poniedziałek, 30 listopada 2015

OSS 117: Rio ne répond plus / Lost in Rio (2009)



wspaniale się bawiłem drugą częścią, kretyńskie jak trza
głupie, mnie bawi, zabawy z kadrowaniem, 60s


 




środa, 25 listopada 2015

OSS 117 — Cairo Nest of Spies (2006)



nie była to wyrafinowana rozrywka, ale była to ROZRYWKA
nie mogę znaleźć zapisków
lepiej popaczeć






piątek, 13 listopada 2015

L'espion (The Defector) (1966)



zacząłem, i słonie na wybiegu w zoo — zapamiętałem na chwilę
ach boże, ten stary człowiek to Montgomery Clift! (in his last role)
jest na poważnie, to autentycznie smutny film, w prawdziwych NRD-owskich dekoracjach
końcowy fragment akcji przyprawił mnie o drżenie serca — napięcie było!
nieco zaskakujące zakończenie bez happy endu
na podstawie książki, z muzą Sergio G.
Roddy McDowall — twarz, którą się gdzieś widziało
Hardy Krüger — przystojny Niemiec z filmów o Niemcach
David Opatoshu — ponownie jako zły "radziecki" charakter, patrz: nieudane Torn Curtain (1966) Hitchcocka, zresztą ten sam rok, podobna tematyka zimnowojenna
szpiegowski na zimno, czyli ta druga seria filmów, z których ten wypadł co najmniej poprawnie, jak ktoś napisał, powinien być czarno-biały





Le Secret (1974)



Philippe Noiret, Marlene Jobert i Jean-Louis Trintignant mieszkają sobie w zamku i choć tajemnica jest trochę naciągana, a obraz bardziej tv niż kino (oglądałem na komórce) i chociaż wolę inne filmy (ten nie do końca szpiegowski), to jednak w wyniku zakończenia oraz tego zamku seans nienajgorszy, gorsze te francuskie psychologizowanie odnośnie relacji para/trójkąt, Philippe Noiret przesympatycznie tutaj





Journey to the Far Side of the Sun (1969)



czyli hard sf, którego nawet "nie wykumałem" do końca, ta ideja!
Wojtowi by się podobało
Patrick Wymark, czyli znowu wojskowy (Where Eagles Dare)
Vladek Sheybal (psychiatra), czyli Kronsteen!

(ta, Kronsteen, matole):
http://www.akademiapolskiegofilmu.pl/pl/historia-polskiego-filmu/artykuly/dzieje-jednej-kariery-wladyslaw-sheybal-1923-1992/499
wypas realizacyjny, aż szkoda, że oglądałem na telefonie





Italia — Mamma Roma — Pier Paolo Pasolini (1962)



dramat
Pier Paolo
odniesienia ewangelijne
obejrzany na spacerze
w starym stylu
ładna jakość obrazu
u nas o tym nie piszą




Code Name: Jaguar (1965)


zapowiedź nadchodzących atrakcji
ależ ma wejście!


i to z dozowaniem!




czwartek, 12 listopada 2015

7–9.11.2015



7 listopada, sobota

zatę Żono ma

dyżurowanie było spoko, spaliśmy do 7:55
tak, pochwalę się:
nasze dziecko, przestawiane na nie karmienie nocne, śpi 11–12 godzin, gratki
***
Mama poszła po zakupy, myśmy coś tam, a potem na Stogi. Udało się przełożyć z auta na wózek i siup.
Extra, że słońce, super, że nie za zimno. Udany spacer, wersja średniodługa
pieczeń z mielonego, ziemniaki, piwo, wybornie, a i dziecko chwilami zajęte
drzemka tradycyjnie (już) pod domem (przypomniałem sobie tę z rozpakowywaniem Fat History Month, lato było)
(a we wrocku byliśmy w tym, a nie zeszłym, roku)(rocku)
***
wieczorne tradycyjnie, zasypianie nieco dłuższe (w drzemki wyniku)
a potem to już na pewno musiał być odcinek!
(józek przeżył strzelaninę w autobusie)


8 listopada, niedziela

zatę Żono ma

ciut krócej ze spaniem, do 7:35 (od 21, hej!)
ale po godzinie urzędowania tak byłem zmulony, że musiałem jeszcze po/leżeć/drzemać
***
następnie niedzielna nuda (niedziele są trudne), ale pierwszy (długi) spacer w wichurze udany, trasy pozaliczane, świetne słońce chwilami, czadowowe wietrzycho, nawet dziecku się podobało
***
przez dzień cały walczyłaś z królikiem, a ja, jak już dowiedziałem się, że jutro nie będzie picia, zakupiłem zestaw obowiązkowy na wieczór
potrawka wyszła super (bo samo mięso takie se), zabawy z dzieckiem w sumie też się udały, a nawet drugi spacer po nocy, mimo że bez drzemki
dziecko ma gest i sięga za głowę, albo nawet za włoski
rozmemłany dzisiaj byłem, nawet przez chwilę (naprawdę krótką) zastanawiałem się nad własną dupowatością, ale potem przyszły wieczorne oraz Eric Serra
***
królowały dzisiaj włoskie OST, a poranne oglądanie skrótów NBA nie było tak emocjonujące, jak w sobotę
ale, przypadkowo, odbiłem to sobie oglądając przed snem mecz w europejskiej porze (Kobe ostatni raz z MSG, jak zwykle od 2 lat — straszna nędza)
***
byliśmy ugadani na wieczór (zasypianie dość szybkie), więc był odcinek (józek znowu coś tam zdziałał), w końcu, jako że pod rząd, to wciągnąłem się nawet bardzo, i obejrzałem uważnie (w sobotę, jednak) intro "Tabu" (do przeczytania u źródeł)
dEUS, Ideal Crash => patrzać po czesku
***
acha, pochwalę się znowu, Mamo
ja to w weekendy z rana SOBIE czytam książkę przy dziecku


9 listopada, poniedziałek

zatę Żono ma

mercy mercy:
W składach klubów NBA na początku sezonu 15/16 jest dziewięciu zawodników z lat 90. Są to: Kevin Garnett (zaczął karierę w 1995 roku), Kobe Bryant (1996), Tim Duncan (1997), Vince Carter (1998), Dirk Nowitzki (1998), Paul Pierce (1998), Jason Terry (1999), Andre Miller (1999) i Koszykarz Znany Wcześniej Jako Ron Artest (1999). Ich klasa i długowieczność sprawia, że nawet lepiej pasowaliby do bloga o latach zerowych lub dziesiętnych w NBA, ale metryki nie kłamią. Gdy Paul Pierce zaczynał karierę, Will Smith śpiewał „Gettin’ Jiggy With It”, Celine Dion „My Heart Will Go On” a Aerosmith „I Don’t Want To Miss A Thing”. Trudno o bardziej ninetiesowe rzeczy do śpiewania.***
weekend nas cieszył słońcem i temperaturami (13 i 12 stopni), ekstra
dzisiaj prócz efektownego świtu zaraz potem zaczęło padać, przeżyjemy
***
w jakich czasach my żyjemy!
drzewa zabijają ludzi
***
trochę ciemno dzisiaj było w środkach komunikacji miejskiej jak czytałem
wszystkie nety i programy dzisiaj zamulają strasznie, przez ten wiatr?
***
się nazbierało, ale nba przeczytane
po piątkowym szoku
PONTIAK na allegro? przecież tego nie ma na całym świecie (zakupiliśmy)
jest niedzielne/poniedziałkowy
"Ideal crush" w stosunkowo niskiej cenie, z Czech, trza się zastanowić
na dusty na razie pusty
***
Spacerniakiem na wro, gdzie surówka i spokojnie do domu, gdzie równie spokojnie z wieczornymi. To miłe dziecko.
Zasypianie ciut dłużej, bo domaganie się kontaktażu, ale twardy byłem, dziecko zaś zaczęło sobie śpiewać i zasnęło chwilę po 20.
Ale robotę miałem, więc bawiłem się w PTNT, przynajmniej słuchałem "Guero" z bliska.
Niemniej już na zmęczeniu o 22.
Potwierdziłem "Tabu".
Alan Partrigde na razie jest jakiś taki niesmaczny.




