czwartek, 27 czerwca 2013

Odcinek z uniwersytetem w słońcu



18 czerwca, wtorek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zakupiamy ważne bilety i staramy się o ważne noclegi na wschodnich rubieżach.

Dokańczam inne, rano nawet popadywa, a w nocy są burze. W Kronosie niezmiennie buchalteria i wyliczenia wrzodów. Odsłuchałem mecz nr 5 i cząber — taki kwiatek. Z okazji niepowatrzalne wybraliśmy się, po drodze lody na patyku, na oglądanie nowych budynków. Znakomite miejsce do picia piwa.
Więc zespoły na potem, teraz idą domy studenckie w obróbkę. Pieczeń, zupa, kotlet schabowy, surówki z młodej zielonej kapusty z koperkiem rewelacyjne.

==============================
19 czerwca, środa

Odcinek z niemaniem próby i uniwersytetem w ponowieniu

My drogi i Miłościwie Nam Panująca dojeżdżamy wieczorem i mamy pierwsze koty za sobą.

Pessoa "publicystyczny" i prozą o wiele bardziej. Potem kręcimy aferę z domami studenckimi, chyba mamy zaklepane, o ile się pani nie pomyliło w kalendarzu. Robię i dokańczam (się nawet udaje, część zostawiam na jutro). Tam jest 3—3, więc będzie mecz nr 7. Owszem, myślałem o tym rano, ale nie na tyle, żeby wstawać w nocy. Co do czwartkowej — jeszcze nie wiem.

Tymczasem miało być Bon Jovi i miała być próba, ale nie wyszło ani z tego ani z tego, przyłapała mnie ta wieść w barze nad plackami ziemniaczanymi i kotletem mielonym. Zatem słowo się rzekło — zakupy: sałata, rabarbar, piwo i czekoladki. I nowy rożek nr 2. Też dobry. Leżę i się smyrgam po. Po Twoim powrocie mamy chytry plan i jedziemy na kampus (nie wsiądę z tobą do auta, dopóki nie nauczysz się jeździć, najlepiej innym wozem) (to chyba nie było tak) (nie do końca). Wsiadamy, jedziemy, włączam wycieraczki, bo nagle mam 4 ręce. Parę zakrętów na pełnym gazie, starty i hamowania na dobre kiwanie głowami. No ale nie zagasło ani razu i żyjemy. Dobra nasza.
Obejrzeliśmy obrazki z książki Tomka. (a potem był sen!)


wtorek, 25 czerwca 2013

Odcinek z zabawami kuchennymi



16 czerwca, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca cały dzień spędziliśmy przy garach, a nieprawda.

Wstawanie nie na długo (no chyba, że Ty), bo poobracałem się wciąż i jeszcze w kółko po 360, jakbym na plaży jechał, a on wciąż tam był ten kręgosłup, nawet jak się dupą wypiąłem, a jego wygiąłem. I burza była w nocy i z piorunami, po tym czytaniu o filmach popatrzyłem chwilę, jak Jodorowski bawi się z krwią i wodą na pustyni (to już kolejny kawałek tego filmu), potem zabawa w pliczki i są wyniczki, jemy, pracujemy (kto pracuje ten).
Pierwsze primo: ciasto kokosowo-truskawkowe.
Drugie primo: sałatka ze świeżej kapusty z sezamem.
Trzecie primo: pieczeń z karkówki.
Czwarte primo (ale tego już nie robimy, samo się zrobiło): cydr (zwany cyfrem) lubelski. Mniam.
Ależ ten nowoczesny South Park jest drapieżny. Bośmy pokończyli już poprzednie seriale: tamci biorą (siostra J.), a tamci wyjeżdżają (Lenard, a Penny jest dżinem w reklamach samochodów).

==============================
 
17 czerwca, poniedziałek

Odcinek z pińcet miejsc i piwem na schodach

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mamy do nadrobienia gazetę, tę polityczną.

