarcie było satysfakcjonujące, nie przesadziłem, alkoholu było za mało, nie przesadziłem, prezentów było mnóstwo, w większości udane, było szukanie gwiazdki, a następnie dziecko w ciężkim szoku (niestety, nikt nie filmował)
rozpakowywanie trochę trwało, kilka rzeczy mnie zaskoczyło, w końcu zrobiło się późno, wiec czas na mycie (już po 21) oraz zasypianie (przed 22)
wspaniale zakończony
Mafioso
***
jeszcze odczytuję zaległe wiadomości nba, piję whiskey i po 23 do snu
noc udana



niedziela, 25 grudnia

zatę Żono ma

niemal bez pobudek w nocy, prócz tego, że Mama ogrzewała swoje stopy o moje, a sikać się tak chciało, że człowiek musiał wyskoczyć w nocy i zdjąć przepocone spodnie
delikatne pobudki z marudzeniem od 7:40, ale poranek niezwykły, dziecko wciąż nie potrzebowało wstawać, tylko zagadywać, obżarte nawet mleka o 8:06 nie chciało celowo, następnie kokosiło się i przytulało do rodziców aż do 9, więc życzeniu dziadka stało się zadość
bardzo późne śniadanie, w końcu się zebraliśmy i na Stogi
***
ponieważ ja potraktowałem to jako kolejną sobotę, w ogóle nie przygotowałem się na element świąteczny, zresztą, to już nie takie święta, zatem, spacer dookoła stawu, ponad 1,5 ha, z kaczkami i łabędziami i zjeżdżalnią udany, ale cholernie zimno
w końcu powrót do domu, gdzie Mama przygotowała pół obiadu, tata łóżko i zasypiamy
zawalczyłem jeszcze 10 minut z:
Phenomenal and the Treasure of Tutankhamen (1968)
ale uznałem, że organizm się domaga, dziecko gładko się obudziło po godzinie 15, ja pozostawałem rozbity i tak przez resztę dnia tam, zjedliśmy miękką pieczeń z miękkimi ziemniakami, dziecko bardzo sprawnie, potem sporo się nudziliśmy i jakoś rozkładaliśmy opiekę nad dzieckiem
Babcia rozczarowana brakiem ciasta, wypijamy po kieliszku winogronowego, trochę oglądamy zdjęcia (tata chciał), trochę Shreka, ale to się źle skończyło (trochę strach), w końcu pakujemy się i pod pretekstem szybkiej kąpieli o zwykłej "sobotniej" porze wyjeżdżamy, zupełnie nieświątecznie, choć trochę słoików zabieramy
***
obowiązkowa kolacja, chociaż organizmy już nie potrzebują, wielkie nba HD na wielkim ekranie, późne kąpania i Mama zasypia = tata ma chwilę wolnego, zanim wrócą dziadkowie
wrócili
***
trendswetter
***
więc ze szklaneczką whiskey w lodem dokończyłem udany wieczór na przeglądaniu zestawu obowiązkowego www, Mama zasnęła przy dziecku, potem musiała wstać i znowu się położyć
leciał
Apollo 13 (1995)
nigdy nie oglądałem w całości, teraz też nie
***
należy dodać, że śledzonym hitem był świąteczny pojedynek finalistów nba, Cavs wygrali!


poniedziałek, 26 grudnia

zatę Żono ma

noc była słaba, trochę zgrzania pod kołdrą i zimno nad ranem, wczesne mleko, a od 5 pojękiwanie, w końcu rzuciłem dziecko na puchową poduszkę i ponieważ nie zauważyło Mamy, to spało prawie do 8, tyle ze ja byłem już na krawędzi, łóżka
***
ponownie świąteczne śniadanie, następnie zmarzłem podczas wizyty w gościach u góry, tym razem drugie dziecko było bardziej nieśmiałe
dojadłem przed wyjazdem, by potem jeszcze jeść przez dzień cały
***
w aucie czytam nową książkę-prezent
Andrzej Klim, Tak się kręciło. Na planie 10 kultowych filmów PRL (2016)
profesjonalne opracowanie naukowe sfery popularnej
dobre rzeczy tam, jeszcze lepsza będzie bibliografia
***
dziecko nie zasnęło, bo Mama zdjęła czapkę
***
zrobiłem obchód po niemal wiosennej działce, zielono, pada deszcz, brakuje mi wychodka
potem siedzimy, jemy, pijemy alkohol, jest wystarczająco dużo, nawet śpiewamy kolędy, dziadek gra na gitarze, wnuczek tańczy, były afery z koparkami i traktorami, pojawił sie też kominek, żałuję, że nie wziąłem więcej żarcia do domu
w drodze powrotnej Mama nie omieszkała zauważyć, ze tata nie dopilnował, cóż, z Super Mamą trudno dyskutować, dziecko się wyspało, samo się obudziło, więc pozostało je umyć, nakarmić i siup, było przed 21
***
tata nie zwlekał, bo nie było co, umyć, spakować się, już nie karmić i siup przed 22


wtorek, 27 grudnia

zatę Żono ma

Maurice Jarre - Witness (1985)
to dobre, bo brzmi jak Vangelis z Bladerunnera
***
dobrze że nieco więcej "snu", bo żołądek musiał wypocząć, potem 5 pobudek, wczesne mleko i jakoś śpimy, budzik wyrwał o 7
domowe przygotowania i w ten deszcz z wichurą wszyscy idą do pracy, a dziecko po prostu zostaje
***
krótsza trasa do tyrki (a tam tyrania i tyrania), czytanie i słuchanie, ale:
o-o!
walkmanowi się popsuł przycisk blokujący!
konieczny będzie zakup
***
w pracy nie ma NIKOGO!
przynajmniej u mnie w pokoju, a reszta też pustki
***
zasadniczo fajnie, gdyby nie fakt, że mało dni zostało do zrobienia tego wszystkiego do końca roku
deja vu
***
Louie Bellson Big Band - Explosion (1979)
to chciałbym sobie ściągnąć
***
wracam w wiatr, walkman ma już popsuty jeden przycisk
Mama wszystko pięknie spakowała, ale ciasto już zjedzone!
dziecko się bawi na kanapie oraz przy stole, wracamy sprawnie
***
wieczorne w sumie poszły ok, z kąpielą, tata też machnął, bo robotę miał wieczorem, dziecko nie chciało dobrej jajecznicy, więc rodzice dojedli, a tata nawet tosty, a co, święta
***
zasypianie trwało 58 min, dokończyłem
Phenomenal
gdzie jest gość podobny do Adaho
***
no i jeszcze poprawiałem te literówki w obliczu zagłady, potem machnąłem ciemne piwo oraz okładkę, ale dałem dupy z pdfami i jutro/dzisiaj nie będzie drukowania
ale w sumie do snu o przyzwoitej 23


środa, 28 grudnia

zatę Żono ma

noc nie była dobra, mleko za wcześnie, a potem między 4 a 6:30 właściwie nie było ciągłego spania, bo pić, bo odgłosy, bo marudzenie, chyba znowu muszę przetrenować dziecko, bo spać trzeba przecież
a nad ranem, jak już mogło wstawać, to nie, w ryk
***
niemniej, jedziemy, czytamy, zjadam ostatnią sałatkę warzywną, ale mleko skwaśniało i kawę trzeba było wymienić
na brak pracy i jedzenia nie narzekam, pokój mi się zapełnił, trochę ponadrabiałem zaległości swoich i cudzych
***
śpię na siedząco, ale zaraz najebka, więc się da radę
***
przebojem był rogal marciński, kupiłem również wino musujące na Sylwestra (tym razem z Andrzejem), był ciemny spacerniak oraz dwa wypadki: jeden na Oruni z kompletem obsługi, drugi na Traugutta, co zatrzymało kolejkę tram na moście na Błędniku (już 2. raz!), przynajmniej sobie czytałem
***
próba odegrana, ale palce zmarznięte i tempa nie te, nic to, pogadanki dzisiaj też bez szału, ale ogólnie myślałem, że będzie gorzej
szybko wracam do domu, bez zbędnych spacerów, a Mama już dawno zasnęła dziecko w 15 min, niesprawiedliwość
zatem prysznic, okładka i siup, wcale nie wcześnie, 22