5–6.11.2015



5 listopada, czwartek

zatę Żono ma

poranne niewyspanie i niewielki ból głowy, ale wszystko mija ze spacerniakiem, a dokładnie niweluje to bogactwo netu — nba!
***
VIDEO, avi z Jobimem okazało się wspaniałe, ale ci od Milesa Daviesa potwornie się męczą i mnie męczą, 1985 rok, wiele tłumaczy
***
już po 10, jeszcze kilka hobby do zaliczenia
***
już dawno nie czytałem tak dobrze zrobionej recenzji filmu, znanego filmu, który za chwilę wszyscy mają zobaczyć, byłem pod wrażeniem, jak czytałem wczoraj
http://www.filmweb.pl/reviews/Rozstania+i+powroty-17999
***
Deftones — Koi No Yokan (2015)
co miałem nie posłuchać, lubię, jest romantycznie
***
The Misfits (John Huston, 1961)
TAKI klasyk
piękna czernina, ale jakość/wielkość nienajlepsza
***
Dead Run (1967) DVD
jakość umowna
***
jak tam było jak tam było
zaczęło mżyć na powrocie, wiecheć astrowy się znalazł, dziecko chciało dotknąć
i choć zmęczone, to jednak dowieźliśmy je do 19, nawet specjalnie się nie starając (ani też niczego nie ogarniając)
kotlety wciąż pyszne (choć zjem dopiero jutro)
na wieczór rozpoczęło się włoskie wino musujące, ale musiałem pobawić się wordem
i tak zeszło do późnego wieczora
a ja jeszcze znalazłem mały skarb (tak to jest, jak chce się przeczytać dniówkę przed snem)
a co tam
nie mogłem zasnąć ze zmarzniętymi stopami


6 listopada, piątek

zatę Żono ma

Black box affair — il mondo trema (1966)
chyba w ogóle zgrywane z telewizora, heh
Appointment in Beirut (1969)
ze znanym już aktorem
Morte a Venezia (Visconti 1971)
ze znaną klasyką
***
i są tacy, co mi podnoszą ciśnienie swoimi opiniami nt. Spectre (będę bronił własną kurczakową piersią)
ale widziałem, że machina ruszyła, ponarzekać każdy może, nie każdy widział "View to a kill"
dziś w tv Skyfall, w metrze pierwsza strona, jechać jechać, zwiedzać
***
a ja już chyba wiem, co przywiozę z Berlę, zrobiłem ostry przesiew/odsłuch
pewne rzeczy się nie starzeją
nie dotyczy to Mudhoney
***
poranny spacerniak tradycyjnie
nagle coś przyszło dodatkowego do pracy, więc ogarniałem i ogarniałem, jakkolwiek podstawy zaliczone, z tego BerlĘ (zakupy!) się cieszĘ
***
poszedłem spacerniakiem i mnie zmoczyło mocno dość
ale na wro spoko, pakowanko, wracanko, wieczorne, zasypianko
chyba wciąż palma, chyba bez problemów, skoro nie pamiętam
***
chyba oglądaliśmy odcinek, ale za to również nie ręczę
na pewno Ty kupowałaś książki i a ja wyhaczoną płytę




3–4.11.2015



3 listopada, wtorek

zatę Żono ma

spacerniak tradycyjnie, się pościskałem dzisiaj w ubrania, chociaż też dresy
boże jaka lekka teraz wydaje się LnŚ, na razie zaliczam zaległego egipskiego Greka
trochę odetchnąłem od tej wielkiej cegły
***
mnóstwo małych posiłków i przekąsek
i szkolenie migusiem, coś tam nawet porobiłem, zaliczywszy obowiązkowe hobby
***
dusty: szukałem tanich płyt we wszystkich przedziałach dekad — na razie nic nie ma, pozostałe muszą stanieć
***
przyznam się, że potwornie jestem zniesmaczony faktem, że każdy musi mieć swoją/jakąś opinię w każdej niemal kwestii
(ja nie mam, mnie powiewa)
***
złapałem się na tym, że ogladam od czasów Billa Laimbeera, i przez ten cały czas do tego tępego łba nie doszło, żeby obczaić i zakumać co to ISO, pick'n'pop itp. (to ostatnie to też taka zagrywka)
tylko te emocje dziecięce związane z odbiorem, dobrze, że chociaż przestałem się jarać samymi dunkami
***
i jeszcze chciałem wyjawić, że nie lubię jak kobieta ma duże stopy
***
i podążyłem szybko z randkowym zapachem, bo mieliśmy wyjście na zaliczenie chińska hong
2 sajgonki
kaczka z warzywami
wołowina z warzywami
na deser jabłko i banan w cieście
dobrze, że nie braliśmy ryżu czy innego wypełniacza, bo i tak byłem wypełniony
***
dziecko nam wytrzymało, wieczorne cacy, niewiele spóźnione
zasypianie sprawnie, sam też prawie zasnąłem
podciągnąłem się znowu w wordzie, bo mam braki
i zasnąłem przed filmem, bo zmęczony
***
ciekawostka, właśnie "Tabu", będzie leciało na, gdzie Columbusy:
http://swiatlocienie.com.pl/columbus-duo-gra-na-zywo-do-filmow-wladyslawa-starewicza/ 


4 listopada, środa

zatę Żono ma

NBA
pierwsze śliwki są takie, że po zapowiedziach (których jeszcze nie czytałem, na Berlin!)
— Anthony Davis pod Alvinem Gentry pod koniec dnia miał być drugim koszykarzem na planecie, tymczasem jest słabo (nawet mimo kontuzji)
— Houston, czołowka zachodu?, dopadła klątwa Kardashian
— mimo że Derrick Rose nieoficjalnie umarł, to Fred Hoiberg wypada lepiej niż Billy Donovan, który na razie nie zaproponował nic nowego
— Detriot zaczynają trybić (MotorTown przecież)
— zaś GSW pokazują wielkiego fucka wszystkim niedowiarkom
***
The Killers (Don Siegel, 1964)
aaaarghhh!
Lee Marvin, Angie Dickinson, John Cassavetes
oraz
Ronald Reagan!
***

PORA NA AKTORA
(któremu się należy)

Jean Reno
 
wszyscyśmy poznali go jak robi Johna Wayne (a dzieci nie kumały) i rzuca w ciebie butelką EB (niby wróciło, ale)

77 filmów (bo wyciągneli wszystkie stare fr)
widziałem 13, bo on grał w wielu kiepskich sensacyjniakach, z których najważniejsze widziałem, ostatni był ten film o kucharzach, a wiek już poważny
a i sentyment wciąż mam
do obejrzenia
Subway (1985)