Rano chłodno (1315 stopni), po południu gorąco (na Stogach np. 41 w słońcu), dokańczam książki i inne.
Szybka akcja, bo zmiana planów. Jestem błyskawicznie na Stogach i błyskawicznie zabieram zupę błyskawiczną i jadę. Jeszcze po drodze kasomat, R9 i czytam gazetę z lakierem, który przepuszcza wodę — muzułmanki mogą się modlić.

Trenujemy z potwornym hałasem, aż piszczy w uszach, a ja przywiozłem swoją starą gitarę, a ona nawet gra. Repertuar będzie heavy-rockowo-grungeowy-bardzo-tradycyjny. Więc pewnie nie tego Karol się spodziewa, ale mamy już dość gitar akustycznych. Na razie. Tak więc szykujemy się na nocne picie, a schody były polityczno-gazetowe. Tak miałem.


poniedziałek, 24 czerwca 2013

Odcinek z górką, ale gdzie indziej



13 czerwca, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca już tylko bardzo późnym wieczorem, ale pachniałem ładniej niż po jakimś tak tradycyjnym denaturacie.

Deafheaven, Sunbather (2013) — cała ta pompatyczność i konstrukcje swobodnie by się wpisywały w Appleseed Cast, gdyby nie to, że oni tak strasznie wyją. Bo to "nowoczesny", ok, współczesny black-metal jest.

Logistycznie się sprawiłaś i sprawy załatwiłaś, wiem wszystko, więc całokształt się rysuje, zatem do zobaczenia w domu, jak odróżnić Celinkę od Helenki plus czarna sukienka biurowa.

Logistycznie się sprawiłem (Zuza, te sprawy) i górka! Zatem zaczęliśmy (podziękowania dla mistrza ceremonii, dzierżyciela kubków i przenośnej lodówki):

Cydr Lubelski 1 l/4,5%
— klasyk, udana polska wersja cydru na słodko — nie dokończyliśmy tylko dlatego, ze czekały nas inne przygody

Primator 5%
— klasycznie mętny, słaba piana, lekko kwaśno, czuję "mąkę" (=drożdże)

Primator Stout 4,7%
— ciemne, palone ziarno kawy, karmel, piana mocna, nieźle się trzyma, bardzo przyjemne

Sweet Cow 5% (Ale Browar)
— stout z odrobiną laktozy, piwo ze Sztumu, IBU 28, słabsza piana, lżejsze (jakby bardziej wodniste?), orzeźwiajace nawet (w porównaniu z poprzednim), chociaż ciemne

PINTA, Imperium kotratakuje 7,8%
— "bardzo kontrowersyjne, to piwo nie pozostawia cię obojętnym", na początku słodkie, potem mocna gorycz, "lepkie", imperial indian pale ale 19,1stopnia chmiel, niezwykłe kolorystycznie, ciemna herbata, Browar na Jurze

Cornelius Grejpfrut 3%
— Piotrków Trybunalski, sok, radlerek (ratlerek), pszeniczne, napój taki owocowy

Komes podwójny cemny 7%
— chmiel 15%, owocowe, kwaśne z domieszką palonej kawy, ciemne mocne piwo

Uff, no przyznam, że to była feria i zabawa i czuć było, że się to pije. Udana górka, a potem swobodnie tramwajem do domciu. Maksio i te sprawy z pająkami.


14 czerwca, piątek

Odcinek z ostatnim koszem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy piątek z filmowym dokończeniem oraz bólem głowy.

Rogue Wave, Nightingale Floors (2013) — miłe, miło rozczarowujące, przyzwoicie, już drugi raz.

