wtorek, 30 września 2014

Odcinek z pniakami diabłami



9 sierpnia, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca odrobinkę na lato.

Pierwsze nocowanie w domku zaliczone. Wcześniej wieczór przy kominku, rozłożyłem się, wieczór nieco ukoił. Poranne wstawanie, transfer łączony [z(od)nalazłem cudzego pena], w końcu jesteśmy w środku lasu, na miejscu.
Po pierwszym przewalaniu pni godzina nicnierobienia, ale dobrze to zniosłem huśtając się na wystających pniach, przechadzając się po suchym lesie. Przymusowy relaks, ale taki swobodnie odmóżdżający.
W końcu przyjechała pierwsza partia. We wsi zrzucamy dwie przyczepy ogromnych buków i grabów. Pocięte na długość metra, dwóch ogromne pnie, bywało, że o średnicy metra z hakiem. Nie do ruszenia.
Drugą partię ładujemy (taaa, wy ładujecie), ile tego było? 10 m3? Ale takich prawdziwych, rzetelnych, przy okazji trochę wiedzy starsi mi przekazali, na długo nie zapamiętam. Jak to się nazywa? Wybieranie drewna.
Piotrowe buki długie na 2-3 metry, ale węższe, lżejsze. Zrzucenie dwóch przyczep za płotem (do środka traktor by nie wjechał) (z tym sprawnym podnośnikiem widłowym).
Wracamy na stanowisko, gdzie nas jeszcze nie było, ładujemy ostatnią partię dużych i większych, zrzucamy z większym czy mniejszym powodzeniem (tak to jest, jak się klapy nie otworzy równo na trzycztery). Zebraliśmy sobie jeszcze śliwek z drzewa i na dokładkę mamy jaja oraz maliny. Cud miód.
Chyba kąpiel była po tej pracy (parę draśnięć na golenie również). Wracamy z przechadzki (jedzenie też pewnie było na miejscu, ale co - tego nie pamiętam) (acha, były dwa ciasta, jedno nasze). I jeszcze Piotr ciął łańcuchową te większe pniaki, mniejsze rzucaliśmy za płot samodzielnie, w większymi trzeba było razem. Styralim się. Pewnie spałem po tym jak dziecko.


10 sierpnia, niedziela

Odcinek z mułami

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wróciliśmy do pracy.

To były jeszcze te słonecznie dnie, gdzie po wyrwaniu wszystkich możliwych chwastów zabrałem się za kopanie. Szpadel w ruch. Zdaje się, że po tym weekendzie urosły mi muły.
Przekopywanie to pikuś, mimo że ziemia ciężką bywa.
Potem zachciało się jeszcze wyciągać korzenie z korzeniami. Ciągną się cholery. I rosną nieustająco. Fajna robota, ale dość syzyfowa. Kręgosłup do wymiany, końca nie widać. Ale się zachciało, to proszę.



poniedziałek, 29 września 2014

Odcinek specjalny: Lalo Schifrin — Insensatez (1968)


 

klasyczny absolut, jedna z najlepszych w dyskografii, bossa bossa, a jak gra!
należy docenić dokładność poprzedniego słuchacza, który zaznaczył właściwą długość utworu tytułowego
dodatkowo jestem nieprzygotowany (z obu frontów), więc dzisiaj odcinek zastępczy właśnie, ale za to jaki!



sobota, 27 września 2014

Odcinek specjalny: John Barry — The Chase (1966)


 

w szumie folii i cieniu (bieli malowania), nie wspominając o szale białego (szarego jelenia)
Najpierw był film, dramatyczny, technikolorowy (ach, co za obsada!), wcześniej/później fragmenty z lounge legends, a potem podsumowanie w jazzowo-beatowym suspensie. Nie ważne co mówią komentatorzy: jest znakomite. Podoba mi się nalepka: not for sale. = ten winyl naprawdę ma tyle lat



czwartek, 25 września 2014

Odcinek z weekendowym wyjazdem



7 sierpnia, czwartek

Odcinek z rwaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca troszkę zmartwieni działkową starością i osami.