czwartek, 29 grudnia

zatę Żono ma

od 2 do 4 5 pobudek, w końcu dopuściłem do mleka, a potem dziecko nie chciało zasnąć, choć ostrzegałem, początek budzenia był trudny, ale jakoś dało się wytłumaczyć, no to jedziemy
***
Galbas się odezwał, muszę wziąć urlop
***
dzisiaj zabawa na dwa dyski u dwa peny, a co
***
no, trochę giga zgrałem, miałem chwilę czasu na porządkowanie, jest szansa, że się zdąży z resztą tyrki, zatem do domu!
***
teraz już o tym nie pamiętam, ale gdyby nie moja zwinność i szybki uskok, to jeden chuj w aucie urwałby mi nogi na zielonym świetle!
***
szybko wracamy z wro, mały ruch, Mama idzie na spotkanie z Ciocią, my pełnimy wieczorne, z pełną kolacją, kąpielą i zasypianiem
tata przerecytował wszystkie jutrzejsze piosenki, kiedy przyszła pani spisywać liczniki wodne, dziecko nasikało na kołdrę/koc/prześcieradło i wiedziało, że tata będzie krzyczał, tata nie krzyczał, ale był zły
tata w ogóle jest surowy i nie lubi marudzenia (nie u siebie), zasypianie poszło szybko (35 min), ale ponieważ ze słyszanego hiszpańskiego zostało mi jedynie kilka wyrazów, to
Morituri (1965)
(z obsadą!) muszę obejrzeć na spokojnie w tv, zresztą jakość obrazu cz-b tego wymaga
***
Mama wróciła, tata przerzuca kolejne filmy na smarta, bo większość nie działa, jeszcze tylko przelew, nowe mp3 i spać o 22:30


piątek, 30 grudnia

zatę Żono ma

liczba pobudek była taka sama jak wczoraj, ale jakoś obaj to lepiej znieśliśmy, prawie jakbym się wyspał, mleko 4:29
***
dzisiaj tylko mnie niepokoi kwestia jednego reprintu i już prawie wolne
***
jakoś tak straciłem energię i nastrój pod koniec, więc nie było uśmiechów, na szczęście na zakończenie kolejna część historii o 007, tym razem Shirley Bassey i jej nagrywka "Goldfingera" z 60-osobową orkiestrą i napisami końcowymi
***
przeczytałem, jak to było w zeszłym roku (-8 stopni!)
w tym roku w grudniu temp. nieustająco oscyluje wokół 0
ruszam w naprawdę długą trasę i wtedy zaczyna mnie to bawić
obowiązkowo lidl, paszteciki i porteros
przebiegam przez park, potem bus i skm do Gdyni (bilet 6 zeta!), ale ten czas poświęcony na lekturę! tego chciałem!
***
i szybko do klubu, by się wysikać, potem piwo w barze i już miałem właściwy nastrój do śpiewania, dzięki temu pomyliłem teksty do "Dziewczynek", cóż, ludzi o tej porze było mało, Lamia Reno wraz z Lewym, następnie po występie była żona Artura z drewutni, się musiałem nagadać, potem już nie chciało mi się czekać na te wspólne foto, więc wybyłem na długi gdyński marsz, przed klubem nagabywałem o pierdołach Paulusa, zjawił się również Łata, w sumie wiele by opowiadać
Gdynia o tej porzez z tymi światełkami wyglądała pięknie
skm, długi spacer do domu i jeszcze chciałem oglądać film, ale to z pewnością był kiepski pomysł
obżarłem się jeszcze lodami prosto z zamrażalnika
i chyba (?) o przyzwoitej porze do snu


sobota, 31 grudnia

zatę Żono ma

no proszę, w sam raz na koniec roku znalazłem brakujący film i wynik jest:
Wybranych pozycji: 1666
Średnia wybranych: 6.03

do tego:
Oczekiwane filmy (636)
Odrzucone filmy (976)
bardzo ładnie
***
robię:
porcys.com/rubric/rekapitulacja-2016-indie/
do tego machnąłem quentina do 7 włącznie, więc szalony czas podsumowań zaczął się z tupotem
***
Mama przyrządziła pyszny obiad (cielęcinka!) oraz sałatkę, dzisiaj będziemy mieli własnego sylwestra
Babcia nawet wcześnie przyszła (11) i poszła na godzinny spacer, Mama po drogie herbaty do zielonego spichlerza
dzisiaj aż 3 mecze godne obejrzenia, zabieram się za 52 176-centymetrowego Lorda Isaiaha Thomasa
***
wstanie o 7, to nie było to, co musiałbym zrobić, więc dostałem dyspensę i po pijanym wieczorze do 10 odpoczywałem w pokoiku, niestety też słysząc wyraźnie Mamę i dziecko, ale i tak było to bardzo ważne dla mego organizmu oraz głowy
dużo herbat dzisiaj
***
zatem sylwester nam się udał bardzo, i imprezowo i spożywczo, ale filmu nie zdążyliśmy dokończyć
Big Short (2016)
dziecko się trochę przebudziło na północ, ale ponieważ na wieczornym spacerze widzieliśmy i słyszeliśmy strasznie głośne fajerwerki, to już dziecko wiedziało co to i się nie bało, uff
***
potem jeszcze buszowałem na www, ale nie było żadnych płyt do kupienia



środa, 15 marca 2017

11–21.12.2016



11 grudnia, niedziela

zatę Żono ma

nic się nie działo z dzieckiem, prócz pierdzenia, ale Mama nie spała, a dziecko dostało dietę w niedzielę
tata skoczył po bułki i marchewkę, śniadanie było ewidentne: dziecko płakało za kanapkami Mamy, tata zjadł swoje na oczach dziecka i nawet nie pisnęło
***
zrobiliśmy krótki spacer w padającym deszczem lesie, tata nosił, las w pełnej widoczności
zasypiała Mama, tata pojechał do liroya po ramki i spray, nikt nie ukradł roweru, wszyscy robią świąteczne zakupy, nowe słuchawki za 13 zeta
***
obiady zjadamy zaległe z piątku, dziecko wpada w histerię z powodu marchewki (chociaż trochę ryżu rano ze mną zjadło), Mama wtedy odespała jakieś 2 ha
za dużo czasu do wieczora — jedziemy obejrzeć światełka do parku oliwskiego, są, ale tylko w nowej części, kiczowato, ale ładnie, mocno pada, jest przenikliwie zimno
***
przychodzi Ciocia, dziecko udaje martwe zwierze
w tym impasie idzie za tatą do kuchni, a potem do małego pokoju, turlamy się, ale dziecko nigdzie się nie wybiera, dopóki niebezpieczeństwo nie minie
miałem oglądać
Washington – Milwaukee 110:105 (Giannis 28/13/7)
ale w związku z wizytą nie było okazji, a potem skończył się dzień, przeskipowałem nieuważnie
***
po wieczornych (trochę marudzenia) i zasypianiu (bardzo długo trwało)
dokończone
Black box affair: il mondo trema (1966)
skoczyłem do piwni, zrobiłem przeciąg i bawiłem się w graficiarza = pomysł bardzo dobry, wykonuje się łatwo i przyjemnie, tylko potrzebuję jeszcze 2 białe spraye za 2 x 17 zeta, się zrobi!
***
fragmenty meczu, Mama szykuje ramki, po kieliszku białego słodkiego i trzeba już do snu
załadowałem nowymi iPODa


12 grudnia, poniedziałek

zatę Żono ma

nie miałem tak wystrzałowego weekendu, jak mógłbym się spodziewać po nastawieniu
acz, nie ma co narzekać
***
dzisiaj tylko 3 pobudki i bez problemów zdrowotnych, nawet dziecko samo wstało, marudne było z powodu Mamy, a nie czegoś innego
mam nowe/stare ubrania, dzisiaj 0 stopni, a teraz pada śnieg
jak już jestem po spowiedzi, to będę bumelował, zwłaszcza że borowanie dopiero na 17
robić ciasto?
***
przeczytałem zaległe wieści z weekendu, ściągnąłem 2 wartościowe mecze (ten wczorajszy nie był), trzeba by coś porobić
zatem do gier!
***
się jednak trochę zmęczyłem, może niedospanie, no i trzeba było robić
tyle że zostałem chwilkę, więc oglądałem popisy kaskaderów
następnie studyjne impro Band of Gypsys i idę w noc
tym razem bez znieczulenia, stomatolog była uważna jak nigdy
***
lekkie zakupy w lidlu i zaraz pod wspaniale rozświetlającym księżycem, wspaniale (chyba próby nie ma w środę), mroźno
***
na wro tylko przepakowanie, skrobanie i jedziemy
Mama na zakupy, my szykujemy się do wieczornych i zasypiania (bardzo dobrze)
Mama nakarmiła, tata nastawił kawę oraz margarynę
Bonditis (1968)
***
no to ruszyłem do murzynka (niespodzianka) oraz ostatniego meczu Kobe, potem ciemny okocim oraz film podczas pieczenia, nastrój wigilijny = dół
***
2 pobudki, w tym długie przekonywanie, że nie czas na mleko o 3:30
zjedzone o 6:07, niewyspanym, ale wstaliśmy w dobrych nastrojach