Wstaję, jadę, pamiętam wczorajsze piwa, że nastrój, że przyjemnie, tamci wygrali, ja walczę, staram się, podsumowuję, tamten lekarz nie spał i nie ma ładnej twarzy do zdjęcia, a koleżanka z pracy wybiera się ze swoim życiem na zachód, do męża, w nieznane, więc znowu na nas kłopoty.
Ale ja już tam podciągnięty (górka przedwczoraj, górka wczoraj, praca watażka Białystok, jakoś tam), to zrobione, tam osłuchane, tu zostawiam na poweekend, WOW też wysłuchane, trzeba będzie porzeźbić. Bo ja już mam prawie weekend od wczoraj (po takim tygodniu!)(28 arkuszy, każdy jeden to straszniejszy), jadę, pakuję, jadę znowu (a mieliśmy się przytulać a poszło o pryncypia), gazety z islamskim nazizmem i lakierem do paznokci.
Sala duszna i gorąca aż strach. To dzisiaj nie trzeba mnie było kryć, bo co rzuciłem to nie trafiłem, ale nabiegałem się za wszystkich, i potem jeszcze życia zostało i chęci i radości, więc zasiadamy, zajadamy czipsy, oglądamy. To chyba już starczy tych filmów z komiksowymi bohaterami made in usa/marvel/czy inny taki. Joker owszem ok, nawet przez kwadrans odrobinę akcji było, reszta nudna.
Dark Knight (2008), ale przynajmniej umiem ten głos robić na dzień dobry (kto k... wpadł w ogóle na tak pomysł).


15 czerwca, sobota

Odcinek z plażą i grillem i Trans-Atlantykiem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca popracowaliśmy trochę (no nie ja, ja się tylko zabawiam), a potem opalać się na plażę.

Wstawanie na długo (odespać tydzień), Twoje omlecię, rozruch i do roboty. Ja płynnie, nawet zadowolony, że te wokale takie smukłe (już zajarzyłem skąd Johnemu ta surowość wyszła — do poprawki). Że teraz będę robił tak bardziej studyjnie, te swoje kluski stawiał z mniejszą liczbą sopranów. Ale idzie i podoba mi się, że idzie.
Zupa krupnik, kanapeczki i się zbieramy uprzednio wysmarowszy trzydziestką, a te słońce sobie po prostu ordynarnie zaszło.
No i widzieliśmy znanego człowieka, dom zdrojowy, festiwalu już nie, na szczęście tego remedium nieszczęścia z piętra wyżej, toż to jakieś fatum mnie prześladujące, też nie, ale nauka na przyszły raz: jak jedziemy tylko na godzinkę wziąć po 3 piwa i kilogram kiełbasy, bo inaczej to nie wypada tak siedzieć. Tramwaje już spały po nocach albo pijane były, ino rześmy dojechali i pospali, więc tyle tego szczęścia na dzisiaj, bo te dzieci nie płakały, zatem było git, to był ten dzień z pogodą, kiedy trzeba było wyjść, to wyszedłem/wyszedliśmy, zakupy jeszcze zrobiłem, dobre, i pozmywałem do trzech po jednej trzeciej, pasi.



piątek, 21 czerwca 2013

Miami Heat 2013



Nie oglądałem, bo miałem lepsze wspomnienia do roboty. I dodatkowe emocje nie były mi potrzebne. I wstawać mi się nie chciało. Potem se obejrzę. Tegorocznie inna formuła, jedni karnie, inni bezkarnie, i niemal bezzwłocznie. Foto nr 1: gdyby nie Ray, nie byłoby meczu nr 7 — oczywiste.
Finały dorównywały temperaturą tym z dzieciństwa (weź np. NYK-Houston), bo czerwiec i prawdziwe lato.

Mecz nr 7 finału wschodu to już była pewna groźba, która może się spełnić za rok. Na razie jeszcze chłopaki zbierają szlify, się okaże, czy dobudują (West). Detronizacja, zgodnie z tradycją dojrzewania, może nastąpić wkrótce. Emocje były i centrzy się trafiali.

 
 

Kiedy już się okazało, że "Big Three" jeszcze żyje, nadeszła pora na "zemstę". To zawszeć jest jakaś zagadka, historyjka.


Najnudniejsze i najłatwiejsze finały dla Spurs (kiedy LeBron pokonał w pojedynkę MOICH — he, he — Pistons). Rozpoczęli! Kilka klasycznych zestawów na początek (jak się bawić, to się bawić).


No i wiadomo jak było przed wojną — było różnie. Była okupacja, było...  Osobiście cieszyłem się z występów tego kolorowego chłopaka (to się nazywa trafić z zatrudnieniem) — Christopher Claus "Chris" Andersen nicknamed "Birdman".