***
z LnŚ obecnie najbardziej mi pasują te rzeczy historyczne w literaturze, pycha i interesujące
***
i spacerniak był i pączek i hobby, a teraz zaległości i mogę się zabierać
***
Jazz Icons — Nina Simone Live In '65, '68
(w ramach xlsów, odsłuchu WSZYSTKIEGO)
VIDEO, avi, 63 min, pierwszy koncert, ok. 40 min, kameralny, początkowo zbyt odrzucała mnie jej powaga, zbytnie przejęcie się wykonaniem, może smutek (jest tam ten jeden smutny nr), urodą to oczywiście nie grzeszy, ale jest charyzma, a potem pojawiło się i poczucie humoru i kontakt z publicznością (wspólne śpiewanie extra), zatem bardzo poszło na plus; drugi jest z większym zespołem, muzyka bardziej popowa (hippie-rock), gitara, bas zamiast kontrabasu, grają znakomicie, i ona wygląda też na bardziej pewną siebie; z tego powodu nawet nie oglądałem filmu pod koniec roboty, a właśnie patrzyłem na koncert; publika wygląda na wzruszoną, a zespół jest w pełni zaangażowany
***
stąd nie było filmu, tylko pobiegłem do lidla po chleb
z pośpiechu nie było czasu na sentymenty, tylko desperados, czekoladowe eura oraz dwa rogale prawie marcińskie
ciemno w parku, ładnie, przyjemnie
***
przegadaliśmy słuchawki, muzykę, filmy i problemy życiowe Przema
ciut pograliśmy, spoko
tradycyjna najebka
***
jak wracałem złapał mnie nastrój, więc poszedłem przez las, co oznacza krótsze czytanie
zrobiłaś pyszne mielone, pożarłem
przeczytałem internet, głównie dniówkę
i wydaje się, że skończyłem film, aczkolwiek nie wiem, czy nagle po prostu nie zaczęły lecieć napisy




1–2.11.2015



1 listopada, niedziela

zatę Żono ma

zebralim się (jajecznica na mięsie)
poprzedniego wieczoru oglądaliśmy te zwyczajne karty NBA, pierwsze jakie kupiłem i posiadam w życiu 34 paczki x 15 kart
sezon 1990-91, moja historia, są nazwiska
***
pojechaliśmy na wro
październik (choć to listopad) uraczył nas piękną pogodą, szczególnie w II połowie, słonecznie, ciepło
spacer (po mini drzemce w aucie) na cmentarz garnizonowy był udany, acz krótki
trochę marudzenia w domu, Radwańska wygrała (czyli pierwsze święta dziecka i od razu sukces), zaryzykowaliśmy wyprawę na Orunię
***
po początkowych niepowodzeniach, musieliśmy się wybrać przez Biskupią, co nam odświeżyło nastrój i miejsce (ależ wygląd)
tym razem bez alkoholu (a było se kupić w sklepie), odremontowanym wałem, z zakupem kwiatowo-zniczowym, trafiliśmy na samą górę
zaliczyłem wszystkie groby jak mnie matka uczyli, jeszcze spotkaliśmy się przez chwilę z niedobitkami rodziny (jak brakuje tego elementu integracyjnego oraz osoby inspirującej, to już nie to samo) i minąwszy procesję szczęślwie udaliśmy się wciąż pięknym wieczorem z powrotem
krótkie święta to i krótki sentyment
***
na wro przejrzałem przewodnik po Rzymie, jakoś spacyfikowano dziecko, więc się najedliśmy (dzikie pieczyste oraz truskawkowe z galaretką), by wrócić do domu na wieczorne i siup z zasypianiem, nieco dłużej, po 20
co wciąż pozwoliło dokończyć paprykę (ajwar prawdziwy) (miksowałaś) i po spakowaniu udać się na spoczynek
ten portugalski obraz jest mocno polski i w obrazie i w wyrazie, na razie dramat, ciężki do oglądania


2 listopada, poniedziałek

zatę Żono ma

The Cobra (1967)
już wygląda szałowo!
Goyas Ghosts (2006)
tak żeby zaliczyć "klasykę"
***
a książka zaliczyła zjazd, to znaczy nagle się skończyła (jakoś tak fabuła skrótowo) i teraz tylko lecą napisy, jak w serialu, co? komu? resztki takie
musiałem wziąć na podróż, bo inaczej małe szanse, ale pochwalę się, że dwa poranki nawet coś przeczytałem, mimo że dziecko było tuż obok
***
prócz tych codziennych ekscytujących rzecz, które MUSZĘ zaliczyć doszły wyniki nba i poranny flesz, ależ się staram i pędzę!
***
http://quentin.pl/2015/10/co-obejrzec-w-halloween-czyli-35-filmow-wartych-uwagi.html
marne szanse na zajrzenie
***
ale pączek zaliczony, mniam, nie muszé chadzać do biedry
no i jest pierwszy mecz z tego sezonu, łatwo poszło
porządek zrobię po filmach
***
skończył się Komeda z przyjaciółmi
teraz pora na składanki jazzowe a la młody Kydryński
kurwa, 9 godzin tego
***
Marcin drukarz został ojcem córki, radośnie
***
The Sell Out (1976)
lata 70!
***
ze spacerniakiem x 2 podążyłem na wro, zaliczyliśmy benzynową, mały korek oraz ciasto drożdżowe na Stogach, wizyta zaliczona, album pokazany, dziecko zaskakująco znalazło sobie wiele atrakcji i długie minuty można było spokojnie ogladać 1 z 10
***
to wszystko sprawiło, że:
1. nie byłem na próbie
2. nie piłem piwa (to powinno być jako 1)
3. późne wieczorne i późniejsze zaśnięcie
4. podciągnąłem się w wordzie (październik jakoś tak szybko się skończył)
5. do snu, a było to już bardzo późno cz-b portugalski, cz. 2, o wiele lepsza




25–31.10.2015



25 października, niedziela

zatę Żono ma

człowiek sobie nie pospał mega, bo wstaliśmy jakoś przed starą 8, czyli 8 godzin, ale miałaś nienajgorzej w nocy
te niby wiele godzin z poranka nie przydały się specjalnie, ale głosowanie i kawa zaliczone
chciałem wcześniej, ale młodzież i tak zasnęła w aucie, więc ogladałem dzień dobry tvn oraz programy kulinarne przez niemal godzinę, kiedyś to się właśnie tak spędzało niedzielne poranki
acha, + kolorowy magazyn nba 2010/11, ogladanie starych znajomych ryjów
***
spacer po Stogach z obowiązkową biedrą zaliczony, się wyczilowałem (nawet nie użyłem walkmana!), a było 2 x cieplej niźli wczoraj
w domu smażone ziemniaki oraz nadziewana papryka, głosowanie też zaliczone
lecieli poraci z karaibów kolejna edycja, ale to wciąż nudne, więcej byłem na podłodze
***
tradycyjna drzemka w aucie (mi pomogła, jemu nie), zatem siłą rzeczy ciut wcześniej z wieczornymi, zasypianie wciąż szybko, dłużej słuchałem mp3 nawet w pokoju (bez zamykania powiek)
przed snem zrobiliśmy 3 słoiki gruszek w zalewie z wanilią (nie pachnie jak ona, tylko robi te kupki/piasek od robaczków) i akurat trzeba się było zbierać, strasznie późno, więc znów się nie wyspałem, hej
baron jest zjawiskowy i niedzisiejszy, nietutejszy teraz
czy chodzi o to, że wyobraźnia sprawia, że nie umierasz już teraz? eee