13 grudnia, wtorek

zatę Żono ma

trza zrobić bilans 2-latka
dostałem czystą czapkę z daszkiem w prezencie (żebym nie musiał chodzić w tej brudnej)
upieczone pokroiłem i siup, jakoś mi się ten nastrój poprawił
pewnie przez tę literaturę węgierską
***
w sumie co mi tam, dzisiaj też będzie przyjemny dzień
5 euro prezentu od hhv.de otrzymałem
do gier!
***
Gortat był przestawiany jak chciano, egoizm Walla i po zawodach (zawodzie)
Washington @ Miami 101:112 (Wall 30 – Dragic 34)
zaś ten niby ciekawy, a ciągnął się jak flaki
Portland @ LA Clippers 120:121 (McCollum 25 – Griffin 26)
***
nastrój był niezły, ale prysł (wieczorem)
poprzez zakupy truskawkowe, wnuczkowy pobyt na wro oraz wieczorne było wszystko nieźle, choć może bez eksplozywnej radości
***
dobrze, że się wykąpałem z dzieckiem, bo przez godzinę zasypiania zdążyłem obejrzeć prawie cały
Bonditis (1968)
i się zdenerwować
***
zjedliśmy sushi, torta, wypiliśmy truskawkowy napój musujący, słuchałem po polsku ostatnio ściągniętą wersję (tekst, muzyka, nawet nie musze patrzeć, acz jakość zadowalająca)
mieliśmy nawet chwilę czasu przed snem i po imprezie


14 grudnia, środa

zatę Żono ma

śpimy, o 4 mleko, okazało się, że trzeba zmienić mega kupę
to akurat przebiegło spokojnie, ale potem do 5:05 dziecko nie chciało zasnać, pech, duże niewyspanie
rano trochę afery, ale odłączyłem go od Mamy i dał się wytłumaczyć z tego ryku, jedziemy grzecznie do pracy
***
DRE machnęła dyskretny prezencik i tradycyjnie dostałem sprzęt muzyczny, będzie w sam raz na omikronowanie
dzisiaj bez próby, jadę po biały spray i może jeszcze jakiś wypas
surowy łosoś z roszpunką bardzo ok, zaraz tort
coś trzeba nadrobić punkty
zatem, do gier!
***
nadrobiłem tę pracę, którą skasowała mi koleżanka (teraz inne do nadrobienia)
rezygnacja z pączków i drożdżówek z trudem, ale jakoś idzie, przecież nie zrezygnuję z alkoholu
***
z okazji nie próby miałem sprawy do załatwienia, a 2 ha to bardzo mało (człowiek wolałby się parkować), więc szybko do miasta, zaliczyłem Osso, później dyskont, a w końcu liroya i 2 białe spraye — padało, chwilami mocno
jak mam zły humor, to lubię dopierdolić słabszym, a samemu dowartościować się zakupami
"Jeśli zimową nocą podróżny", mogę mieć i mogę się ponownie zmierzyć
***
jako że spodziewałem się by dzieci były później, nie urządzałem chillu a ogarniałem się, potem przyszła pora na film i przyszły dzieci
***
kąpiel była podwójna, chociaż dzisiaj wieczorem mi się nigdzie nie spieszyło, likier miętowy i ciemny budweiser, zasypianie 20 min
dokończone
Bonditis (1968)
***
po czym wybrałem się do piwni zaszaleć z graffiti, dobrze poszło, jeszcze tylko trzecia tura i pora na wiązanie supełków
był jeszcze czas na dokończenie
The Deadly Affair (1966)
***
grzecznie do snu o 23


15 grudnia, czwartek

zatę Żono ma

nie robiłem sobie z rana niespodzianek, przeczytałem wyniki, może będę porządkował pliki, taki pomysł, może nawet będzie to podsumowanie roku, nic, że po nic, porządek porządek
***
Dean Martin jest wykupywany na pniu, zasadzam się na MI6 confidential, ale dopiero po albumie, ponadto mnie to nie zamartwia, wieczorem mam zrobić okładkę, a nie porządki w pokoju
chyba będzie też pora na "świąteczne" zakupy — "Deep Blue" staniał do 0,99$
***
coś czego nie rozumiem (jest winyl):
https://amydenio.bandcamp.com/album/tone-dogs-ankety-low-day
jak pewnie większość nie rozumie, dlaczego wciąż siedzimy w piwni i nagrywamy
***
tak jak ostatnio łyknąłem z radością kilka płyt z lat 70, teraz zaglądam w lata 90 i aż szkoda, że nie można sobie ich wszystkich sprawić, skoro są, takie zapomniane
***
no, to miałem przepiekne 3 ha bez skrzynki pocztowej, przy okazji machnąłem wiele atrakcyjnej muzyki, w tymm moje ulubione jazz-swingi, hah, to ci okazja! oraz electro-popy
z tego powodu zapomniałem pić
***
Lee Hazlewood zdecydowanie bardziej niż Nancy Sinatra
***
chyba na dzisiejszy dobry nastrój wpływa jednak fakt, że choć trochę odespałem, choć wstawanie nieprzytomne, ale dziecko ok, więc jedziemy
***
wybór był prosty, zamiast wspaniałego acz doskonale znanego "Walkabout" za $28.99 wolałem 14 nieświeżynek za $36.86, które mnie będą bawić długością i mniej/nieznanością
ależ to był poranek!
***
potem oczywiście musiałem nadrabiać i trafiła mi się gówniana robota, siedziałem w tyrce dłużej i bez spacerniaka
wracam grzecznie na wro, tam afera, bo dziecko nie chce wyjść od zabawek z piętra wyżej
zbieramy się, jedziemy, tankujemy
***
tata kąpie, Mama zasypia, tata biegnie 40 min, płuca jeszcze ok, ale mięśnie ud jakieś wybrakowane, to już ten wiek
tata wraca, po jakimś czasie: tata ratuj!
no to tata poszedł, nakrzyczał na dziecko, które w końcu (o 21:40!) zasnęło, opierdolił Mamę, że tak daje się manipulować (dziecko wymusiło dwie zabawki, picie wody, zmianę pieluszki i nieustające pogaduszki, jeszcze chwila, a dostałoby kanapkę do zjedzenia)
no i tyle było z tego robienia okładki, przegląd "szkolnych" prezentów
zatem o przyzwoitej porze do snu
***
jedna przebudka o 2, o 3:40 spokojne przekonywanie dziecka, że za wcześnie na mleko, 4:40 mleko, 6:40 wstajemy, choć wszyscy niechętnie
mocno niewyspany, ale dzisiaj piątek!


16 grudnia, piątek

zatę Żono ma

no uff, żadnych nowych maili, byle teraz tylko jakoś wypunktować resztę dnia
***
właśnie, brakuje mi światła, przystanąłbym w trawie, poczytał książkę na dworze, odczekał chwilę, tak na razie przychodzi mi korzystać z mrocznych okolic i okoliczności
***
zrobiłem miły spacerniak, młodzież wybiera się na wigilię państwową, starszyzna w większości nie, ja mam pozałatwiane w tyrce niemal na czysto, trafiłem na wro, wracamy grzecznie do domu
w domu zapewne wieczorne, nie pamiętam
troszkę ogarnąłem rzeczy z jednego stołu na drugi
może Mama pojechała na paznokcie? bo nie było kolejnej przebieżki
***
zrobiłem podobającą się wszystkim dwojgu okładkę, wysłałem, zrobił się późny wieczór, jak już dorwałem się do zabawek, to czas mignął niespodziewanie
w ogóle 1:33 i potem 0:44 to nie są dobre godziny na chodzenie spać
no ale, miałem zapas piwa, a nie miałem ustawionego odpowiedniego filmu, same braki! te bez napisów, te pomylone, tamte nie grają, i tak się skończyło