Ranek temperaturowo lizboński, ale nie przejąłem się tym. Edyta Bartosiewicz, chyba jakiegoś składaka słuchałem, kaseta lekko wcina, brać? A Queen zabawny, beatlesowski, z początku go nie poznałem. Fowles wyznaniowo zbyt brytyjski (choć twierdzi, że angielski), jak dla mnie w obecnej sytuacji politycznej.
***
Khigh Dhiegh jako Davalo "Seconds" (1966) oraz jako "brainwasher" Dr. Yen Lo w "The Manchurian Candidate" (1962) łączy aktualnie.
***
Tyrania trochę było do druku i na powrocie postanowiłem, że muszę nieco urozmaicić lekturę na jutro.
Kwiaciarnia jednak będzie działać — fredastry.
Kukurydza smacznie. Najadłem się. Ale gdzie jest MIĘSO!!!
Mamy zaplanowany weekend z relaksem i pracą.
Idziemy, ale wzięliśmy za mało siatek, bo masz wprawę z zbieraniu jabłek.
Zaskakująco (dla mnie, bo spodziewałem się dopiero w niedzielę) szybko wyrwałem wszystkie długie. Ale tę piękną, moją, dziką trawę też trzeba będzie wyrwać, no szkoda. Pewnie truskawki też pójdą, bo leżą jakby nie w tym rejonie. Stopnie trzeba będzie zniwelować do trzech.
Przekopać, nasadzić.
Przyciąć drzewa, część martwych wiśni usunąć pewnie w ogóle. Przyszłość.
Nie jest wielka, ma starczą ławeczkę, taką dla mnie.
Szlauch działa, dobrze, mała aronia rośnie, dobrze.
Słońce zachodzi, ale światło jeszcze bywa dłużej. Z resztą się zobaczy po tych dwóch miesiącach.
Zmęczenie, muzyka rockowa, nie z winyli.



8 sierpnia, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca z urwanym odcinkiem...

Chłodnawo, ale bez obaw.
Heh, LnŚ nie ma zaktualizowanej strony.
Thomas Traherne na początku mnie trochę rozczarował, przecież nie będę czytał wierszydeł o stwórcy. Ale fragmenty krytyczno-literackie i wprowadzające w epokę oraz światopoglądy są ok.
***
Okazało się, że tylko w przypadku pierwszych ost 007 miałem braki na kasetach, pozostałe nagrywałem już z pełnymi "Additional and Alternate Cues". Słuchasz i "widzisz" pełen film. Ale podoba mi się pełna tytulatura wszystkich fragmentów.
***
Sceny z nagimi winogronami dość frywolne, zabawnie kręcone (Seconds).
***


środa, 24 września 2014

Odcinek z papierówkami



5 sierpnia, wtorek

Odcinek z burzami

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mamy już klucz!

Cały dzień w bazach bio. Co prawda był esej Fowlesa z rana (a on już nie żyje), ale dzień to wyparł.
***
Skoro wtorek to:
Maanam — Sie ściemnia (1989) — to nie jest płyta w muzyką. "KADYKS — Specjalne podziękowania dla Jeana Geneta i Andrzeja Wajsa" — na pewno obaj są zadowoleni z tego połączenia.
mój wiersz:

ta nie do zniesienia
teatralna maniera


To nie jest muzyka, to nie są piosenki, nieumiejętność tworzenia na naszym poziomie, wszystko oparte na drętwej perkusji, plumkanie na flangerze i do tego wycia i recytacje. W tram nie słyszę tekstów, bo po co, i co wtedy płyty zostaje?
***
Queen — Innuendo (1991). Nie powiem, były przeboje "These Are The Days Of Our Lives" i wymęczone kompozycje i nastrój oczekiwania w połączeniu z żałobnym szacownym milczeniem. Ale dlaczego nie ma innego takiego zespołu na świecie? Bo głupio dzisiaj na serio bawić się w patenty operowe, rozbudowane prog-pseudo-smaczki, a do tego wypełniać je zwykłymi pop-rockistowymi numerami. The Darkness mieli rację, a Queen już odwalali kitę.
***
A Seconds (1966) ... Oj ciekawe co dalej. Ha, ha ha:
— Zostałem przydzielony do omówienia z panem okoliczności pana śmierci.
— Słucham?
— Wiem, że to brzmi dziwnie. Dlatego ja tu jestem. Na pewno ma pan mnóstwo pytań. Oczywiście temat może wydawać się|niedelikatny, ale większość klientów...
— Wyjaśnijmy sobie — nie jestem klientem.
— Dokładnie, panie Wilson. Jeszcze nie jest pan klientem. Może zacznę od wyjaśnienia, jaki jest koszt przedsięwzięcia.
***
Fowles przynudza, ale jest bardzo elokwentny i szczery i ładny.
***
Lidl się sprawił (wędzone, pikantne), pogoda również (już nie padało, nie było zimno), piwo również (zimne, gorzkie), szkodnik już wyjechał, więc wszyscy odetchnęli.
***
Wróciłem do domu (klucz!) i korzystając z nowej tradycji (od poniedziałku) zanurzyłem się w technikolorze skoro pracujesz. Dzisiaj zdrowy sen, regularne przebudzenie o 6.