26 października, poniedziałek

zatę Żono ma

Flip Saunders: 1955–2015
***
czy obudzilismy się w nowej Polsce? ja nie, co prawda jest jasno (przesunięcie czasu), ale dziecko głodzone (dietetyczna zmiana trybu) w nocy dało o sobie znać godzinę wcześniej
***
a już zaraz za chwilę będzie nowy sezon, dziecko z reguły ma cierpliwość na 2 skróty meczów, a przedsezonowe właśnie się skończyły
spacerniak + żabka (potrzeba wkładki do zupy)
jakkolwiek zaliczyłem również bardzo udaną biedrę, skoro jakoś się wykaraskałem z roboczogodzin, fajna nawet ta pogoda jest teraz
***
lecą rzeczy, nawet przejrzałem opinie brytoli odnośnie "Spectre", ale nie czekam, nie szaleję, i tak będę oglądał
panuje umiarkowana stabilizacja w tym oto kwadransie
***
zaliczyłem szybko spacerniak, Jakub jest w Częstochowie że hej
spędziłem na podłodze z dzieckiem miłą godzinę
ojciec się zjawił i uratował trochę spłuczkę
wybyłem i nie było mnie długo
***
męczyliśmy dwa numery (wciąż nie mamy dodatkowego pieca), były trudne, a mnie naparzają wybite na koszu palce, niemniej, podobało mi się
wracaliśmy przy pięknym księżycu, piliśmy piwo na górce z widokiem na hobbiton, tylko ten od Rejestracji się wpieprzył w rozmowę
no to wrociłem do domu, imponowałem humorem i dobrą fryzurą
oglądanie do snu Barona


27 października, wtorek

zatę Żono ma

fan
https://pistonspoland.wordpress.com/
(świetnie zmontowany foto/pasek)
pisze
"Wygląda to naprawdę nieźle i stawiam, że po wyboistym początku, będą dobrze finiszować i skończą ten sezon w playoffach. W kolejnych latach będzie już tylko lepiej. Tylko z wejściem do finałów trzeba będzie poczekać aż Lebron James zakończy karierę, albo przejdzie do Konferencji Zachodniej. Ale to już bliżej niż dalej, więc spokojnie".
***
http://spurs.pl
Klika słów o Thunder.
Teraz albo nigdy! Tak brzmi motto OKC w tym sezonie. Mistrzostwo albo śmierć.
Durantula, Russ i Ibaka są w końcu zdrowi. W dodatku są głodni gry i przede wszystkim sukcesów. Zapowiada nam się kapitalny sezon w wykonaniu Thunder.
OKC są w stanie (jestem tego pewien) jednym kopniakiem wywalić drzwi do Tytułu Mistrzowskiego.
Jeśli bogowie koszykówki będą im przychylni i zdrowie dopisze, to OKC może wysadzić w kosmos całą ligę (nawet z Warriors).
Kiedy uświadamiam sobie, że Thunder wygrali 45 spotkań w ostatnim sezonie bez Duranta i bez Ibaki, a nawet bez Westbrooka (czasami), to mam ochotę wyrzucić kompa przez okno.
***
Danny Granger (rip)
"nie zmieścił się do 15-osobowego składu Pistons. W trakcie sezonu pewnie jego nazwisko jeszcze się pojawi, gdy kontenderzy zaczną szukać weteranów na koniec ławki, ale po tym co prezentował w ostatnich latach, nie ma co oczekiwać, że odegra jeszcze jakąkolwiek rolę w NBA".
niegdyś Danny Granger to była nowa Indiana
***
i świetnie, że mam chwilę wytchnienia i czas drobiazgi
tylko głodny nieco, wydzielam czas godzinny, żeby pożreć jabłko albo co
a, i ciepło dzisiaj jest
***
łichicichichici
1100
Comme un chef (2012)
***
mieli być bohaterowie od 8 filmów, ale nie mam odcinka na miejscu, padło na
Seven Golden Men (1965) DVD
rozerwę się w starym stylu
***
wpadłem na ten pomysł, by kupić worek papryki, ucieszyłaś się, że hoho (= znoooowu przetwooory)
i wielki pęczek pietruszki
przeszedłem przez park, który często wygląda pięknie, lecz dzisiaj oszałamiał jesienią, nawet po zmierzchu
zmiany nadchodzą (nie u mnie): jest plac zabaw za Tatarami, a cały pierwszy staw jest ogrodzony, zdjęto odwieczne drewniano-betonowe "pergole", wytaczane są nowe ścieżki, chwilowo (?) zniknęła syrenka
może stąd miałem w nocy sen?
***
na wro wyłączyłem się kolorowymi magazynami, zakupiliśmy nowy mechanizm pływakowy
już bez kąpieli, po jedzeniu, od razu do snu, też szybciutko
mechanizm założony działa, pasteryzowanie, zupa zapakowana, papryki upchnięte
spore zmęczenie, przed 22 do snu, razem z trzema dniami Kondora, dobra kopia


28 października, środa

zatę Żono ma

a Dean Martin jako piosenkarz jest wykupywany na pniu
na tapecie po Komedzie disco Pontiak
***
były pierwsze mecze, flesza przeczytałem dwa razy, chyba wolę o nich czytać, niż je oglądać nawet
***
nie będzie dzisiaj najebki, więc może bakłażany albo skarpetki, taki pomysł
no i chuje wciąż nie wrzucili mi awizo do skrzynki
***
Death on the Run (1967)
szybciutko, jakość słabiutka
Code 7, Victim 5 (1964)
również
Secret of the Sphinx (1964)
DVD, co nie poprawia jakości
The Omega Man (1971)
czyli SF w starym stylu (nie BARDZO starym)
Morituri (1965)
post-Goldsmithowski wojenny-szpiegowski z Marlonem i Yulem
L'Agression (1975)
kryminał z Jean-Louisem Tim-Ti-Rim-Ti
drugie paczki z wyhaczonych "umrę, jak nie zobaczę"
***
no, to tyle zajęć z dzisiaj
***
oczywiście zapomniałem obiadu, sprawiłem po drodze, szczęśliwie słodkie bułki same przyszły do tyrki, nabyłem
zdrowo jem ogórki i papryki, a tych przecież mamy dostatek
***
taki chuj (było nie planować), te jebane baby z poczty nie dały awizo i jeszcze chcą paczkę odsyłać z powrotem (po 2 dniach!), muszę wracać do domu
źle wrzucone awizo = seria pomyłek
ale paczkę mam, otworzymy razem
***
w oczekiwaniu na przyjazd — załatwiłem seriale dla Żony
jak przyjazdu miało nie być (to był niezwykły przebieg dnia) — zabrałem się za gruszki
skoro jednak miał nastąpić — zrobiłem popcorn (wreszcie) i wypiłem piwo do nba
***
bardzopóźnowieczorne sprawnie, zasypianie również i już przed 22 można się było zająć gruszkami, co nam zeszło do północy, a ja za dużo dałem chili i źle rozplanowałem słoiki
będzie mus na ostro, też się zje


29 października, czwartek

zatę Żono ma

nie wiem, czy tylko nieobecnością przełożonej jest podyktowany mój humor, czy może porannym fleszem, bo przecież nie dwoma piwami i popcornem (wreszcie!), które wypiłem przed snem już na zmęczeniu
a bywało kiedyś tak, że człowiek chodził do tyrki tak bez napięcia
może to poranne foto na spaceniaku (przypomniało mi się), a może OST Spectre, który jest powtórką z rozrywki Newmanna
a może po prostu chwila oddechu i czas na wszystko, przy pewności, że się nie spieszy, się zdąży
do tego pełne wypasione śniadanie ze sztucznym krokiecikiem i wiele pietruszki
niemniej rozdałem uśmiechów więcej niż w ciągu 2 ostatnich lat, do czego to jednak prowadzą  luz i brak pośpiechu
***
nie było bardzo udanego transferu, ale za to były bakłażany w l, zatem cała kupa i wracam do domu, dziecko jednak radosne, dało się przeciągnąć do 19, kiedy zjadłem zaległą niedzielną nadziewaną paprykę i dodatkowy za duży talerz rosołu
wieczorne dobrze i choć wymagane było dodatkowe karmienie, to zasypianie błyskawiczne, a ja wciąż mam dużo palmy (nawet palm) do odsłuchania
***
myślałem, że będzie krótko, a nie było
piekarnik nie dał rady, więc potem grzebałem się z naoliwionymi skórkami, he he
ale efekt środkowy (choć początek na to nie wskazywał) już jest odpowiedni, pokawałkowane warzywa się rozgotowują, dobrze
szły mp3, ale nie uważałem, potrzebne nowe, do snu przed 24, dokończyłem
Three Days of the Condor (1975)
właściwie bardziej thriller polityczny niż film szpiegowski, ale bardzo warto