Następnie bohater nr 1, człowiek znikąd (nieprawda), od pucybuta do prawie mvp, kolekcjoner trójczyn — Danny Green.

 

Nie wypada nie wspomnieć o innych ważnych personach, którzy, w większości przypadków się postarali, np. taki Michael Lloyd Miller, którego zgon ogłoszono zbyt wcześnie, a uratował (dla karnych: to ten białas). Krystyna (można nie lubić, ale trochę obrony było), Timmy (nie będzie teraz piątego tytułu), Tony od Evy Longorii (z Chalmersem), Khawi, Manu (dobrze, że tylko jeden mecz mu wyszedł), no dziadków z ławki w tym odcinku nie obsługujemy, chociaż Boris Diaw zaskoczył fachowców.

 
 
 
 

Mistrz ciętej riposty (takie zdjęcie na wzruszenie) (bo to chyba sympatyczny dziadek jest, widziałem filmik) (http://www.mvp-magazyn.pl/wp-content/uploads/2013/05/gregg.gif) (http://www.mvp-magazyn.pl/imponderabilia-i-empiria-stan-van-gundy-behind-the-back/) kontra drugi najbardziej znany Filipińczyk i wcale nie przydupas Brylantynowego.

 

Podsumowując, jedno z pytań było: Will Shane Battier reemerge? W ciągu finałów nie wyglądało — aż do meczu nr 7.


Gif, jak gif, czemu że bo nie:


Na koniec sól, zioło, brzydkie wyrazy i historia tego obronionego (z trudem bo z wysiłkiem) mistrzostwa. Ray Allen dobrze przeniósł swoje talenta:




czwartek, 20 czerwca 2013

Odcinek z lewkonią a druga gratis



10 czerwca, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca w przededniu kolejnego tygodnia na wypasie.

Już tak nie spałem i nie spałem, więc nie na mecz, ale godzinę wcześniej, bo już jasno i jasno, przynajmniej obejrzałem skróty i do roboty. Tam są te dni, więc stosik korespondencji rośnie. Ale dzisiaj wolny wieczór, więc nawet nie muszę drzemać, gdyby mnie zmiotło.
Witold Gombrowicz, Kronos — ależ ruchajec z tego Gombro. Książka składająca się w głównej mierze z przypisów — to lubię. I czarno-białe stare foto.
Nowa kaseta, ale nie dopracowałem wyczyszczenia głowicy. Tymczasem temp. sprawnie spada znowu do 15 stopni. Jak to w czerwcu.
Nadmienię zatem tydzień później, że kaseta gra i buczy, nie wyciągnąłem jej przez tydzień (Appleseed Cast, Illumination Ritual, 2013 — idealnie na 45 minut; Copy Haho epka, bo najlepsze, co mogło się wydarzyć w tej materii od czasu Pavement, Lotus Plaza, Spooky Action at a Distance, 2012 — miało swój czas, więc w ramach dopełnienia ładnie wypełniło).


11 czerwca, wtorek

Odcinek ze Stogami w klasyce

My drogi i Miłościwie Nam Panująca, ja tu Ty tam, na Stogi wypadam.

Niemal bezkolizyjnie było, klasyka przygodowego tramwaju na plażę, tym razem z panią, co miała mnóstwo do powiedzenia przez telefon komórkowy. Kiedy już spędziłem jedno napięcie z formularzem pojawił się drugi i tak na okrętkę — ciekawe dni, dobrze, że chociaż jadłem regularnie.
No i siedzę tam, przepakowuję pudełeczka jedno w drugie, chyba dowiozłem jabłek (a kiedy była sałata jakże rzymska?), przeczytałem bardzo uważnie tekst i nawet mogłem się przyczepić tam i ówdzie i one (te dzieci) z poprzedniego dialogu to były mądre, a teraz fajne. Poszedłem spać szybciej niż myślałem. Chyba.

Domenico Pesenti
 Il ponte di diga Masetti

12 czerwca, środa

Odcinek z relaksem, górką

My drogi i Miłościwie Nam Panująca w tych pracowniczych czasach mamy więcej relaksu.