6 sierpnia, środa

My drogi i Miłościwie Nam Panująca przed snem poszliśmy badać teren.

Craig Armstrong — The Orchestral Score From Baz Luhrmann's Film the Great Gatsby (2013) — sentymentalnie, orkiestralnie, nieco ambientowo, bardzo przyjemnie.
No acha, gdyby nie borowali w budynku na dwa młoty udarowe.
***
ładnie:
http://www.kenkaminesky.com/#!/index/G0000qTYD0uwNqc0
***
Jerry Goldsmith — Lilies Of The Field (1963) — bez rewelacji, w stylu american western i zaśpiewki gospel.
Jerry Goldsmith — List of Adrian Messenger (1963) — już lepiej, bo choć starawo, to kryminał, podobno z zacięciem szpiegowskim. Do obejrzenia?
Jerry Goldsmith — The Prize (1963) — sensacja. Jeszcze lepiej. Atrakcyjnie muzycznie, choć może zbyt doraźnie. Chyba jest film. Z Newmanem. Obejrzeć!
***
W prasie znów trochę straszą wojną i zmianami post-nowoczesnymi, Lenin XXI wieku wykorzystujący idealistyczne rozbrojenie zachodu, podzieloną Europę i stagnację gospodarczą. A co, jeżeli prócz podręczników historii zechce on zmienić przedwojenny układ sił i nie jest tylko szalony, lecz chaotyczny acz nowoczesny?
***
Popracowawszy, główny bohater zmienił się w końcu w Rocka Hudsona, a ja (zaskakująco dla mnie) dojechałem właśnie na po 18. Ale pracowaliśmy pilnie, "Yes You" wygląda jeszcze bardziej dziwacznie, a "Bang Bang" jest świetny.
***
Wracam i robimy wieczorną przechadzkę, będzie co robić, ale widzę dobre początki. Będzie sobotni poranek na drewnie?
Przewiana moja prawa strona karku została bardzo sprawnie wymasowana, dziękuję.



wtorek, 23 września 2014

Odcinek z afrykańską niedzielą


Wilhelm Bernatzik — Gate to Paradise (1906)

3 sierpnia, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca spędzamy niedzielę w przeciągu, ja w tym cieplejszym.

Uwagi ciąg dalszy, bo — z przerwami na słuchowisko pod blokiem o 2 w nocy ("płacę za siebie kurwa") — spałem/leżakowałem do 9 nad ranem.
Zmęczony tym wszystkim wcisnąłem kanapkę i na śniadanie na bazarek dla bogatych ludzi.
Była zimna wietnamska kawa, sok arbuzowo-miętowy, słodkie baklawy i wielka droga ćwiartka. Zatem do domu, z przystankiem na polskie jabłka i lody (szypciutko!) do domu.
A tam już relaks przez resztę dnia: przebrałem makulaturę od grudnia 2012 (wiele ciekawostek, jedna półka wolna), posłuchałem naszego wspaniałego nagrania "Bang Bang", wybrałem kilka brzydkich, ale moich i kolorowych zdjęć (do wywołania się to to nie nadaje) i zrobił się afrykański wieczór.
Były winyle, filmu nie było, wieczna zupa na obiad została spożyta, frappe, Ty wytworzyłaś prawdziwego shake'a (znowu foto zabrakło), Wojt znowu nie może (strasznie szkoda, taka pogoda, a schody czekają samotne, puściutkie), dogrywka jak się patrzy, no i wreszcie zaliczenie tego, co się odwlekło w sobotę.
Został tym prezydentem.
Bardzo dziękuję, bardzo mi się podobało.
No i jeszcze fryzjer z fryzjerką przed snem.
Afryka dzika.

Ferdinand Kruis (1869-1944) — Night View of Vienna's New Market Square
4 sierpnia, poniedziałek

Odcinek z borowaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca na nieudanej próbie wypłacenia forsy ze sklepu.