30 października, piątek

zatę Żono ma

ten poprzedni wieczór i dzisiejsze wstawanie nie było takie dramatyczne, udało się
bardziej ponuro dzisiaj (słońca brak), nie tak zimno (2)
książka zbliża się ku końcowi
zlikwidowali fajny przycisk w wyszukiwarce dusty, ale niewiele ciekawego przychodzi
nowa płyta
Sharon Jones & The Dap Kings — Holiday Soul Party (2015)
***
za to są mecze, są genialne flesze, mógłbym przeklejać niemal całe
już zaznaczałem, że z czytania recenzji płyt czytam relacje z meczy — lepsza zabawa
***
dzisiaj na śniadanie zupa, bo jej duże występowanie w naturze
***
na szczęście w przeglądzie sly vinyl trafiła się perełka
Julien Baker — Sprained Ankle (2015)
będę robił zakusy
a Autolux tanieje
***
A Ticket to Die (1966) DVD
trzeba przyznać, że dzisiaj udany dzień tu i ówdzie, emocje były
Johny zarzucał mnie zespołami brytyjskimi, które grają współcześnie, ale na jedno kopyto, nie dla mnie
rozczarowanie Slaves
***
wracając z pracy pozwoliłem sobie na sentyment i zakupy skarpet w pepco oraz piernych papryczek na Oruni Dolnej, park cały otulony podchodzącą chłodną mgiełką
***
kosz nie, bo paluchy mam wciąż odbite
zmiksowałaś papryki, ja dokończyłem słoikowanie, to ta wersja z Presleya
nie pamiętam wieczornych, ale dyżurowanie (już w nowej rzeczywistości bez karmienia) było bardzo dobre, choć ciężko się "śpi" z dzieckiem na głowie


31 października, sobota

zatę Żono ma

wstawaliśmy o 8, budziliśmy grubo po 9
jajecznica, bo mamy dużo jajek oraz mięsa z gotowanych wywarów do zup
***
babcia przyszła i zabrała na stosunkowo długi spacer
ja w tym czasie latałem bez czapki na wspaniałym nasłonecznionym stoku, zebrałem pigwy
zebrałem kupę liści (zdziwienie: drzewa prawie łyse), rewelacyjnie pogodowo
***
rosół na obiad i na kolację
na spacer poszedłem już w ciemną noc, się niemal zgubiłem z tym wózkiem, bo skoro dziecko spało, to oglądałem Time Tunnel (Pearl Habor), więc nic nie widziałem poza tą "latareczką"
rękawice świetnie grzeją, jeszcze dodatkowa pętla na boisku, by doszło do siebie
***
po wieczornych paprykach 2 — tym razem obieranie skórek lepiej, nauka nie poszła w las
1-1 w startegii, dziecko podebrane wcześniej śpi lepiej, ale nakarmione o 6 już nie zasnęło = długi poranek




23–24.10.2015



23 października, piątek

zatę Żono ma

proszę, jaka wspaniała pamiątka:
Książki z czerwca 2013 roku (wziąłem coś lekkiego, w masie, do czytania)
a tam o "Kronosie", który jakoś wtedy zaliczyłem (też byłem zszokowany)
a na IV stronie okładki Open'er Festival (jeszcze Heineken), z Blur, Artic Monkeys oraz QOTSA — pamiętne
***
no i dobrze, że odsłuchałem tę 12, bo bym się naciął, więc z czwórki
Cell/Autolux/Ganger/Seam
została dwójka na kiedyś
nie żeby było złe, ale nie zawiera genialnie nagranego energetycznego grania, a bardziej dłuższe eksperymentalne post-rockowe zabawy bez przestera
wykupili również Spoon, ulżyło mi
***
nowy Stereophonics, nie narzekam
będę ruszał z nowymi xlsami, niestety znów pobrałem z kija tematycznie, więc pewnie się znużę czasami
***
obrodziły dzisiaj, nagle, opadłe w nocy liście brzóz i lip, mogło to wywołać załamanie u osób pracujących od rana na naszych ulicach
*****
no to dzisiaj były zajęcia z
BIS AUFS MESSER, Marchlewskistr 107, 10243 Berlin Friedrichshain
mają FROTH bleak za 25E
***
a jednak było gdzieś coś przejrzeć, zapalam się na BECKa
i w ten sposób miałem w plery 2,5 ha, co tam
spcerniakiem na wro, bo wieje i nie chciało mi się szwendać, a przecież pizza kusiła
zjadłem i wypiłem na wro, kolejny spacerniak na kosz, rozgrzewka
***
w ataku nieprzydatny (ale jeden trafiłem), w obronie niezastąpiony
wygraliśmy z kretesem, piękne sformułowanie
wróciłem zmachany do domu, książki mi dobrze przewietrzyły głowę
prywatne wieczorne, piwo i do snu


24 października, sobota

zatę Żono ma

startujemy z niekarmieniem w nocy + katar + kaszel = średnio przespana noc, ale da się dziecko wychodzić aż mu ręce opadną, i rano ma dobry humor
z reguły mu się pogarsza, jak ma zbyt krótką drzemkę popołudniową, ciężko go rozkręcić, dopiero pianka i woda w wannie go ekscytują
***
tymczasem zrobiłaś omlet z lososiem (pychotka), była kawa, był spacer (piękna pogoda, piękne kolory, zdjęcie nie oddaje), było zdejmowanie klamotów (wszystkich), było wiercenie i hałas (straszny, bez udaru nie podchodź) — 4 szafki stoją z zabezpieczeniem do ściany + mamy w przedpokoju "czytnik na karty pracownicze", czyli kasetoregalik
na obiad jedliśmy zupę krem z resztek, a właściwie z całości, których nie zjadło dziecko
był i drugi spacer, już zimną, ciemną porą, kiedy chłopak miał już nie zasnąć, a zasnął pod klatką w drodze powrotnej = time tunnel
***
wieczorne ostatnio idą szybko, tzn. zasypianie
więc szybko zabraliśmy się za układanie książek (płyty, szczęśliwie, zmieściły się wcześniej), były pewne trudności tematyczne, ale pięknie zapakowaliśmy wszystkie regały, ciężkie do ciężkich, zagraniczne do polskich, a reszta do kosza (nieprawda)
tym razem ja dostałem noc na spanie, więc włączyłem zadziwiające oglądanie
Przygody barona Munchausena (1988)




17–22.10.2015



17 października, sobota

zatę Żono ma

nie kradną nam tej wody, ale rura piszczy
***
z rana cytryna i bułeczki
nawet w niedzielę nie pamiętałem, jak to było w nocy i z rana, pewnie niewyróżniająco się
***
przyczynek do rury okazał się zabójczy, więc musiałem na wkurwie zjeść śniadanie, pozmywać, zajrzeć do spłuczki i przewodu łączącego, zamieść kawałek podłogi, rozłożyć koce, zgrabić liście na działce (4 siaty), pogrzebać przy roślinach, znaczy się porządki (babcia spaceruje)
po obiedzie zaliczyłem mokry spacer
na szczęście nie muszę kupować płyty Emiliany za 100 euro, bo na trzeźwo to nie jest tyle warta
ale słuchało mi się i spacerowało do całkowitego pomoczenia całkiem dobrze
zakupy cukrowe i prasówka w piwnicy
zacząłem skubać te aronie, po wieczornych czynnościach i dużej ilości wypitego wina zasnąłem podczas usypiania, ciekawe, czy pierwszy ja czy dziecko
obudziłem się o 23:30, więc trzeba było zaraz zbierać się do spania