Mniej więcej jestem na bieżąco, tylko nie wiem, co którego dnia. Ponieważ w finale są same blow-outy, to jest bardzo emocjonująco (wbrew pozorom), bo nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać. Z jednej strony nie byłoby mi mocno żal kolejnego tytułu dla Tima, ale jakoś tak kibicuję Allenowi, gazetkę przeczytałem jednym tchem, oglądam przy okazji mały obraz HD, reklamy i trailery filmowe. Tak jakby czerwiec. Strata pewnie że czasu (dorośli ludzie!), ale podjarka jest. Dobrze, że nie zabieram tych trzech godzin z innego zakresu.
Ale nie o tym miało być, tylko o tym, że ledwo mnie żywego zabrałaś na górkę, gdzie do wtóru szwedzkiego kryminału i draży (jak ma na imię dziewczyna, która lubi draże?) zmarzliśmy, kiedy słońce już zaszło za trawy. Działki wyglądają tam za zadbane, więc trudno powiedzieć, czy uda się mieć tam własną.
Do tego mieliśmy jeszcze super sałatę, super lody i nie super seans, a właściwie jego pół, ale to film nowoczesny, więc relaks jest, jakikolwiek by to film nie był, tak to działa. Ty już jedno wyszykowałaś, a za chwilę drugie.
 
Domenico Pesenti
L'ambasciata della ferrovia Mantova Monselice



środa, 19 czerwca 2013

Zwiedzanie w Milanie, dzień 8 i 9


 

19 maja, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca byliśmy na meczu! Prawdziwym.

Dzień wolny. Bez pobudki. Z długim spaniem. Z czytanie. Myciem włosów. Wydałem w C 10E na niezdrowe snacki. Leżakujemy. Leżakujemy. Wreszcie wolne! Jemy obiad wege. Idziemy.
Długo idziemy spacerem dookoła.
Tramwaj! San Siro. 23E i 17E dla Pani.
Zimno. Stadion! Jesteśmy. Nieduża liczebność. Bo liczebników wiele. Grają i to jak: Inter-Udinese 2–5. Co za wynik.
Wracamy po nocy, a katedra nam świeci. Jemy, śpimy, bo jutro znowu do zwiedzalniczej tyrki. Się udało.

Ong Bak 2 — po 254 trupach człowiek już był zmęczony tą nowoczesną jatką w stylu wschodnio-południowo-azjatyckim. No tyle że ładny obraz był i mało włoskich wyrazów.

 
 
 
 
 

20 maja, poniedziałek

Zwiedzanie w Milanie, dzień 9

My drogi i Miłościwie Nam Panująca byliśmy na Amedeo! Prawdziwym.

Czegoś nie dopracowałem, kazałem wstawać, a Palazzo Reale od 14:30. Za karę zwiedzamy. Znaleźliśmy kino. A tam skyfall. Właściwie doskonale, trafiony wybór, tylko że 5E do 15:30.
Czerwony nosorożec. Z tyłu nie widziałem. Wydawało mi się, że słoń. Piękna rzecz.
FNAC bez rewelacji.
Liczymy czas, zamiar i pieniądze.
MODIGLIANI za 9,5E to nasz najlepszy wybór. Znakomita wystawa, obrazy i kolory.
Pocztówki kupione, zakupy w C zrobione, pijemy, jemy pizzę, oglądamy zły film, chorujemy, idziemy spać. Jutro za karę trzeba zwiedzać.
Jutro Vigevano, wszystko prawie zaliczone, pieniądze wciąż do wydania. Trochę więcej wakacyjnego luzu pośród kaszlu.


http://www.milanoguida.com/visite-guidate/mostre-milano/mostra-modigliani-milano/
(jeszcze sobie przypomnę te obrazy wg ulotki)

Ważne wyrazy:
prosciutto
gnocchi



wtorek, 18 czerwca 2013

Odcinek z Where is Jerry i dniami Pruszcza



9 czerwca, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca z uśmiechami oglądamy Beatlesów z Polkowic, bo to wesołe chłopaki były.