17 grudnia, sobota

zatę Żono ma

no, krótko, bo krótko, ale ja to przynajmniej pospałem, a Mama zaczęła chorować
ranek nic nie pomógł, mimo pięknych bułek
to już minęły dwie godziny, odkąd sobie sprawnie radzimy z młodym, potem śniadanie (my), idziemy na spacer po barszcz ze zdrowej żywności (my), wracamy lasem, było całkiem wyjątkowo, Mama leżakuje
i jeszcze te weekendowe zakupy zrobiłem
Mama usypia (trochę długo), tata chilluje (stąd ten mecz, by nie hałasować od razu), następnie obiad (schabowy duszony w rozmarynie), dla mamy marchwianka, już obyło się bez ciasta, nie dałbym rady, zrobione łóżko, potem podłogi na czystko, następnie łazienka, w końcu przemieszczam siaty butelek do piwni
jak dzieci wstały, to obiad, ale mi było już spieszno (więc był kotlet w chlebie), przesuwanie mebli, i już idą dziadkowie
rozkładanie jedzenia i picia to już w towarzystwie, dziecko zasypane prezentami, są też już wszyscy, nieco oszukany tort, świetne dmuchanie świeczek, poczęstunek skromny, ale dla wszystkich starczyło
temperatura też się już uspokoiła, można było posiedzieć, pooglądać dziecko itp., przed 20 impreza się skończyła
***
przypomniałem sobie, że nie chcąc się katować kolejnym meczem Wizz, postawiłem na wesołą koszykówkę młodych, tyle że oglądałem po łebkach, ale i tak miło popatrzeć
Philadelphia – LA Lakers 89:100 (Randle 25)
***
być może to był ten ser owczy: beeeeeee
***
Mama już leży z zimnymi stopami, tata zasypia dziecko z
L'Agression (1974)
ale poszło sprawnie, o 22 już mogłem działać
***
się jednak zebrało trochę tego szkła i talerzy — do mycia
potem trzeba było znowu ciężkie meble poprzestawiać
i jeszcze chwila i już człowiek był gotowy do seansu
Balearic Caper (1966)


18 grudnia, niedziela

zatę Żono ma

dziecko wstało, to i tata wstał
spędziliśmy udany poranek, ze śniadaniem (nie pamiętam), po pewnym czasie na pełny spacer
ten był wyjątkowy, bo pełną godzinę łaziliśmy w góre i w dół po lesie, światło chwilami przezierało, więc było żywobrązowo, spotkaliśmy na zielonym szlaku Sebastiana M., trochę się nie opanowałem po powrocie do domu
drzemka w środku dnia (kto robił?)
przygotowałem sobie pełny zestaw filmów na smarta
Mama powoli ożywa, ale obiadu jeszcze nie (my tak)
***
bez popołudniowego spaceru, by dziecko miało czas na zabawę WSZYSTKIMI prezentami (nie chciało iść na spacer dzisiaj w ogóle)
wieczorne — nie pamiętam
zasypianie — nie pamiętam
***
wieczorem zabrałem się za japcoka:
— poznosiłem z piwni wszystkie dostępne butelki
— umyłem
— jednoczesne zlewanie do garnków i wlewanie do butelek
— w zasadzie czysta robota, szlam bardzo łatwo poszedł
***
przypomniało mi się miłe uczucie, jak co prawda na pełnym zmęczeniu, zapuściłem sobie YOLT (dawno nie słuchałem) do snu i puściłem się w sen


19 grudnia, poniedziałek

zatę Żono ma

prócz tego, że czuję zmęczenie, wrażenie, że wracam z jakiejś innej rzeczywistości, w której kompletnie zapominam o tej codzienności pracowniczej, może fakt, że wiele się działo, ale to relaksujące uczucie dla mózgu (mimo zmęczenia fizycznego i innych obciążeń), że z tej stresującej rzeczywistości nic się nie przebiło, nawet zapomniałem, czego słuchałem, poranna jazda tram, z LnŚ jeszcze była nieskażona
***
tak jak Izie H. puszczają hamulce, gdy widzi jedzenie, tak mi się zwalnia poczucie odpowiedzialności, kiedy wiem, że nie ma tego bezpośredniego bata nade mną (chorobowe), owszem, coś tam zrobie, punkty same się nie nastukają, ale lubię ten moment, kiedy o 9 idę na śniadanie, a potem dopiero może coś, buziaczki!
***
no, ale jak bywa w tzw. ż, właśnie znowu robię zastępstwo, zatem będzie jazda
***
dzień jakoś minął, miałem plany spożywcze, ale się najadłem, więc skończyło się na spacerniaku, a potem ciało uznało, że jest śpiące i zmęczone
ciemno na razie tam w parku
***
na wro podjadłem surówki, dziecko szczęśliwie radosne i wesołe, wracamy do domu, ogarnięcie, Mama robi wieczorne, tata robi okładkę, dzięki czemu na czysto mogłem wejść w godzinne zasypianie, spokojnie, ale (3 razy usiłowałem wyjść z pokoju), dokończone
Come Spy with Me (1967)
***
wędrówka do piwni, walka z pająkiem, zużyty biały spray, więc teraz czekam na wiązanie za kilka dni, wina sukcesywnie pomieszczę w szafie (25 litrów japcoka), gotowanie makaronu, Mama już może jeść, więc cała w skowronkach
zmęczenie wzięło górę, więc już tylko siup do łóżka o bardzo dobrej porze


20 grudnia, wtorek

zatę Żono ma

tylko mleko 3:55, potem śpimy, a dziecko to nawet się wyspało, co skutkowało dobrym przyjęciem dnia
mało czytam, bo krótko jadę
***
coś trzeba będzie dzisiaj nadganiać
***
płyta
Yardbirds - Roger The Engineer (1966)
zaskoczyła bardzo pozytywnie
nic nie kupujemy dzisiaj
wczoraj odsłuchałem i okazało się, że pamiętam z młodości
Nine Inch Nails – The Fragile (1999)
***
wieczorem atak jesiennej deprechy, chyba już tak miałem od spacerniaka
na szczęcie dziecko czuje się dobrze i wesoło i może dlatego znowu długo zasypiało
***
podjadanie niekolacyjne, marchewka, wieczorna kąpiel z sikaniem na pościel
Il caimano (2006)
***
0 21:15 wyszedłem i zabrałem się za aronię, chyba narodził się sposób na łatwiejszą robotę, bo cukier wycisnął z niej cały sok (pyszny, słodki), więc pozbyłem się wyciskania, posłuchałem trochę nieuważnie filmu, zalałem 10 litrów wrzątku, dokończyłem
Balearic Caper (1966)
i do snu
Mama cały wieczór się przebierała
poprawiło mi się dzięki tym alkoholowym czynnościom wieczornym


21 grudnia, środa

zatę Żono ma

Junior Boys na dzisiejszy poranek b.dobrze, wczorajszy Zappa live z "Grand Wazoo" przyjemnie zaskakujący, to zresztą mój ulubiony okres Franka
***
wstawanie jak zwykle trudne, jedna przebudka + bardzo wczesne karmienie (3:15), dziecko ostatnio się wysypia, więc o 6:30 bez problemu, wsiadamy, jedziemy
***
trochę zmarszczyłem się w tyrce, bo mogą być problemiki, ale działamy, chyba nawet dzisiaj słońce wyszło, no i najebka w planach
***
teoretycznie jest zima, chyba wkrótce zacznie być dłuższy dzień
wpadły mi ostatnio grudnie do podsumowań, ten z 2014 roku był strasznie dojmujący, z granicy, krawędzi, tzw. zmiany życiowe w połączeniu ze stresem tyrki, śniegu niewiele, Low Level Owl i późne noce, takie mocne zwieńczenie półrocza z "dwoma etatami"
2015 się unormował = człowiek się przyzwyczaił do tego niskiego poziomu, spłaszczył w tyrce, jak dziś pamiętam ambientowe plany i wieczorne plamy, przez pół tygodnia głównie na kacu, ale jakoś szło
dzisiaj nie chce mi się przebierać w niedziurawe ciuchy, minimum minimalizmu, codziennie serwuję sobie stałe punkty programu, nie ściągam, ponieważ wszystko już ściągnąłem, już mi się nawet nie chce robić planów wakacjnych (bo, że "nie będzie końca wakacji w tym roku" to małe oszustwo), owszem chciałbym tak nie zarażać uśrednionym bezruchem, ale to się już wżarło, o tam, tu
***
zatem, do gier!
***
mimo wszystko mam wrażenie, że jest zbyt przymulone:
https://www.youtube.com/watch?v=YzJqO47agWQ
poza tym zacnie
***
co by nie mówić o telewizji, kiedyś te kilka kanałów było zwornikiem towarzyskim, człowiek przychodził po weekendzie i (ponieważ większość oglądała większość tego samego) opowiadał wrażenia i powstawały wspólne emocje
mi ostatnio brakuje jakiś relacji, dyskusji i wspólnych fascynacji filmem czy książką — tyle się tego narobiło, że każdy czyta swoją niszę
***