18 października, niedziela

zatę Żono ma

dyżurowanie, uwględniając mój stan fizyczny, było całkiem niezłe, przebujaliśmy 2 godziny, by obudzić mamę (choruje nieboże) o 10
jajecznica z pietruszką!
Andrzej Fonfara się boksował — nie oglądałem
skróty meczy przedsezonowych nba — oglądałem, dziecko też
trailery filmów od Quentina — oglądałem, dziecko dostało zakaz (bo straszne)
***
poranny spacer z mżawką bardzo dobrze, porobiłem tras, bo dziecko spało
po pysznym obiedzie (kasza z grzybami), pojechaliśmy zwiedzać sklepy
niewiele z tego wyszło, po początkowym oczopląsie dziecko już się otumaniło wrażeniami, a kasjerka roku nie skasowała mi czekolady i skarpet (bardziej żałuję czekolady)
***
dziecko zdrzemnęło się, a ja oglądałem Time Tunnel (koniecznie!)
następnie buraczki i kolacyjki z pyszności, zacząłem dalej aronie, ale dziecko wyglądało na padnięte, więc pojechaliśmy z nim wcześniej i śmy się przeliczyli
zabawa trwała od 19 do 21, na szczęście ja nie miałem cierpliwości, więc Ty zostałaś wystawiona na próbę, a ja obolewałem palce
***
w końcu, łącznie z grzaniem i pakowaniem (zapasy jak na wojnę światową), zalewaniem zdążyłem niemal niemal, około 23 byłem w łóżku
już bez dobranocki w tv, bo każda kolejna minuta z otwartymi oczami mogłaby mnie zabić


19 października, poniedziałek

zatę Żono ma

ciemno jest jak wstaję
dzisiaj spacerniak na błotnie (zawsze tak bywało)
***
pewnie coś robiłem
trochę swoje, trochę cudze
***
wracam szybko do domu, ale tam się nie narobiłem, bo dziecko i tak woli się wspinać na nogi mamy, mimo że ona nie woli
sałata — za dużo soku z cytryny dałem
strucla z makiem — wsuwamy miło
kawa — dzisiaj proporcje mi pasowały
***
odsłuchałem Vreena 3 — same ballady, ale dzisiaj byłem pod wrażeniem wypasionej produkcji, jakąśmy z Endriu zrobili, no i zapomniałem, że tam tyle gitar Tomka, wstyd czasem jest, ale płyta wyszła niezła
***
w piwni był mocny hałas, ale z wokalem nam szło już całkiem całkiem
będę musiał się ograniczać i więcej tych smaczków
spędziliśmy trochę czasu w piwnicy u Wojta, ale nie piątek/czwartek, więc nie pijemy, książki, zanęty na ryby, atrakcje
cholernie ciężka ta wiertara, jak wróciłem, już musiałem iść spać
20 min
Walled In (2009)
musiało wystarczyć, aby zobaczyć betonową architekturę
***
a Magda urodziła Liliannę, na foto wygląda, jakby właśnie miała iść na imprę, a nie wyszła ze szpitala, to pewnie te szerokie biodra


20 października, poniedziałek

zatę Żono ma

wstaję po ciemku, wychodzę nawet wcześniej, ale bus ten sam, grunt, że słuchawki chodzą (nowy JSBE), zabawne, że spacerniakiem byłem o tej samej porze co Tomek, który jechał busem
dzisiaj 7 stopni, co jest bliższe tym ciepłym 10, czyli jeszcze dobrze
***
The Wrong Box (1966)
Michael Caine
ale bardziej OST Johna Barry'ego
1,96 GB dobrze rokuje
***
The Promise Ring — Nothing Feels Good (1997)
ponowne wydanie doczekało się recenzji na Pitchforku
***
Of Montreal — Satanic Panic In The Attic (2004)
fascynacji tym nigdy nie chwytałem, ich recenzja na Porcys jest grubą przesadą
***
tymczasem zabawiłem się do 12 i będą braki, hej!
będzie odsłuchiwanie z Dani, hej!
nie zamierzam się oczywiście taić:
Cell — Slo*Blo (1992)
alternatywny klasyk kasetowy za €4.17 + shipping
Autolux — Here Comes Everybody (2005) 7"
singiel z niedostępnej płyty €7.00 + shipping
Ganger — The Cat's In The Bag... (...The Bag's In The River) (1996) 12"
post-rock pod wrażeniem ostatnich odsłuchów €4.00 + shipping
Seam — Granny 9X (1991) 7"
alter klasyk za €4.00 + shipping, którego wcale nie
***
robota nadgoniona, czasoprac nie, ale co dalej?
***
zaszedłem na wro (luźno, bez hot-doga), gdzie wszmałem gigantyczny talerz ryżu (nigdy tyle nie jem), udało się uniknąć dziecka w dużym stężeniu (nowe technologie w domu, liczę, że kiedyś przejmę wideo)
***
w domu nie za długo, coś tam porobiliśmy, po wieczornych (z pianką) dziecko było już na tyle zmęczone, że w przeciwieństwie do 2 poprzednich dni zasnęło w 10 min, aż prawie zasnąłem przy Thomie Yorku (nie zamykać oczek!) i dokończyłem drugi odcinek Time Tunnel
strzyżenie i ogólnie higiena, potem bałaganiarskie przeglądanie, jaki film ma napisy, po czym poszedłem spać, bo już późno
ten portugalski chyba łyknę, a potem muszę się skupić na:
1. dużych do TV
2. szpiegowskich
***
no i drożdże nastawione, chyba dogotuję jeszcze 4,5 litra wody
a no tak — obejrzelismy trailer Gwiezdnych Wojen, czy ja na to czekam?
nie pójdę na mini maraton 007, tylko dwa filmy, łee


21 października, środa

zatę Żono ma

muszę unikać tych niebezpieczeństw związanych z myślą "a przyknę sobie jeszcze na chwilę oczy"
niemniej — dzisiaj niedospany jestem
a dzieci nawet nie zauważyły, że wyszedłem
zaczyna mi się rozwlekać ta historia Jakubowa
piekarnia zaliczona, znowu będzie za dużo węglowodanów
(Pill Friends)
podstawowe rzeczy też zaliczyłem, nawet jakoś udaje mi się umknąć z czasopracą (tak to jest, jak człowiek ma za dużo wolnego) (wspaniale jest!)
***
na dusty jest "Furr", czekać/nie czekać?
***
podobno dzisiaj przylatuje Marty z "Powrotu do przyszłości" — popacz, jak ten czas minął
żyjemy w SF
***
Who’s Got the Black Box? (1967) DVD
no pełny wypas, pełen
***
wracałem Orunią, kolory i światło dzisiaj podpasowały
środa bez najebki
kupiłaś pysznego wędzonego łososia, ułożyłem trochę książek pod stołem, jest tam niewygodnie, co frustruje dziecko, które by chciało poczytać
ponieważ bez drugiej drzemki, to zaczęliśmy wieczorne o 19:30
zasypianie poszło szybko
***
machęłaś ciasto jabłkowe na occie (mój przepis), dla mnie wyszło pysznie
dodatkowe 4,5 litra z kg cukru okazało się idealnie dopełnić butlę (wlałem rano, po ostudzeniu, bo drożdże już zrobiły piankę)
zmyłem tyle ile się zebrało, zebrałem się (włosy na jutro)
rzucałem przekleństwami na fotoszopa, ale pomysł na okładkę samplera Nasiono machnąłem, mi się podoba
wybraliśmy też zdjęcie zespołowe Umpagalore na okładkę, w ogóle te ciemne, poruszone pomarańcze mi pasują
będziesz oglądać
Good Will Hunting (1997)
załatwiłem, chociaż lektor nie z tych najlepszych
i zmieściłem się przed 23, nawet nie poczułem tych dwóch piw, wszystko się rozeszło w czasie