Wstajemy niespiesznie, bo nigdzie nam się nie spieszy. Najważniejsze było, że mieliśmy transport do domu w nocy — to takie rzeczy są najistotniejsze z okazji wesel. Ponieważ miało być zwożenie sprzętu i nie było szaleństw, to wypiliśmy tyle co nic, to tylko jeść się nie chciało, bo jeszcze zostało z tego popasu wczorajszego. I jak uprzednio zeszło tak, że nie zdążyliśmy z obiadem i trzeba było się zbierać.
Zresztą jakoś nam minęło.
Że chej.


Ach tak — programy kulinarne w nie do końca polskich językach.
Zbiórka na 15.
(tutaj następuje cały klasyk z pakowaniem itd., granie było gdzieś pośrodku, najtrudniej było trafić do tej drugiej żółtej bramy).
Ponadto było nam miło, że potraktowano nas nie jak piąte koło u wozu, lecz pełnoprawnych wykonawców, którzy ucieszą się z kawy i kanapki.
Żenady na występie nie było, dziwny to taki występ bez piwa, za to był nasz Honorowy Fan, Ty sprawiłaś się transportem i o bardzo przyzwoitej porze trafiliśmy do domu, by jeszcze zanurzyć się w telefabułę.
Więc może emocji w tym nie było, ale kasa, a wiadomo, co w życiu najważniejsze.




poniedziałek, 17 czerwca 2013

Odcinek opóźniony, bo w tyrce byłem


Domenico Pesenti

Domenico Pesenti, Covo della chiesa di Santa Maria Novella in Firenze, 1891
(Choir of Santa Maria Novella Basilica in Florence, by Domenico Pesenti 1843—1918)

z albumu Lombardia 1829—1926
(kiedy, jak nie teraz)


7 czerwca, piątek

Odcinek z próbą na wynos

My drogi i Miłościwie Nam Panująca oglądamy finał!

Tim Duncan jest Kareem Abdul-Jabbarrem naszych czasów. Warto.

The Car Is On Fire, Koncert W Trójce (2009), strasznie mało ekscytujące te superlatywy, szczęśliwie tutaj live nie fałszują. Wracam do 007 i literek.

Zatem próba. I nie poszedłem na karkówkę, chociaż ja za nią płacę, spieszę się na próbę, z okazji piątku/weekendu/ciepłej pogody/humoru zafundowałem sobie belgijskie frytki (nadrabiają sosem, ale mediolańskie, z bazaru, lepsze i chyba większe za 1E), a potem marakujowy rożek. Próbujemy, przygotowani, pakujemy się. Zakończyłem kulturę francuską, ostatnio trochę przynudzała.

Wieczorem, z okazji weekendu oraz tradycji (nieco do zbyt późnej nocy, ale trzeba do końca) oglądamy "La tierra di cuochi" finał i emocje (ja) (kibicowałem) były. Miło z ich strony, że puszczają to w necie i nawet wycinają reklamy. Mamy Luki nie było. No przecież, to już wiedzieliśmy.

Ładne takie zwieńczenie wakacyjnych przyzwyczajeń.

Santa Maria Novella — Florence

8 czerwca, sobota

Odcinek z weselem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zdążyliśmy dotrzeć na czas i wszystko się odbyło.

Wstawanie jakieś między 11 a 12. W końcu się wyspałem. I potem oczywiście się okazało, że właściwie szykujemy się na ostatnią chwilę. Ale śniadanie, kawa, sałata rzymska były. Szczęśliwie znalazłaś dla mnie czarne skarpetki z takich cienkich a niekrótkich. Ubrani na cacy, ogoleni, wydepilowani, po użyciu pachnących kosmetyków. I nawet na szybko bukiet z róż.
Zaproszenie było, więc nie można było nie skorzystać, a w tym budynku to już trzeci raz w tym roku. Potem na Górki Zachodnie — pogoda i miejsce robiło za całe wesele.
Objedliśmy się, chociaż mógłbym jeszcze coś wcisnąć, ale nic mnie nie zachwyciło tak bardzo jak kotlety (poprzednio), tylko ogórki kiszone z sosem tatarskim. Ciasta, owszem, szczególnie jedno. Głównie pogoda, natura, woda, grobla, słońce no i raczej zdjęcie też będzie.
Powrót strasznie wygodnicki, więc nawet nie było co zbierać a i pić, więc właściwie jakbyśmy nie wrócili z wesela. Bo dj słaby.