wtorek, 14 marca 2017

1–10.12.2016



1 grudnia, czwartek

zatę Żono ma

się niemal wyspałem, bez sikania do pokala, jedna przebudka i wcześniejsze karmienie, ale nie pomogło dziecku — nie chciało wstawać z rana
podobnież ma w ogóle temp. podwyższoną, nie jedziemy zatem w gości
***
kaca w ogóle, bo to przyjazne picie było, bez obżerania się
chciałem ściągnąć mecz, ale go nie było, bo salę im zalało, z drugim się nie udało, więc musiałem przeczytać wszystko
***
ogólnie dzień się okazał prawie nie nerwowy, bo zadziałałem niemal ze wszystkim co na mnie czeka, reszta i tak jutro
miało być lekkie starcie i prawie się udało, nikt nie poległ
***
i jeszcze dogadujemy się z Jerzym na sobotę, więc zaraz idę na zakupy, yei!
***
dzień zakończył się pozytywnie (o proszę, jaki jestem zatruty, praca praca)
wybywam i jadę do intera, a tam szok (niedowierzanie), chwila radości, a jednak smutek = wyprzedają
ta inwestycja od pewnego momentu nie wyglądała na korzystną
cóż
zakupiłem likier miętowy, piwa za pół ceny i dobra na sobotę
***
wracam przez padający mokry śnieg, ponieważ dziecko spało 3 ha, to spędziliśmy z piwem więcej czasu na wro, tłoczno i gwarno się zrobiło, kupa i jedziemy
***
jako że było późno, to bez kąpieli, tata wykonał pracę domową — co i tak było na nic, bo skrzynki zapchało w tyrce
niemniej, zasnąłem dziecko z filmem
Diario di un vizio (1993)
odrzuca, gdyż bardzo bezpośrednio pokazuje jakość mojej/twojej egzystencji
są gołe dupy (Sabrina Ferilli)
***
następnie się trochę pokręciłem (niedużo, bo 22) i przed snem
OK Connery (1967)


2 grudnia, piątek

zatę Żono ma

zaczął nam się grudzień, czyli prawie zima, sypało przez pół nocy, ale 2 powyżej, więc mokro i się topi
***
czuję piątek, a tu meczu jeszcze nie ma!
przez ten brak skrzynki człowiek musi sobie coś wynaleźć
***
LA Clippers @ Cleveland 113:94 (Redick 23 – Irving 28)
no też byłem rozczarowany, gdyż poddali właściwie mecz
***
tymczasem zająłem się pakowaniem makulatury (luźniej na biurku) oraz biurokracją, co mnie wykończyło kompletnie
***
wracam z 10-kilogramową torbą z rozkładanym łóżeczkiem, kupiłem te dwa wina w biedrze (drugie na zapas, Isla Negra Moscato Reserva 2016 za 15), więc już bez spacerów, tylko na wro, dziecko z obniżonym nastrojem, ale chyba było nieźle (mi na pewno)
***
wieczorne i zasypianie normalnie, włoszczyzna dokończona
wybrałem się na nocną przebieżkę, ze śniegiem w lesie fajniej
***
zmęczenie x 2 owszem, po miętówce biorę portera i dokańczam hit wieczoru
OK Connery (1967)
chyba późno poszedłem spać, i sprawdzałem już wyniki


3 grudnia, sobota

zatę Żono ma

Mama miała sądny dzień, a ja miałem dobry humor = niedobrze
w ogóle! dziecko wstało o 7:40! więc ledwo cośmy się zebrali, to już musielimy jechać na miasto, parkujemy tam gdzie zawsze
***
jest odpowiednio w okolicy 0, po krótkim szukaniu lądujemy w Kosie na śniadaniu, 3 wersje (frankfurterki, awokado z jajem i łososiem, pasta a makreli), podzielone, to z okazji Barbórki, tanio wyszło, a najadłem się aż do wieczora
znakomity kącik zabaw dla dziecka, tylko wciąż trzeba było tam być, a dziura w skarpetce mi nie pomagała
***
zasypiałem dziecko na wro przez 50 min, więc zdążyłem się trochę przejąć filmem
Mr. Majestyk (1974)
potem już tylko lektura w kuchni i dużo płynów, dokończyłem przedostatnie "Książki" (i odłożyłem, zamiast opisać, hmm)
jak wszyscy się przebudzili, był obiad, a potem spotkaliśmy się z Jerzym na stacji benzynowej
***
Mama robiła grzanki, Jerzy bawił się z dzieckiem, a ja bumelowałem
zrobiliśmy do 2 3 wina oraz 3 gry, oraz sporo płyt, nie poszło tylko z zasypianiem, po godzinie Mama się poddała, a ja z winem dokończyłem jeden film i zacząłem kolejny
The Omega Man (1971)
***
ogólnie spędziliśmy bardzo dobry wieczór, już nie pamiętam kiedy tak późno poszliśmy spać, alkohol zrobił swoje, skoczkowie wygrali konkurs drużynowy, a ja spałem 5,5 ha, mało, głowa to czuła, no i jeszcze wszystkie zjedzone sery z oliwkami


4 grudnia, niedziela

zatę Żono ma

pierwsze 2 ha poranka były normalne w naszym wykonaniu, nawet spędzaliśmy czas, źle się zaczęło od wstawania Mamy, przez drugie śniadanie itd., histeria straszna, na oba kanały
***
ale poszliśmy z młodym na zimowy spacer i z chichotaniem było znowu ok
zatem po zjedzeniu kaki, doobejrzeniu meczu
Boston @ Philadelphia 107:106 (Thomas 37 – Saric 21)
zasnąłem sprawnie dziecko i pojechałem na zimowy rower, tym razem z herbatą, która za chwilę okazała się mrożona, zmęczyłem nogi
***
dziecko dospało, Mama zrobiła obiad, usmażyłem, zjedliśmy sprawnie i czekały nas dwie godziny nie wiadomo czego, dziecko w połowie się zepsuło (to ów świąd i wysypka na pewno), długo mu zajęło tłumaczenie, że chce już iść spać
no to szybko kąpiel, mycie włosów, pierwszy raz bez płaczu
zasypiamy
trwało to godzinę
***
żeby nie zarażać, poszedłem (już się zmęczyłem) do Wojta i odebrałem kasetę, z którą już wróciłem do domu
higiena i wkrótce do snu, z obowiązkowym seansem, lecz krótko
The Deadly Affair (1966)


5 grudnia, poniedziałek

zatę Żono ma

zbyt wiele się działo, by spisać
wstałem nieprzytomny, bo dziecko krzyczało z drugiego pokoju
transfer z kasetą ok, jakieś poprawki (poczta znowu z opóźnieniem), brak drożdżówek, teraz zasypiam przy monitorze
grunt, że dziecko nie strasznie chore, więc Babcia zostaje
acha, już jestem myślami na dzisiejszym fotelu dentystycznym
***
popracowałem nad zaległościami, przyszykowałem się na wieczorną robotę (a tu guzik) i siup na fotel
całość godzinna, po wyjściu zaspokoiłem swoje potrzeby w sklepie na dzielni, udany spacerniak z nieudaną kasetą, ale to wszystko prysło, kiedy w domu okazało się, że plomba wypadła i połknąłem ją razem z bułką
zmartwiła mnie ta fuszerka, znowu trzeba będzie wysiedzieć tyle czasu
***
dobre to, że dziecko zdrowieje i ma coraz lepszy humor, co też przekłada się na Mamę
zaliczona kwiaciarnia i rozmowa o Margo Dydek
***
wieczorem pół pączka, porter, skoro już byłem pod nastrojem
Mama pojechała na apteki, ja spokojnie zasnąłem dziecko z palmą
potem wieczór średnio długi, ale zmarnowałem go na przerzucanie filmów na smarta, bo się kończą
22:40 do snu