22 października, czwartek

zatę Żono ma

nie dawało się dzisiaj wstawać, jeno pogoda odpuściła i pokazała trochę nieba
okoliczne krzewy, krzaki i drzewa pokazują wszystkie najlepsze kolory
***
dzisiaj na dusty festiwal płyt, z których wiele z chęcią sobie przypomnę, np.
Troggs — Wild Thing o jakości Fair czy płyty Animalsów lub Spoon
***
"San Antonio Spurs zwolnili Jimmera Fredette, który tego lata przyjął ich zaproszenie na obóz przygotowawczy. Wygląda na to, że jego przygoda w NBA, poprzedzona fantastyczną karierą w koledżu, właśnie dobiega końca".
ja się nie załapałem, ale wyglada na potwierdzenie reguły
***
refreksja po 600 stronie książki
***
śniadanie dzisiaj na wypasie, okazało się, że ten twarożek w granulkach całkiem smaczny, a już z pewnością dobrze wypadł zmieszany z czarną rzepą i pietruszką
***
porobiłem na zapas pracy w pracy, aż się zmęczyłem, może będzie luźniejszy piątek
tymczasem był chyba najpiękniejszy kolorystycznie dzień jesieni, aż fotografowałem
***
w przypływie impulsu skoczyłem na 10 min do najbliższego lidla i kupiłem podstawy oraz ciekawostki, w tym na Sandomierskiej nie pieką
***
po południu udanie spędzaliśmy czas (tata się przebierał), ponieważ znowu bez drugiej drzemki, więc ze zmęczenia wystartowaliśmy z wieczornymi o 19, stąd i zasypianie krótko, bo o 20 z minutami miałem "wolne", takie trochę oszukane, bo pakowałem się x 2, zmywanie, a potem to nieznośne czekanie, kiedy nie warto się za nic zabierać, bo za mało czasu itp.
***
jazda autem w obie strony nocą miło, samo nagrywanie — kompletna amatorka
zresztą, śmy się nie przygotowali ani ze scenariuszem ani z gadżetami
niemniej, podobnie jak na nagraniu, eksponowałem swoją niewzruszoność i nie musiałem się dobrze bawić, bo nie było światła ani zbliżeń, więc niewiele będzie widać
szczęśliwie dwie godziny minęły szybko, coś tam się nagrało i odwieźli mnie na 1 do domu
za stary już jestem, by oczekiwać, że wyjdzie z tego kolorowy teledysk, jak z YT
***
niewyspanie z rana i zmęczenie organizmu takie samo jak po pochlaju, z tym, że bez żadnych pozytywnych emocji i szaleństw, czyli smutniej
niemniej, ranek ożywia towarzystwo




wtorek, 10 listopada 2015

11–16.10.2015



11 października, niedziela

zatę Żono ma

co prawda o tej 5:30 dziecko chciało się bawić i chodzić/wchodzić, ale w końcu się udało spać na połowie mojej poduszki w poprzek łóżka
następnie — niebywałe — ja obudziłem się wcześniej (8:45), a dziecko dopiero o 9:00, półprzytomne dokończyło trzeci posiłek
odczyniliśmy poranne kupy i łazienkę, mama już wstała
zaliczyliśmy true jajecznicę ze świeżymi bułkami (byłem w sklepie po wiele rzeczy, zdążyłem przed ludnością kościelną, starannie roztargniony wyszedłem ze sklepu z koszykiem)
***
po kawie, cóż było robić
mimo że ząb dramatycznie Cię nawala (od niepamiętnych czasów), wybraliśmy się na wycieczkę nad morze do Jelitkowa
drzemanie na parkingu, lekki spacer, licytacje umundurowania taktycznego, słońce nawet wyszło, powrót do domu na obiad, ten pyszny wczorajszy
***
6 gracz, przedłużka abonamentu, ruszają przedsezonowe zapowiedzi, skróty meczów przedsezonowych
słucham jednej płyty na krzyż, trzeba jakoś uporać się z tym długim niedzielnym dniem z dzieckiem, które nie lubi obiadków
***
myślałem o "spacerze" outletowo-zakupowym, mógłbym nawet w porywie kupić sobie buty jesienne, skoro te dziurawe i chłodnawe, ale w sumie mam dwie pary tych ciężkich wieloletnich, co może nie są za kostkę (takie wolę), ale gruba podeszwa podoła, zatem szczęśliwy wybór
***
zasypianie szczęśliwe, acz zajęło długo
wcześniej jeszcze zaliczyłem leśny spacer oraz pierwszy odcinek
Time Tunnel
serial z gruntu zły — na początek pierwszy przenosin w czasie musieli trafić na Titanica, no ba
***
nie wiem, co podżeraliśmy przed snem
niemniej uraczyłem się resztką coli (dużo było) z whiskey, jeszcze urodzinową (wyszedł drinik i drin)
śledziliśmy mecz, ja to nawet aktywnie = z oglądaniem zagranicznym
zakończyło się pozytywnie
niemal w noc wybieraliśmy się do snu, a jeszcze puściłem sobie film (a dziecko się darło w niebogłosy), w sumie zasnąłem na wypasie

dom na Raduńskiej, co go już nie ma spory czas

12 października, poniedziałek

zatę Żono ma

jest zadowolenie w narodzie
***
odkrycie shoe na skalę mega zauroczenia
Sianspheric — The Sound Of The Colour Of The Sun (2001)
***
zaliczyłaś leczenie tlenkiem
czekamy 3 miechy
***
poprzez wro i babeczki wracamy do domu, karmionko, jedzonko, wybywam na granko o 19
dziecko nawet zaczyna coś tam szamać stałego
może dlatego, że stoi
***
taka sentymentalna konstatacja, że chyba wszyscy już umarli (albo znają za dobrze), jak posłucham kasety "Mellon Collie and the Infinite Sadness" to przed nikim nie będę się mógł pochwalić albo wspólnie zachwycić, że tak — przecież to stara muzyka jest
***
hałas był w piwnicy, ale znowu znalazłem brzmienie gitary (niebieskiej) dla siebie
coś tam ogarniamy, mimo że hałas
schodów nie było
portugalskie casino royale i do snu


13 października, wtorek

zatę Żono ma

podobno w Antwerpii nie ma już Belgii
***
problemy ze słuchawkami, a nawet akumulatorkami, ale
IN THE NAME OF NAME
genialne
***
Jakub Frank zaczyna się wyłaniać
***
The Spy with Ten Faces (1966) DVD
obsługa na wypasie, obraz mniej, cacy będzie
***
kwaśne domowe winogrona zajadam, z tej innej działki
***
pozostałe płyty Sianspheric nędzne
***
dość tanie nowe Experimental Pop Band — Homesick
ale na razie nic mnie nie kręci
pojawiło się na chwilę Dreamend, ale szybciutko zniknęło
***
La muerte silba un blues (1964)
***
The Experimental Pop Band — Vertigo (2012)
niesamowite jak barwą wokal podobny do Albarna
***
przegapiłem dodatek do przeglądu sportowego, zjadłem w domu tosty, jeden spalony
przyszliście
dziecko zaczyna dawać odgłosy papugi — skrzeczy po złości
mamy więcej "wolnego" — nie trzeba go asekurować cały czas, technika schodzenia z pozycji stojącej tak poszła do przodu, że hej!
tylko oczywiście nie ma siedzenia, a zamiast raczkowania jest ślizganie się — no skoro parkiet temu służy
***
wieczorne z olejem, zasypianie średnio długo, 7 pionizacji, ale jednak ulga też, wystarczy odkładać smoczek (raz prawo/raz lewo) i dziecko samo trenuje
***
po TOP mother
szukaliśmy hostelu, więc mamy hotel 1-gwiazdkowy, też blisko
nie ma aż takiej podjarki, ale miło będzie znowu zobaczyć
do snu drapanie Craiga po jajkach