Lalo Schifrin — The Competition (1980) — lata 70/80 na romantycznie. Słuchać tak, kupować nie.
***
A Seconds (1966) to trochę się boję oglądać (ale nie mogę przestać oczywiście), bo jest strasznie okropne, jest niewygodne (ten nowatorski sposób krzywego filmowania), klimat jest ciasny, dodatkowo przez tę czerń/biel realizuje moją wizję kafkowskiego osaczenia. I jeszcze przypomina mi "Wstręt" Polańskiego. Oj ciekawe co dalej.
***
Oczywiście stres okołostomatologiczny był. Dużo czasu i materiału zeszło na tę reklamację (symbolicznie 1/3 ceny po starej znajomości, nalegałem). Jeszcze upalnie, jeszcze oruńsko, apteka i biorę się zabieram z przechadzką.
***
Dokończyłem "Niegdyś i dziś" Mordecaia Richlera. Książka, jeszcze lepsza niż "Wersja Barneya", choć powtarza cały sztafaż postaci i historyjek, była wspaniała. 
Te dwie pozycje czytałem zachłannie, jak dawno dawno temu zdarzało mi się przy lekturze Normana Daviesa czy Dana Browna. Książki, które określam miksem Rotha i Updike (i na pewno nie spodoba się Jerzemu), wzbudziły mój zachwyt, wybuchy śmiechu i zaangażowanie emocjonalne w lekturę. Starym ludziom takie rzeczy się nie zdarzają. Więc tylko kilka stron mi zostało na wieczór do kuchni, i wszystko jest jak trza, tylko uważam, że samo zakończenie jest nieprawdziwe i Richler trochę oszukał. Ale miał prawo.
***
Jakby pod wpływem znieczulenia (nie), jakby pod wpływem piwa (tak), na balkonie w deszczu (tak), jakby w nastroju sentymentalnym (tak), choć nie wygladało (tak), wyczesawszy ponad długi czas (tak), po kryjomu, ukradkiem, choć miało być miksowanie obejrzawszy (tak) niekończący się serial.
Golenie i do snu.


poniedziałek, 22 września 2014

Odcinek z ciotkami



1 sierpnia, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca styrani całotygodniową upalną pracą.

Z bankomatem nie zdążyłem, bo bus i spacerniak. Będzie okazja.
***
Na dusty wróciło:
John Barry — Sophia Loren In Rome (1964) $14.99 — ale to nie jest nawet w drugiej kolejności odświeżania, więc pewnie nie.
***
Jerry Goldsmith — The Spiral Road (1962) — film przygodowy z Rockiem Hudsonem i tak to brzmi.
Jerry Goldsmith — A Gathering Of Eagles (1963) — jak wyżej, film wojenny z Rockiem Hudsonem i tak to brzmi jak wyżej.
Nie ma specjalnej różnicy między end titles poprzedniego a prologue następnego.
***
The Wolf of Wall Street (2013) — jest wykurwisty i pewnie obejrzę go jeszcze nie raz. Pięknie się ogląda, migiem mimo prawie 3 ha, Scorsese pisze dialogi od Tarantino. Oczywiście, że nie mógł dostać oskara.
***
William Loose — Vixen (1968) - nieciekawe.
Barry De Vorzon — Dillinger (1973) — sama stylówa z czasów.
***
No i nie poczytałem sobie w tram, bośmy się spotkaliśmy. Wielka radość.
***
Ale zamówiliśmy różne rodzaje pierogów, któreśmy potem przerzucali z talerza na talerz. Smacznie było. Najedzeni w sam raz (dzik/kaszanka/bób/orzechy), spacer stanowczo zbyt wolno, ale ten ogród botaniczny wcale nie taki najgorszy. Prawie jak wycieczka za granicę.
***
Jeszcze krótki pobyt w domu (i po co myśmy tak sprzątali), ciasto wyprzątnięte i już się można było zabierać:
http://www.filmweb.pl/serial/House+of+Cards-2013-620036/discussion/Dlaczego+Frank+DLACZEGO+!+!+!,2486590
***
I, uwaga, wobec następnego dnia, obejrzałem kawałek mandżurskich szpiegów, lecz nie za dużo, nie do 2 w nocy, bo spać mi się chciało (!).
 



2 sierpnia, sobota

Odcinek z imprezowaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca nad jeziorem za miastem, korzystając z imprezy.

Zeszłotygodniowy pomysł zrealizowany: siadam przed śniadaniem, wytrwałe 45 minut i już po rundce rowerowej biorę prysznic przed śniadaniem. Dobra trasa, zmęczyłem się.
***
Jemy, pijemy, jedziemy. Upał hula, a szum okienny nie pozwala słuchać muzyki. Ale na miejscu już wszystko było cacy, zabrakło tylko jedzenia nad jeziorem. Książka cacy, woda cacy, pogoda cacy (klimat lądowy, więc o wiele goręcej), potem siedzimy na werandzie (patrz na czarny pasek na oczach), zimny szwedzki bufet, koty, psy i dzieci, afrykańskie powietrze, absolutu nie ma, ale tak się opiłem piwem, że już nie byłem w stanie więcej zmieścić. Więc podjadłem znowu.
***
Wracamy przy zachodzie słońca, plany szafowo-działkowe są, drzemię już, więc o tej 21 to buzi, lulu i spać.
Co za czasy!