6 grudnia, wtorek

zatę Żono ma

włożyłem czekoladkę, ranek był ciężki dla mnie: za mało snu, za mało tlenu
jedno skuteczne odwiedzenie dziecka od picia o 2, mleko o 4, drugie skuteczne, choć fizyczne, odwiedzenie dziecka od picia o 5, skoro herbaty nie chce
ale obudziło się samo i samo wstało, więc bez dramatów
***
jedziemy jak zazwyczaj, już wczoraj wieczorem zachwycałem się kolejnym fragmentem LnŚ, ale martwię się publikacją
***
obżarłem się drożdżówką w niecierpliwym oczekiwaniu na dalszy etap prac (niezależne ode mnie)
***
dzisiaj Hans i 76ers nie zachwycają
Denver @ Philadelphia 106:98 (Gallinari 24)
Wizzard wygrali psim swędem, źle to wygląda w drużynie
Washington @ Brooklyn 118:113 (Wall 25 – Lopez 25)
a obraz w Toronto wygląda, jakby było zimno
Cleveland @ Toronto 116:112 (James 34 – DeRozan 31)
a i tak ominął mnie najważniejszy mecz, Klay 60 pkt.!
***
dokończony
The Omega Man (1971)
***
acz byłem koszarnie zamulony już podczas karmienia mlekiem
na wro całkiem dobrze (choć nie Mamie), już zmroziło auto
a, afera! albo przewozili złoto albo bomba albo aresztowanie handlarza narkotyków na ulicy, bo były wozy i uzrbojeni ludzie, acz nic się nie działo
***
wracamy, wieczorne, rozdzielamy słodycze, które dostałem w paczce dla dziecka
obżarłem się przed snem, prysznic i siup do wyra 21:30, tyle z tego


7 grudnia, środa

zatę Żono ma

szykując pliki dla Adaho mogę się przejrzeć w starych własnych nagraniach
oczywiście wzruszam się oglądając zdjęcia z naszych sesji z chłopakami z Mini Orkiestry, strasznie gupie i fajne
wciąż mam to poczucie, że mam się umówić z Dużym, i wciąż tego nie zrobiłem!
oczywiście przeświadczenie, że wszystkie teksty piosenek już napisałem wcześniej, pozostają tylko powtórki (acz nie ma obaw, nic nie wymyślę)
***
a zatem, dobrze, że poszedłem wcześniej spać, się wyspać, hje hje
jednak, sumując, z 7 ha wyszło
2:15 pierwszy rzyg, umycie, zmiana piżamki i pościeli, wiercimy się dalej
2:45 drugi rzyg, lżejszy, tylko zmiana pościeli i zasypiamy grzecznie
jeno dziecko czujna jak ważka się obudziło jak wstawałem (a nawet wyłączyłem budzik), więc była Mama na zastępstwo (dzisiaj ma wolne), ale nie udało się — spania już nie było
***
jadę, czytam, ale tylko trochę, bo w busie nie ma światła!
skoro jest mroźnie i trzeba, robię spacerniak
***
jest jeden akcept, więc pół nastroju lepiej
do tyrania!
***
miasto 1000 gitar vis-a-vis Swoboda Mlodszy (2006)
najlepiej wykoncypowana i zrobiona
acz nie powiem, że innych też bym nie puścił na winyl
***
szczęśliwie udało się prześliznąć przez resztę dnia, po czym, po bardzo powolnych, niespiesznych (bo i nie ma po co, i tak trafiam na ten sam bus) zakupach (żarcie + pochlej) idę w park, dzisiaj widoczność kapitalna w tej ciemności, wierzchołki drzew itp., niezgorszy chill
***
taki sobie kontynuuję na próbie, tam przyłomotaliśmy, mamy (w końcu!) plany nagraniowe, Adaho przynosi sprzęt (Technicsa rs-tr555 oraz 25 nieśmiganych kaset, yei!) (już zacząłem przemyślać, jakie płyty sobie przegram)
mamy jedną nową dobrą zwrotkę, reszty się nie udało
Johny zawozi mnie swoim nowym błękitnym renaultem na Niedźwiednik, skąd po przekazaniu sprzętu w bardzo dobre ręce wracam przez las do domu, melodia na goldfinger
***
w domu przed snem oglądamy wszystkie zainicjowane przez Przema fragmenty Jimmi Fallona, pomysłowość i klasa, uśmiałem się i do snu
***
w nocy przepudka o 2 (już myślałem, że rzygi), potem mleko o 4 i nakłanianie do snu o 5:15, po czym znowu dramat ze wstawaniem, ale miś pomógł i pojechaliśmy


8 grudnia, czwartek

zatę Żono ma

jest kac!
zrobiłem przegląd i okazuje się, że jest kilka zaciągnięć = będą zajęcia
zatem to, oraz akceptacje i czekające zadania pozwalają odciągnąć uwagę od głowy
jak powiedział Woody Allen, wszystko polega na rozproszeniu
***
w końcu porządki z kolorowymi winylami, bo chyba się nazbierało, no i mam zaległy październik? listopad?
przypominam sobie, że w zeszłorocznej jesiennej smucie planowałem zakup sperymentów/ambientu z okolicznego distro
***
jeszcze nie zdążyłem się nacieszyć, ale kaseciak! kasety! będzie giciarsko
***
w międzyczasie zapomniałem o planach płytowo-okładkowo-winiarskich = leniuchuję tymi wieczorami
***
zaraz mecze
w obu bez emocji
Cleveland @ New York 126:94 (Irving 28)
Golden State @ LA Clippers 115:98 (Thompson 24 – Crawford 21)
***
trochę ogarniała mnie senność (bo noc, bo robota)
zjadłem ten tłusty makaron ze sklepu, lubię owe suszone pomidory
***
ale one rzeczywiście długo "leżą" na żołądku
zaliczam 2 biedry, w tym jedną za bomi i wracam długo na wro
wieje, acz ciepło, 8 stopni
***
chwilę jesteśmy i wracamy, Mama na paznokcie, my do domu
bardzo miło spędziliśmy czas na łóżku, na poduszce, jakby w pewnej bliskości, no i oczywiście z samochodami
***
wieczorne zupełnie normalnie, choć wiercący sąsiad przeszkadzał, co przełożyło się na bardzo wydłużone zasypianie, no ale kiedyś i tak musiał zasnąć
***
było już późno, więc tylko wyciąłem sobie logo Radio Rodoz, prysznic i do snu
chyba nam zimno było w nocy, jemu wciąż spadała kołdra, więc wciąż ją poprawiałem, niby 22:30, a spałem jakoś mało
***
przy budzeniu już miał się zacząć dramat, kiedy małe dzień dobry oraz pluszowy kociak załatwiły sprawę, uff


9 grudnia, piątek

zatę Żono ma

śmierdzi mi dzisiaj spod pachy
***
takiego piątku, gdzie wszystko mam ogarnięte i zaraz sam zacznę szukać roboty to nie pamiętam, jest super
coś tam zaciągam, dwa filmy się pojawiły, czytanki zaliczone, blog wklejony
***
idę dzisiaj na piwo z tej radości!
***
trailery zaznaczone, pula się zwiększa
***
Licence to kill, no, są wycięte sceny!
***
wróciłem uniesiony na wro, zaliczywszy w uniesieniu spacerniak, przez całe pół wieczora pamiętałem, że to pierwsza od x lat sytuacja, kiedy rozdałem, rozparcelowałem wszystko, nawet załatwiłem prastare maile
to była radość!
***
wieczorem Mama chciała serial z królową, więc machnąłem, w zamian za kąpanie
potem już zasypiałem dziecko wraz z
Black box affair: il mondo trema (1966)
***
wybrałem się do Wojta po kasetę, miało być na jedno piwo, wróciłem po 3, nalewce i przed drugą, było tyle jedzenia i picia, że starczyło mi do następnego dnia, tak to tam bywa
taszczyłem przez las fioletowego konia, trochę na biegunach — to było kuriozalne