biedra na Dolnej, co jest już czas dłuższy

14 października, środa

zatę Żono ma

Wybranych pozycji: 996
= muszę uważać
ciekawe na co padnie
***
łichichichichi, ależ rozczarowanie!
tysięcznym skatalogowanym filmem okazało się
Nine (2009)
***
no, przeczytałem duży kawałek, teraz mam chwilę wolnego
trza poumieszczać hurtem, nie wiadomo co następny dzień przyniesie
***
dzisiaj z rana spacerniak i ITNON, bosko
ponieważ dzisiaj najebka, nie targałem wielkiej książki, pod wpływem lekkiego impulsu przeglądam (serio, tylko, = zmiany, zmiany) Berlin
nie mam ambicji na coś ekstra muzealnego
***
Natural Snow Buildings — Sunlit Stone (2008)
potwornie nudne
w odsłuchu xlx seria z Goldsmithem
***
zebrałem się szybko, ale nie przyoszczędziłem na czasie
zmienili mi butelkę perlenbachera
"mój" ser z pieprzem
brakowało światła w parku, ale JESIEŃ się zaczyna
jednak bez emocji, więcej opowieści na próbowni
***
wędzona prywatnie ryba, wyżeranie mięsa spod głowy i obgryzanie skórek i ości — czuję do dzisiaj to obżarstwo
następnie prywatny wieczór w łazience, zabrakło różyczek do wanienki
***
jak będzie wyglądała młodość dzieciaka, któż to wie
z moją inercją na pewno do niczego nie dojdzie
ale w końcu, po co się starać?
tymczasem skróty nba i do snu, nie już

tego lata było przemeblowanie na Jedności Robotniczej, rzadka okazja pochodzić po pasie jezdni, ale obczaj fryzurę

15 października, czwartek

zatę Żono ma

jako że szykujemy się na Berlę, skorzystaliśmy z podpowiedzi:
http://www.adamantwanderer.com/subiektywne-przewodniki/berlin-przewodnik/
i przeczytałem kto zacz, strasznie się zdziwiłem, że są ludzie tak ukierunkowani, skonkretyzowani i jeszcze obrotni;
nie do pomyślenia
(stylistycznie nie do zniesienia) (ale i tak zazdroszczę)
***
poranek sprawnie, w busie odważne dziewczę spytało o Tokarczuk, odradziłem
***
była biedra i zakupy dla ludzi
***
powiadasz, że
jedzie mi z pyska, może to ta ryba, niekoniecznie świeża
***
dostałaś kataru i złego humoru, ale wieczór spokojny, dziecko chwilami dało żyć, mieliśmy drożdżówki, tata zrobił wypasioną sałatę przed snem (dobre te duże oliwki z czosnkiem)
w sumie mogłem coś zrobić prócz przepakowywania się, ale
wieczorne i zasypianie w normie (8 pionizacji), aż sobie zaczynałem przysypiać (przez to, że słucham muzy, nie palmy)
zawijam się długimi ruchami do snu
***
WYRZUCĘ
Sukiyaki Western Django (2007)
bo choć intro z Quentinem wspaniałe, potem już tylko opowieść o zemście, chwilami brutalna, styl i kostiumy wyjątkowe, resztę mogę sobie odpuścić; na razie mam podobny problem z klasykami spaghetti westernów — ważniejsze czekają

całkiem ładnie zachowana pierzeja na Dworcowej, ale wszystkie budynki mieszkalne oraz ciągi komórkowo-garażowe z podwórka już zniknęły

16 października, piątek

zatę Żono ma

a nam kradną tę wodę i rura piszczy
***
jak wstaję rano nie ma słońca, w busie słabe światło, nawet dzisiaj siąpi nieco, ale spacerniak obowiązkowo, przypominam sobie Vreena 3
***
Agent 38-24-36 (1964) DVD
to będzie chyba zabawna komedia
***
karnie odsłuchuję Goldsmitha, dzisiaj dobrze mi idzie
wiele dusty oraz sly też zaliczone
***
ach, dzisiaj był ten dzień z wyrzucaniem filmów, których jednak nie obejrzę
zaznaczę, że to nie lada bohaterstwo z mojej strony

WYRZUCĘ
The Arrival (1996)
Sukiyaki Western Django (2007)
13 Assassins (2010) — może i ok, ale słaba jakość
Age Of Heroes (2011)
bo przeciętniak wojenny
Águila Roja, La Película (2011) — jezu, hiszpański teatr tv
Ain't Them Bodies Saints (2013)
nie dla dramatów
CBGB (2013)
muzyczny ANG podobnież słabo, muzyka pewnie ok, ale wygląda źle
Detachment (2011)
bo dramat
Iris The Movie (2010)
korean melo-thriller odpuszczę
My Week With Marilyn (2011)
iii, bio
Room 237 (2012)
e no, wystarczy, że lubię film, nie żeby jeszcze go analizować
Sanctum (2011)
ot, przygodówka survivalowa
Stripped Naked (2009)
eee, dreszczowiec
Tanner Hall (2009)
dramacik
The ABCs of Death (2012) vwidziałem kilka, ok, ale starczy
The Ages Of Love (2011)
Komedia rom. z De Niro
The Brothers Bloom (2009)
kom. przygodowa z Adrienem Brodym
The Dreamers (2003)
są cycki Evy Green, ale przecież nie będę oglądał Bertolucciego
The Eagle (2011)
Hollywoodzki film "historyczny"
The First Grader (2010)
o Murzynach
The Last Airbender (2010)
iiiii! M. Night Shyamalan!
The Liability (2012)
niby brytolska gangsterka
The Stoning of Soraya M (2008)
bóg jest wielki
To Die For (1995)
Van Sant, Kidman, Matt Dillon, Joaquin Phoenix, ale nie
Walled In (2009)
no może byłoby intrygujące
Wanderlust (2012)
komedia z Jennifer Aniston
Essex Boys (2000)
marna kopia
Hobo with a Shotgun (2011)
brutal grind Rutger Hauer a la Tarantino, w sumie, ile można
Kill The Irishman (2011)
irlandzka mafia-biograf więc może jednak nie
Mas que amor, frenesi (1996)
Javier Bardem, ale straszna jakość
O Fantasma (2000)
cudaczne, słaba jakość
Saints and Soldiers (2003)
łojeza, wojenny
The Right Stuff (1983)
podaruję sobie tę historyczną historię
Les Emotifs Anonymes (2011)
iii, fr. kom. roman.
The Paperboy (2012)
film może warty obejrzenia, ale nie w tej jakości

***
spacerkiem na wro (kaseta nie chce współpracować), tam otumaniłem się kaczką duszoną (szkoda, że nie pieczoną) oraz pyszną szarlotką
dziecko w centrum dowodzenia, ale jakoś oglądamy zdjęcia z Brukseli i Brugii i dodatków, szkoda że telefoniczne
***
jakeśmy wrócili już do domu, to szybko szybko, bo późno
a i wymienili mi kapsel na puszkę, musi być przecież na weekend
który ledwo co się zaczął i już poszedłem dyżurować

rzadka okazja zobaczenia z tej perspektywy — na czasie w związku z artykułem o pralni na Raduńskiej