sobota, 20 września 2014

Odcinek specjalny: John Barry, Harry Nilsson — Midnight Cowboy (1969)


 
 

jak już się dorwałem w sobotę, oto jestem
a tak bez podtekstów to:
po pierwsze: FILM, byłem dzieckiem, i pewnie płakałem, i pewnie do śmierci Dustin i Jon to będą AKTORZY
po drugie: książka, James Leo Herlihy, czytałem, właśnie dlatego, wtedy czytałem "poważne" rzeczy
po trzecie: cover Faith No More, całkiem całkiem przecież jest
po piąte (po ha czwarte): dotarłem do muzykie
zatem pora na film (?)


piątek, 19 września 2014

Odcinek, w którym dziecko nie wychodzi na spacer, bo nie ma w pobliżu rosmana


Jack Nicholson — Studs Lonigan (1960)

30 lipca, środa

My drogi i Miłościwie Nam Panująca w upale.

Poleniłem się i postanowiłem nie spocić. W ogóle byłem 20 min wcześniej, więc zaczytałem się i nawet strwożyłem, że nagle okazało się, iż już muszę wysiadać nagle.
Mordecai Richler, Niegdyś i dziś (Joshua Then and Now, 1980) łykam wspaniale czasem nawet przeskakując wyrazy (staram się nie). Fabuła, fabuła, opowieść.
***
Franck Pourcel et son grand orchestre — Paraphonic (1969) — tym bardziej wobec moich ostatnich Goldsmithów nie jest to w stanie mnie zadowolić. Lepsze, ale wciąż popierduchy.
***
Jerry Goldsmith — City Of Fear (1959) — starawa sensacja, dużo suspensu i zmian dynamiki. Trochę jak z kiepskich filmów, jeno bardziej rozbudowane i nie męczące. Dobry początek.
***
Jerry Goldsmith — Studs Lonigan (1960) — udramatyzowane z harmonijką. Muzyka jeszcze starawa, ona chyba tam bardzo często leci w tle. Ale ma temat i takie tam. Jeden z pierwszych filmów Jacka Nicholsona. (foto!)
***
Francois De Roubaix — 10 Ans De Musique De Film (1998) — że jako "mityczna, pionierska figura" to może niekoniecznie. Może druga część, z muzyką późniejszą zdradza trochę elektroniki w stylu Serry czy Kamena.
***
John Barry dla początkujących:
http://www.filmmusic.pl/index.php?act=artykul&page=0&id=109

aczkolwiek się nie zgadzam
***
Jerry Goldsmith — Matinee (1993) — urzekająca kliniczna nostalgia. Jak najbardziej Barry.
***
bardzo ładnie wygląda taka kręcąca się kaseta:
http://www.holidaymatinee.com/2014/06/18/june-2014-mixtape/
i za chwile mógłbym słuchać letniego indie
***
Jerry Goldsmith — First Knight (1995) — film może wspominam miło (rycerze!), ale muzyka osobno jest nieznośna.
***
John Williams — The Accidental Tourist (1988) — przyjemne "rodzinne" sentymentalne granko. Nawet nie czuć, że lata 80., bardziej uniwersalne, filmowy odświeżacz, podpasowało mi melodią.
***
Popołudniowa śpiącość wystąpiła, ale wolfie, ale książka, a potem już tylko się spieszyłem. W upale. Niedobrze. Targam basa, kupiłem arbuza i melona. Wszamałem sałatkę na próbowni (wkładka mnie się totalnie przekręciła + poranny sms, wielość kanarów, popsute wertikale = wiele irytacji).
Ale próba już pracowita, miła, energetyczna, "Say You" oraz "Tell Me", trzepiemy hity aż miło, piwnica jedzie wilgocią.
***
Wracam, lekko ogarniam, bo już prawie noc.
Zaproszenie do baraku na jutro.


A Gathering Of Eagles (1963) — świetny kolor
31 lipca, czwartek

Odcinek ze sprzątaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca, głównie Ty doprowadziłaś całe mieszkanie na błysk.