10 grudnia, sobota

zatę Żono ma

więc to wstawanie przed 8, mimo że wspaniałe, trochę mnie zaskoczyło
trochęśmy sobie poleżakowali, ale Mama szybko zrobiła śniadanie, szybkośmy się zebrali, a tam u Kidzińskich taka kolejka, że zrezygnowaliśmy
***
na Stogach spacer dookoła stawu, tym razem Babcia, choć uczepiona wózka, sporo miała interakcji, wcześniej robiliśmy zakupy w miejscowej piekarni, bułka cebulowa
***
po bardzo długim spacerze rozłożenie łóżeczka i godzina 10 spania, strasznie mało światła tam w domu (również za oknem), po piwie chce się spać
na obiad pieczony kurczak z ziemniakami (ach, to on zabrał mi ten czas na czytanie LnŚ)
dziecko wstało sprawnie, bez płaczu przez cały dzień, Babcia dopingowała z jedzeniem, niewiele potem chilu i czytania, tylko wiele czasu do spędzenia, "na szczęście" były skoki, prócz tego Babcia sporo czytała
Mama wraca na spokojnie i tak samo wracamy do domu
że też rześmy nie wpadli wcześniej na pomysł z tym łóżeczkiem
***
tata pobiegł pół godziny, odrabia zaległe "przerwy na żądanie"
wieczorem przed snem małe ups: poszła sraczka, Mama była przy okazji, więc załatwiła, ale się przejęła
***
do snu wyczerpany 20 minut
The Deadly Affair (1967)
a potem Mama poszła (nie)spać do małego




piątek, 10 marca 2017

21–30.11.2016


My Apologies
21 listopada, poniedziałek

zatę Żono ma

miałem sen jak w amerykańskim filmie, nawet już początek sequela potem
nie wyspałem się, mimo tylko jednej przebudki i mleka
dziecko było na granicy rozłożenia się, ale w konsekwencji dobrze weszło w dzień
***
jedziemy (zapomniałem książki = palma) i tydzień nieźle się zaczął, bo znowu mamy chorobowe na miejscu, yei, dostałem sraczki
***
dobrze, że świeci słońce
***
mówiąc, że troszkę byłem zarobiony, byłbym niedoszacował, wymęczyło mnie, wieczorem byłem padnięty i śpiący
szybciutko wróciłem na wro (transfer podpasował perfekcyjnie), potem strasznie długo (to ta pora) do domu, dziecko chciało popłakać wysadzone bez Mamy, ale poczta go trochę zaciekawiła i ten czas w kolejce też w sam raz (pieski, drukarki)
w domu towarzyszył mi z pomieszczenia do pomieszczenia, z rozpędu sam chciał umyć ręce i zjeść kromkę chleba = udany wieczór
podczas wieczornych dziecko już mocno ziewało, zasypianie nie trwało wcale długo, jedynie mnie mocno wciągnął film
The Last Valley (1971)
świetna rola Michaela Caine'a
***
na zmęczeniu zacząłem sobie oglądać straszną głupotę
Arriva Dorellik (1968)
(and Pachito is finito)
i ponieważ dostałem dyspensę, jako że Mama idzie do pracy na 10, to do snu oglądałem Joela Embiida w meczu z Suns
a w nocy sikanie do 1,5 wazonu

maluchy
22 listopada, wtorek

zatę Żono ma

2016.11.21_MIA@PHI
Covington i Sergio w ogóle nie powinni rzucać do kosza (= dramat), ale na razie mecz na styku, walczyli pod koszami, były emocje i kolejne zwycięstwo Hansa
Miami @ Philadelphia 94:101 (Whiteside 32 – Embiid 22)
***
Thurston Moore & Loren Connors – The Only Way To Go Is Straight Through (2013)
no nie da się z tym mieszkać
***
względnie sprawnie udało się dotrzeć do końca, nawet miałem miły fragment "living daylights" (wkleić screena)
potem spacerniak z górką i widokiem na światełka (wczoraj to mi się nawet Tortoise podobało), dziecko na wro w znakomitym humorze, wracamy, wieczorne, chleb przestał być już świeży
***
The Last Valley (1971)
zachwyca scenariuszem, dogłębnym przedstawieniem charakterów, grą Caine'a, choć zasypianie długo trwało, to też się zasiedziałem
***
już nie było kolejnego t-shirta ze śmietnika, poszedłem na półgodzinną przebieżkę, wracam na żywca, oglądam Hansa
Mama zapowiada plan wizję (straszną)

Nowy Hakeem z Kansas 3.01.2914
23 listopada, środa

zatę Żono ma

rzadko porcys mnie czymś nie zawodzi:
http://www.porcys.com/review/furia-ksiezyc-milczy-luty/
***
wczoraj Żona mnie zmęczyła nagabywaniem, więc dzisiaj czuję się wypompowany, a może to niewyspanie, stąd obniżka nastroju
ALE należy dodać, że tej jesieni jesień na mnie tak nie wpływa, dlatego dzisiaj wziąłem kasetę
***
Vernon Subutex t. 1, Virginie Despentes z polecanek, już zdążyliśmy się pośmiać (pisałem?)
***
https://preoccupations.bandcamp.com/
czyli druga płyta VietKong
jedzie Joy Division jak chuj
***
była drożdżówa, bo miękka i potrzebna
nieco zwolniłem z robotą, dzisiaj bez meczu, zaskakujące trochę układy tabeli, ale nba bez wielkich rzeczy na razie w sezonie, tylko mecze 76ers mnie robią oraz 6 gracz, w końcu tak się interesuje nba
***
wracając
jedna przebudka o północy, mleko 3:30, 2 ha na nocnych rozmyślaniach, dziecko samo o 6:14, nie rozkręciło się w tą niedobrą stronę, jedziemy wcześnie, tata czyta w tram, spacerniak będzie po południu
***
https://lonkersee.bandcamp.com/album/split-image
czyli  Michał Gos — drums i inne postacie sceny
wciągające, jego co prawda w tym miksie za bardzo nie słuchać i trochę popierduchów na saksie, ale klimat robi
***
trochę nam się atmosfera zagęściła pod koniec tyrania, więc czas się szybko skończył i ruszyłem w mgłę
nie były to wielkie zakupy, gdyż byłęm najedzon, i dobrze, wypłata kasy, we wspaniałym zamglonym fragmencie po raz n-ty W&V, potem przerzuciłem się na kasetę, widziałem że trochę przerzedzają okolice parku z niskich drzewek no i wszędzie trwa festiwal kładzenia nowych chodników i ścieżek z kostek brukowych — na to wydaje się pieniądze na koniec roku budżetowego
***
Przem tradycyjnie spóźniony, brak prądu w sali, podwyżka, opowieści, będzie nowe auto Johnego (nie wiem, czy wspomniałem o spaleniu)
przegraliśmy w zasadzie wszystko, zmęczony, ale już opity wybrałem się na spacerniak, by trafić do domu
tam chwila relacjonowania i zmyłem się spać, dłuższy sen nie pomógł

Pierce
24 listopada, czwartek

zatę Żono ma

dwie przebudki (nie byłem miły), wczesne mleko o 3:30, śpimy do 6:18, dziecko na łóżko, chwila leżakowania ("Mamo wyjdź, tato leż") i udało się rozkręcić poranek
***
chyba dzisiaj nici z meczu 76ers, ale za to trafiłem na wspaniałą I kwartę Kevina Love, było miło; już pisali o tej niefrasobliwości Cavs, mogliby spokojnie prowadzić 30 pkt i potem grać rezerwy, ale oni zawsze pozwolą soboe dojść
Portland @ Cleveland 125:137 (Lillard 40 – Love 40)
***
i to był taki dzień, że zabrałem się za
Memphis @ Philadelphia 104:99 2OT (Gasol 27 – Ilyasova 22)
a to miało dwie dogrywki, więc musiałem skipować żeby poznać wyniki i nie wyjść zbyt późno!
***
wieczoru nie pamiętam, chyba tylko że to ja teraz postraszyłem Mamę dwójką
i chyba wieczorem polazłem do piwni, obierałem gałąź, i na chillu czytałem magazyn, a potem znalazłem bardzo ciekawą kurtkę (wiadomo gdzie)
filmu nie było

Seventh Dawn
25 listopada, piątek

zatę Żono ma

tyrałem przez dzień cały, więc nie było czasu na nic, jeno to, że przyjechał kurier i przywiózł! obejrzałem i jest lepiej niż na zdjęciu, powoli przyzwyczajam się do zmian w stosunku do oryginału
***
w końcu wyszedłem i podymałem przez ciemność z przesyłką, chyba palma mi robiła za klimat ze światełkami
***
wro, potem wracamy, wieczorne i zasypianie = nie pamiętam
raczej obejrzałem do końca na smarcie
The Last Valley (1971)
potem w "tv"
Arriva Dorellik (1968)
a przed snem zachwycałem się
Escape to Athena (1979)
kolejny świetny i dowcipny obraz 70s, chyba nawet przyszalałem z zasypianiem i tylko po jednym browarze, bo byłem maksymalnie zmęczony po tygodniu (= czyli musiałem być w sklepie)
a Mama następnego dnia miała kaca