Santa Maria Novella — Florence



środa, 12 czerwca 2013

Odcinek z nietypową środą



5 czerwca, środa

My drogi i Miłościwie Nam Panująca skorzystaliśmy z okazji.

Wstawanie na ciężko, praca na pilno, ale stary człowiek już się zdążył przyzwyczaić.
Pavel Ota, Smrt krásných srnců (1971) — przewspaniałe. Chciałem czegoś lekkiego, to proszę: i dosłownie i w przenośni.

Z okazji wolnej środy poszliśmy na pomarańczowe kino.
Dans la maison (2012)
"ten film trwał tylko godzinę siedemdziesiąt!!!"
I nie był to film akcji, trochę przegadany, trochę za bardzo przegadany i ciut za lekki, ale za to wygodny. Taki dla inteligencików.



6 czerwca, czwartek

Odcinek z udanymi zakupami i tym razem nie ja

My drogi i Miłościwie Nam Panująca, oj jak to dawno już było, ale pasek leży jak trzeba, a sukienka tym bardziej.

7 czerwca — Światowy Dzień Imprez Firmowych:
Tomasz: W piątek mam imprezę firmową ale mogę ja olać — ewentualnie wpadnę do nią po próbie.
Andrzej: (tylko 20 proc szans że przyjdę — mamy firmowego grilla)
Tomek: (tylko 15 proc szans że przyjdę — podbnie jak wyżej)

To w przyszłości. A dzięki temu, że się obłowiłaś na zakupach, ja miałem wolne i nie musiałem dymać po pasek. Dziękuję. Dwa razy.

Jeżeli piszą: "Sightings, jeden z najciekawszych zespołów amerykańskiego undergroundu, gitarowego i nie tylko, którzy wydali właśnie doskonałą płytę Terribly Well" — nie wierzcie, nie da się tego słuchać. To nie jest płyta dla starych ludzi.



wtorek, 11 czerwca 2013

Zwiedzanie w Milanie, dzień 7


pan Profesor

CZŁOWIEK-MISTRZ
MASTER-MAN


18 maja, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wyjątkowo nie zwiedzaliśmy. To znaczy ja zwiedzałem. Nieeeeee, to jest odcinek z frytkami i kurczakiem! No przecież.

Co rok prorok — co dzień nowe okoliczności. Budzik o 8:45, ale to właściwie na nic.
Kawa i ciastka.
Zmywanie i śniadanie.
Nie ma, nie ma i jest ryneczek.
Zostajesz w parku.
Ja zwiedzam i szaleję na bazarze.
Hinduskie spodnie — 2E = rozbicie banku, humor, spełnienie.
Bazar spożywczy!
Jeszcze kilka rzeczy, które można wziąć, ale po co, już mam pełne szafy. Jest pamiątka, te mi starczą.
Więc rzeczy nie, bo różne argumenty.
Ale kurczak i frytki!
Wspaniale = 3,5E.
Jemy przy stoliku w parku, a należy dodać, że chłód, siąpi.
Supermarket.
Cydru nie ma, ale jest liker poziomkowy! 10E.
Corso Genova i Corso Torino.
Piękne.
Sikamy we FNACu.
Mam ciężary.
Muzeum narodzin narodu za free.
Ból głowy => do domu.
Wracamy szybciutko.
Szczęście i apteka.
Ketonal 6E.
Spanie, tv, piłka wodna, David L.

 
 

I MENU DI BENEDETTA

1/2 l wody
250 tagiatelle
śmietanka
masło
skórka z cytryny
sól
pieprz
parmezan
=> ugotować razem (7 min)

+ bagietka z masłem bazyliowym (miękkie masło zmiksowane z listkami bazylii i skórką z cytryny) -> grzanka z piekarnika

dekoracja — plasterki cytryny i listki bazylii