Nagle mamy zachmurzenie. Nie idę, bo targam z kolei megafon. Dzisiaj znowu wiele przechadzek. A książka szaleje, szaleje.
***
https://learni.st/users/SteveSegovia/boards/31657-the-best-bad-movies-of-the-past-10-years?utm_source=outbrain&utm_medium=paid_cpc&utm_campaign=entertainment
 
zapamiętać:

Sharknado (2013)
The Human Centipede (First Sequence) 2010
Teeth (2007) (widziałem!)
Splice (2009)
Snakes on a Plane (2006)
The Room (2003)
Rare Exports: A Christmas Tale (2010)
I Know Who Killed Me (2007)
Hobo With a Shotgun (2011) (mam to!)
Mega Shark vs Giant Octopus (2009)
Top Nicholas Cage Moments From "Knowing"
***
Jerry Goldsmith — Freud (1962) — bardzo ciężkie, trudno słuchalne. Nowatorskie jak na wtedy. Nominacja do oskara to była.
***
Upewniwszy się:
Trans Am — The Surveillance (1998) — jest wspaniała i w setce.
***
Autosalvage — Autosalvage (1968) — zaskakująco świeże i ciekawe psycho, w bardzo dobrym stylu, konkretnie. Dopiero w połowie jakoś siada i robi się z tego The Byrds.
***
Codeine — Frigid Stars (1991) — stosunkowo najsłabsze ze starych smutasów, na pewno nie za $26.99.
***
Jerry Goldsmith — Lonely Are the Brave (1962) — to jest już tylko zwyczajny western.
***
I trochę stresu wpadło (firmowa karta sim, ogarnięcie bałaganu w czasopismach), następnie spóźnienie nie pomogło i jeszcze niespodziewani goście na próbowni mojej, w związku z tym czułem się niekomfortowo na korytarzu, niekomfortowo nieprzygotowany, jedynie megafon dobrze działał. No i książki oddane/odebrane.
***
Po powrocie trochę ogarniania, OGROMNE plany pracowite na przyszłość — są powody do zmartwienia, wakacje się już skończyły.
Może to dlatego, że chłodniej.




środa, 17 września 2014

Odcinek z pizzą


28 lipca, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca przebieramy sukienki

Jeffrey Eugenides, Intryga małżeńska (2011) — dokończone. Nie żałuję, że przeczytałem, ale teraz już ten wspaniały Żydek z Kanady! Może jednak wejdzie w pamięć:
 
Mordecai Richler


***
Spacerniak, po burzy wciąż lato, a kaseta, wyklepana z trudem, działa aż miło.
***
Hugo Montenegro x 10 zaliczony. Do dalszej rundy przechodzi "Lady in Cement" (1968).
The Very Best of Francka Pourcela mniej mnie przekonuje.
Ennio Morricone — A Fistfull Of Dollars & A Few Dollars More (1965) — wciąż nie.
***
Pływamy w robocie, bo mamy wspaniałe LATO! (jak kiedyś za dzieciaka).
***
Spadła wielka burza, więc już nie włóczyłem się, zresztą zamówiliśmy zamówienie i przyszło bardzo szybko. Dużo jalapenos, ale 50% wartości, to smakuje. W gazetach na 2013 roku, w kasetach równie zapamiętale.
Niesamowita jest ta duchota w mieszkaniu i na zagrodzie.
Szał szał.

==============================
29 lipca, wtorek

Odcinek z ciotką

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mamy 4 x tak, w tym jedno bardzo tak.

Ennio Morricone — Exorcist II - The Heretic (1977) — przekonuje, w bardzo krótkim czasie. Film też był dobry. Co prawda Ennio ma mgliste pojęcie o rocku, tym bardziej warto spojrzeć na jego wyobrażenia: "Magic And Ecstasy".
***
3 nowe kasety — Goldsmith w roli głównej: In Like/Our Man Flint, Sebastian, Escape From The Planet Of The Apes/The Wrong Box (to już John Barry — znowu nie popisałem się z flacami, które się nie nagrały)
=>
- byłam wczoraj na fajnej imprezie, a ty?
- mój chłopak wieczorami nagrywa kasety
***
Fabio Frizzi — Manaos (1979) — piosenka tytułowa x 2 (disco z końca tak 70.), temat włoskie italian romantic x 9, kawałek reggae w stylu koko-jambo czy inny murzyński temat x 3, temat szpiegowski x 3 jak Roy Budd, 2 x popierduchy, właściwie takie "Never Say Never Again" po całości, ale nużące przez swoją powtarzalność.
***
Franck Pourcel y su gran orquesta — Adoro (1968) — na razie nie potrafię się zachwycić infantylnymi francuzikami.
***
Dzień mnie zaskoczył, trza się było zbierać po kilku dialogach z wolffiego. Ciotka nie ciotka, tradycji stało się zadość. Trafiłem i ciastka i gazpacho. Pani wyleguje się na fotelu.
Tymczasem sprawiłem wszystko jak trza, nie będę miał wolnego piątku na przechadzki, za to będziemy mieć wolną niedzielę.
Dostaliśmy książki w prezencie, ładną karteczkę (naprawdę), wracam, a Ty śpisz.
Pędrive już jest stary.
No to ja też nie zwlekając do snu.
Rybne/krupnik, twarożek od Ciebie.



wtorek, 16 września 2014

Odcinek z majsterkowaniem


Francesco Guardi, Piazza San Marco
26 lipca, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy jechać, ale złożyliśmy.