The High
26 listopada, sobota

zatę Żono ma

wstawanie przez to nieco utrudnione, chyba była nocna akcja z wazonem
ale swobodnie przeżyliśmy z dzieckiem tę chwilę, śniadanie było niemal bezchlebowe, szybko zaliczyliśmy Kidzińskich, potem tradycyjny spacer dookoła stawu, trochę chłodno, ale lód z biedry fajny
wobec naszej nowej akcji zebraliśmy się na wro, a dziecku było przykro, ono nawet samo się przytulało do Babci = trzeba będzie to zmienić na koszt łóżeczka turystycznego
***
na wro zasypiała Mama, a tata zabrał się za mycie i czyszczenie auta, zajęło to pełne 2 ha, ale było dogłębne, wiadro z gąbką i pianą, szlauch, odkurzacz, pełnia świadomości, przynajmniej posłuchałem sobie zaległych palm i podcastów
niemiej, rączki zgrabiały
***
zjedliśmy zupę na wro, wracamy do domu, wieczór już krótszy, ja zaś coraz bardziej zmęczony i jakby przeziębiony
zastosowałem wszystkie możliwe środki, nie omijając oczywiście piwa (tym razem ciepłego), Mama mi zaciekle pomagała, i już nawet do snu tylko 20 min, choć znowu fajnie

Thee Oh Sees
27 listopada, niedziela

zatę Żono ma

więc zacznę od wczorajszej najebki, bo była bardzo różnorodna w czasie, przez to zawężenie niemal energetyczna i bardzo późno poszedłem spać
trochę się zaganiałem jak z tymi busami i pkmkami, ale to poszło najłatwiej, łącznie z biletem dla Wojta, zaliczamy sklep (3 miłosławy, łagodne) i lokujemy się
z kompem trochę zajęło (karta, sterowniki, gramy), że o 21:33 byliśmy dopiero po 4 numerach
na monitorach pięknie gra, na wieży oczywiście nie
ale Endriu od razu łatwo zapodał schematy, więc później można było jechać już automatycznie, mega szybko się zbieramy (zapomniałem kabla) i w 10 minut docieramy w padającym śniegu na stację, a tam...
opóźnienie 38 minut
więc wypiliśmy browara na spółę i dyskusje, w końcu pkm i przez las wracamy, w lesie śnieg, "biało", wszystko widać, jest genialnie, tak się podekscytowałem tą wędrówkę, że zaliczywszy owocną wizytę na śmietniku, wymieniłem się z Mamą łóżkami i jeszcze słuchałem tego 007, jej, zima
***
ponadto poranne wstawanie zupełnie ok, pewnie się wyspałem, lekkie osłabienie, ale ani gardło ani nos, ba, z dzieckiem w pokoju przeleżałem na łóżku CAŁY film o wróblach, następnie wykonałem pięknego omleta z łososiem i groszkiem, nawet szło z tym jedzeniem
***
Mama zrobiła mi przyjemność i wyskoczyła z dzieckiem na zakupy, MUSIAŁEM obejrzeć mecz do końca, ale tylko do pewnego momentu było co oglądać
Oklahoma City – Detroit 106:88
zmywanie i  W KOŃCU przesłuchałem pół płyty For Carnation, z całkowitą uwagą, słyszę rzeczy, których wcześniej nie słyszałem
***
wrócili, jedzonko i zasypianie (La commare secca (1962), Bernardo Bertolucci, kino włoskie, klasa)
więc pospaliśmy razem przez 2 ha, bardzo mi pomogło
***
Mama zrobiła świetnego grillowanego kurczaka i pozostałe
potem zajmowała się dzieckiem, a ja się migałem (no ale, nowa książka tylko z Mamą), kawałek kąpieli po kolacji, zbierałem się długo u wybyłem w padający grado-śnieg, resztę znacie
***
aż nawet ściągnąłem kolejny PL, oraz 3 dysk z VU 45-lecie "Loaded"

Tone Dogs — Ankety Low Day

28 listopada, poniedziałek

zatę Żono ma

jest katz!
ale była tylko jedna przerwa, na mleko, więc przynajmniej tyle spania, a dziecko nie chciało wstawać z rana, dramat nad dramaty
***
było odśnieżanie auta, było bardzo późno, ale zdążyłem do sklepu
miałem się martwić wypłatą pieniędzy (to pozostaje), ale nie musimy ich wozić
dentysta do załatwienia
robota czeka, ale ci co mieli zrobić — nie zrobili!
więc dzień jak co dzień, czekam już na wieczór
***
nie wiem, czy mi znowu nie ucieka czas i inne życie z tym zaangażowaniem w nieustającą karuzelę
***
kupna sałatka zjedzona na obiad, przyzwoicie, stary wywiad z Allenem, już chyba go czytałem raz
***
dialog tygodnia:
- a wiesz jak zrobić pijany glos, mam taką wtyczkę
- akurat tej wtyczki nie potrzebujemy
***
udało się trafić na czas i wypłacić plik banknotów, tym razem tylko spacerniak przez park, oczywiście jeszcze "jasno" w wyniku wczorajszego śniegu, wycięli aleję tujową, one strasznie urosły od czasu, kiedy skakaliśmy przez nie z drewaninymi karabinami z ram krzeseł
***
wieczorem nie działo się chyba nic prócz pozytywnych wieczornych, dwóch fragmentów filmów, kupna łóżeczka turystycznego i przypomnienia o umowie
22:30 do snu


29 listopada, wtorek

zatę Żono ma

podpisałem cyrograf na następne dożywocie, w końcu co innego mam robić
***
poranek trudny, bo po pełnej nocy i tylko mleku o 5:50 dziecko nie chciało wstawać, a, racja, chciało mleko o 3:30, ale słownie kilkakrotnie je przekonałem, że spimy dalej
***
rano i po południu w tram miałem wrażenie przemarznięcia, kataru i nadchodzącego przeziębienia, zastosowałem wieczorną prewencję, oczywiście na piwie
***
dzień upłynął w mocnej zajętości i obawom co do terminów (i tak już się nie udało)
byłem pod koszulą, miało być lekko (1 osoba), ale były 4 i w dodatku z naczelnym = nerwy, musiałem udawać, że się znam nie gorzej (a się nie znam), no ale skończyliśmy, a ja powysyłałem i jazda
***
do Wrzeszcza wcale nie tak szybko trafić, dodatkowo był miks Endriu/Johny, ale wszystko się udało z przekazywaniami, a dzięki E. mam znowu kabel do lapsa, E. zrobił już masterki do Lo-Files
***
wracam do domu, mam pół godziny dla siebie, słucham drugiej strony PŁYTY
***
jak to by było z całym wolnym wieczorem? więcej płyt, więcej filmów i odgrzewana kolacja, rozumiem, że niektórzy mogliby się znudzić
***
mieliśmy bardzo miłe wieczorne wraz z zasypianiem, dokończone
La commare secca (1962)
przesłuchałem masterki, ugotowałem browara i jeszcze dokończyłem
Escape to Athena (1979)
prawie wcześnie do snu

Książ
30 listopada, środa

zatę Żono ma

ponownie zacznę od tyłu
była tylko jedna przebudka o 2, a mleko o 5:50, co oznacza, że 40 min później obaj byliśmy w środku snu, tylko jemu gorzej idzie wstawanie, no ale w końcu się udało
***
nie kichałem w tram, jest nowa LnŚ z Węgrami, a ja oczywiście Lo-Files z masterem średnim, bo najlepszym (mały jest nieco za słaby, a mocny zbyt prasuje i uwypukla zbyt dużo dr czy bocznych gitar)
***
skończyła się moja "narracja", że hipsterski brodacz to Andrzej (bo Mariusz), zatem nie będzie spotkania po latach, jak mi się zdawało wczoraj/dzisiaj
***
przez chwilę przez chwilę przez chwilę mogę się zajmować moimi wyłącznie sprawami i nie na wczoraj
***
na tym meczu publika żywiołowo reagowała, młodziaki grali nieźle i jestem ciekaw, z czego wynikało wpuszczenie rezerwowych Cavs w trzeciej kwarcie, przecież mecz nie był jeszcze przegrany
Cleveland @ Milwaukee 101:118 (James 22 – Antetokounmpo 34)
***
zapomniałem komórki i wydawało mi się, że Johny zdąży, ale nie
i tak nie zrezygnowałbym z trasy, zaliczyłem lidla, bankomat, drewutnię i siup do domu, nawet zdążyłem obejrzeć 18 minut nowego obrazu
leci Lee Hazlewood (nowa miłość) oraz kaseta
3 piwa jak mama kazali i jest środa!
***
wieczorne zrobiła Mama, ja zasypiałem z kolejnym włoskim obrazem, treść odrzucająca, bo chyba taka aktualna, tytuł nie do zapamiętania
Diario di un vizio (1993)
***
potem Mama pracuje nad oglądaniem Top Model, ja mam miejscówę w kiblu, dużo światła i muzyka, jeszcze tylko prysznic i siup