Ktoś tu wstał rano i nawet dwa razy był na zakupach.
***
Bo padał deszcz. Już nawet udało się dogadać skomplikowaność założeń z jeziorem, ale siąp i siąp. No to przerażony tą 37-punktową instrukcją zabrałem się i zaskakująco szybko mi poszło. Stoi. Szafka gra. Się czymie.
***
Mięso spod skiśniętych gołąbków, spacer plażowy dla stóp (Jelitkowo-Brzeźno), kręciołek/włoski i wracamy do domu. Wróciło lato. I to chyba już był wieczór.

Canaletto, Caprichio con chiesa gotica
27 lipca, niedziela

Odcinek z kąpielą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wakacjonujemy się.

Kiedy już skończyłem odsłuchiwanie niemal wszystkich płyt, plaża, książka, plaża. Wybornie, bo woda wyjątkowo ciepła (jak za dawnych czasów...), dokańczam, 2 x stunningowany hot-dog (dla mnie jak obiad) i stosunkowo wcześnie w domu, robisz mielone. Pysznie.
Wieczorem też się szarpnąłem na jednego.
Gramatyka staro-cerkiewno-słowiańska jednak pójdzie do kosza, znaczy się na Stogi, ja zabawiam się w przeglądanie gazet, niedługo będzie tak luźno, że ho ho. No i przynajmniej przeczytam połowę.
Ach, no i przygoda z ape, potem flac, potem odcinek, hałas i wyszło inaczej, ale wyszło. Przetarcie głowicy poskutkowało. Mamy w domu dużo kurzu. Wstawiłaś buty = szafa działa.



piątek, 12 września 2014

Odcinek z letnią górką



25 lipca, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca już tylko z chrabąszczem przed snem.

Spacerniak = git. Chyba upalniej niż zazwyczaj. Spociłem się, również na myśl, że zapomniałem o bankomacie. Nie będzie oglądania, będzie dymanie.
***
Mam wrażenie, że śniadania mam za małe, drugie śniadania (których nie mam) są w ogóle za małe, obiady malusie (cóż to są dwa gołąbeczki) i w tym tygodniu wciąż chodzę głodny.
***
A te mp3 to mi jednak przepadły = nie zlokalizowałem ich = płyta, którą mam, okazała się nie być tą, o której myślałem. To nie chodzi o to, że to jest nieistotne, bo jest. Ale będzie mnie męczyło: wykasowałem/nie wykasowałem? itd.
***
Mam do sprawdzenia:
Gerhard Narholz — Das Madchen Von Hongkong (Girl From Hong Kong) LP $44.99
Jerry Goldsmith — Our Man Flint LP $34.99 — bez sprawdzania, zaporowo
Carlo Rustichelli/Bruno Nicolai — Satyricon LP $34.99 — chyba zbyt niepoważne, nawet jak dla mnie
Armando Trovajoli — Seven Golden Men LP $29.99
Piero Umiliani — 5 Bambole Per La Luna D'Agosto (180 gram pressing) LP $29.99
Gerhard Heinz — Geissel Des Fleisches LP $29.99
Piero Umiliani — Smog – Musiche Dalla Colonna Sonora Originale (180 gram vinyl plus bonus CD) LP $26.99
John Barry/Matt Monro — Quiller Memorandum LP $19.99 — nie za tę cenę
= na szczęście żadna nie stanowi gwałtownego przedmiotu pożądania

Do zastanowienia się:
Carlo Rustichelli — Bebo's Girl LP $9.99
John Barry — Whisperers LP $9.99
Henry Mancini — Arabesque LP $4.99
Monty Python — Album Of The Soundtrack Of The Trailer Of The Film Of Monty Python & The Holy Grail LP $4.99
Peter Nero — Sunday In New York LP $2.99
ale wszystko to mało ekscytujące dzisiaj w piątek. Lato lato!
***
David Shire — Hindenburg LP $3.99 — przy całym szacunku dla nazwiska i ceny (wiemy, co się wyprawia w Belgii!), jednak nie warto posiadać.
***
Zatem szybki przejazd tu i tam.
Potem już tylko górka, relaks, wypoczyn, zajawka i czechosłowackie piwo. Zeszło nam od 17 do 22. I to migusiem. Jerzy jak zawsze przygotowany na tip-top.

Bernard, niepasteryzowane, 4,7% — jasne, wystarczająco chmielowe, słaba piana, mało bąbelków, jako pierwsze świetnie gasi pragnienie

Krusovice imperial, 5% — jaśniejsze, wodniste, mniej chmielowe, piana chudziutka, bielutka, jak piana z jajka

Cerna Hora, Pater, 4,4% — chmielowe, suszony chmiel w proszku, "smak laktozy", wodniste! (z podkreśleniem), piana zniknęła błyskawicznie, najgorsze z tych trzech, "jedzie zacapem"

Złoty Bażant, lager, 5%, chmiel 12% — piana niewysoka, intensywny chmiel, sprawia wrażenie smacznego

Staropramen, niefiltrowane, 1% — pomarańczowy kolor, ekstrakt z jabłka i kolendry, solidna piana, smak z letka owocowy, rześkie — nr 1

Zlaty Bażant, ciemne, 3,8%, chmiel 10%, piękna gęsta piana, czarne, kawowe, pyszne

Krusovice ciemne, 3,8% — ciemne jak kawa, duża piana, mniej intensywny smak, dużo mniej słodsze, wodniste wobec poprzedniego (to przez tę słodycz)

Jak już zeszliśmy z gór, przegadawszy większość, jeszcze pan somersby, jeszcze filmy z zakończeniami i jeszcze chrabąszcz majowy w lipcu. Miłe zwierzę. Rozstaliśmy się pogodnie i równie pogodnie wybrałem się w długą drogę do domu. Było bardzo spokojnie, bardzo porządnie i bardzo miło, co dobrze wspominam.
***
Następnie postanowiłem spełnić letnie plany i obejrzałem jakże letnie występy z wyścigiem włącznie. Najbardziej letni z odcinków, frywolny, w sam raz na nastrój. Bombowo!



czwartek, 11 września 2014

Odcinek z gościną w wieściami



24 lipca, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca spędzamy czas na różnych okolicznościach, ale nie potrafiłem wczuć się w nastrój.

Bardzo wcześnie i spacerniak. Zapamiętale korzystam z każdego dnia lata, nawet bardziej niż to było na wczasach, przy porannych wyjściach do Dia.
***
Jadę na wro, pakujemy wiertarki i kafelki, przejazd pod hasłem "wolałabym", ciasto, kawa i "przygoda" z jazdą busem do końca. Kino w centrum handlowym, zawsze miło pomarzyć. To właściwie też takie wakacyjne wspomnienie.
***
Słonecznie, przyjemnie, okrzyki radości, płyty i książki, placki i ciasto — pełen wypas, miła atmosfera i fantastyczne przyjęcie: dziękujemy bardzo. Wieści z Belgii, Stanów, 5 kotów, aż nie wiem, kiedy ten czas zleciał.
Zapomniałem się i hortensje jednak sobie poszły.
Pół Ki-Kon przed snem.



środa, 10 września 2014

Odcinek specjalny: Lalo Schifrin — The Cincinnati Kid (1965)


 

ps. zajeżdża czasem frywolnym country, ale jest charakterystyczne. Z tych Lalo jakich lubię. I te okładki!
ps.2. dzisiaj już śniadanie nawet było normalnie




wtorek, 9 września 2014

Odcinek specjalny: John Barry — The Lion in Winter (1968)


 
 

ps. jakby zapowiedź powrotu z tyrki do tzw. życia — porażający Barry w klasycyzującym klasyku = ciary i dreszcze


czwartek, 4 września 2014

Odcinek z próbowaniem



23 lipca, środa

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozpakowujemy kolejną szybką paczkę.

Ja zdążyłem, ale bus się opóźnił = nie było spacerniaka. Książka o 22-letniej młodzieży idzie.
***
Takie cuda kina dzisiaj odkryłem:
http://nzpetesmatteshot.blogspot.com/2014_03_01_archive.html
***
Słucham ost i widzę sceny filmowe. Bez oglądania. Nawet te sieczkowate dają radę, stymulująco. Co nie znaczy, że nie obejrzę po raz n-ty.
***
Widziałem początek i strasznie mi się podobało — nie mogę się doczekać dalszej części filmu. Dialogi pięknie się barwią.
***
Szybko w naturę na pętelkę, wieje silny wiatr. Dzięki Endriu za mastera z szybkim dostarczeniem. Nic właściwie nie robiliśmy, ale wbrew ostatnim miesiącom miałem wrażenie, że to taka cotygodniowa impreza z muzyką w tle. Tyle zamarudziliśmy bezproduktywnie, że objawieniem był fragment, który wymyśliliśmy na wyjściu. Pontiak się kłania.
Dźwigam basa do domu.
Płyty są cacy, słuchanie później. Szykujemy się na jutrzejsze uroczystości.
Spitsbergen!