piątek, 30 listopada 2012

Odcinek z przemeblowaniem


fot. Jarosław Kowal
i patrzajcie tutaj:



25 listopada, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zabawialiśmy się aż miło.

No w sumie nie wiem jaka siła spowodowała, żeśmy w końcu wstanęliśmy. Może poszło o ten poranek i wczorajsze bombki. W każdym razie: TAK TRZYMAJ.

Skoro rzekło się nowe jajka, to równa się nowe naleśniki. Hah, no i okazało się, że takie z jabłkiem (musem jabłkowym) (czytaj: jabłko włożyć do mikrofali, zagrzać z cukrem i cynamonem, zmasakrować = pyszności) to trzeba na koniec, bo takie na słono (sery różne) to można i można, ale po takim grubaśnym zawijasie na słodko to trzeba od razu na wyrko i odpoczywać po śniadaniu.

Leniuchowanie (tanie loty/nieme kino). Nawet mamy coś wybrane i ja twierdzę, że takie wrażenie jest niezapomniane (patrz Spion, Fritz Lang, Madrid, a Neptun wcale mu nie odstaje, temu kinu, klasą). Zaś co do naprawdę tanich lotów, to "spędzam dziennie 8-9 godzin w internecie" — do tego jeszcze dojdziemy. Aczkolwiek mam wrażenie, że niektórzy nie muszą dochodzić. Ot, młodzież :D

Przemeblowywanie — ach! (śródtytuł I stopnia)
 
Znaczy się tak. Mam wprawę w pakowaniu się i pakowaniu paczek. To jest kwestia ulokowania różnych rzeczy w odpowiednich miejscach. Zasadniczo, gdyby za to płacili, to ja mam talent. Prof. T. Alent. I być może pierwsze wrażenie jest szokujące, bo nie pasuje do zaplanowanej koncepcji ogólnej. Nooo, ale teraz jest od ch... miejsca. Acha, no i trzeba telewizora i LCD. W tej kolejności.

Leniuchowanie 2 (kosycarz) (śródtytuł II stopnia)
 
No mnie się nie chciało. A skoro mi się nie chciało (a skoro mi się nie chce, to już jest naprawdę święto), to było leżakowanie.

Buraki — że się gotowały.

Płatna próba — to tutaj jest historia, jak się robi występy w państwowych instytucjach kulturalnych. Szkoda mi na to słów.

Haircut jak trzeba. Na to mi nie szkoda słów, ale na to trzeba zdjęcia. Ja jestem zadowolony. No ba. Nie dość, że Szefowa zrobiła, to zrobiła jak trzeba, w dodatku jest tak jak bym chciał — gdzieś między Dolanem a już niemłodym ale hitlerjugend. Prócz tego, że fajnie, to jeszcze to uczucie, że człowiek zapomniał, wstaje zmurszały rano następnego dnia (halo, poniedziałek kurwa), patrzy (ok, to co tam widzi spod półprzymkniętych powiek), a tam ktoś (wiadomo KTO) wyrzeźbił mu fryzurę — taki łał.

— przekąski
— zakąski/mniam
— spać

to tak skrótowo — bo wiesz


czwartek, 29 listopada 2012

Odcinek z lady Makbet od bombek



24 listopada, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca czujemy, że będziemy mieć choinkę.

Trzeba było wstawać. Mus to mus. Co prawda opór materii był, ale patrz poprzednie zdanie. No ok. Sformułowanie. Jakkolwiek i tak już było na poranną poranność, ale. Zaczęliśmy nietypowo. Na rozgrzaną łyżkę oleju należy wsypać kiełki i smażyć przez 3-5 minut. Cacy. Zostało nam jedno jajko. No to dodatkowo. Z leciutko rozpływającym się żółtkiem. Jak chcę, to potrafię.

Kwestia parapetu łazienkowego pozostaje nierozwiązana (no k... wiem, że kafle, ale już za późno). Kupno wieszaka. Wieszak — brzmi dumnie. Wieszak do papieru toaletowego — już mniej. Niemniej. Lampa ok, ale ciut za droga — zaczekamy. A ten nowy market budowlany to rozczarowany. A my szczęśliwie uzbrojeni w kanapki.

Outlet i buty. Taki plan był i szybko się spełnił. Nawet jeżeli pewnym opóźnieniem w jego realizacji była wizyta w ubikacji. Elo, czy to czujesz?

taki plan był
i szybko się spełnił
nawet jeżeli pewnym opóźnieniem w jego realizacji
była wizyta w ubikacji

Reasumując, poszło nam znakomicie, buty kupione, rozeznanie zrobione. Tymczasem ja nie wzbogaciłem się o żadną nową parę, ale powiedzmy sobie otwarcie, mam zestaw, który ilością mógłby zaskoczyć niejedną kobietę. A przecież znowu oglądałem strony www z nowymi, więc strzeżcie się wy, buty.

Poszliśmy do sklepu obok na zakupy spożywcze i tam nazbieraliśmy cudowności, nawet nie jestem w stanie wymienić wszystkiego, prócz kwestii, że jestem rozczarowany, że naczelne marki nie wymieniają z czego składa się ich kawa mielona. Zatem pyszności i różności. Dużo do rozpakowywania potem.

Ale przecież nie to było klu.

"Czy będziemy mieć choinkę?"
"Oczywiście, że tak", bo to oczywiste i bezapelacyjne.
A resztę pozostawiam zbrodniczym palcom naznaczonym bombkowym brokatem.

I zaliczyliśmy burger kinga z jego whopperem i big kingiem i krążkami cebulowymi, więc napchać się można, ale po ostatnim doświadczeniu, do baru za 12 dokładam zeta i idę na kebaba, a to jednak sprawia wrażenie bardziej pożywnego. No takie mam wrażenie, wolno mi. Co prawda mi wystarcza schabowy w płynie, ale nie zawsze jest taka okoliczność no przecież. I zdołaliśmy rozpakować się, rozłożyć się w odpoczynku, zebrać się i zabawić godzinę ponad ustalony czas. Miejsce ustalone, teraz dla mnie bardziej przyjazne, w końcu je opanowałem pożyczonymi od Endriusa przodami, raciborskie wciąż na topie.

Jako że zostanę starą panną staje się pewnegp rodzaju topikiem, spadamy do domu, przyrządzamy sery, wędzonego łososia, oliwki, wino i puszczamy się na pastwę dwóch odcinków (nie 3 ani nie 4, bo tylko liczba 2...)...





środa, 28 listopada 2012

Odcinek z extra książkami



23 listopada, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca poświęciliśmy ruch wahadłowy dla ważniejszych spraw. Zakupów!

Więc to było tak. Jak zobaczyłem obsuwę ze 107 na 45, to nie mogłem obok tego przejść obojętnie. To znaczy wtedy przeszedłem, bo było już zamknięte, ale nie obojętnie. Zatem decyzja była szybka acz nagła i popełniliśmy ją prawie wspólnie, choć znienacka (z Nienacka?). Bo to nowy Eco i jego nowe szaleństwo katalogowania. Np. ostatni miał obsuwę ze 139 na 112 i już była podjarka. A teraz?!? I jeszcze dostałem 8% mniej ze względu na kultury kartę. A do tego Sławomir. Albo Stanisław. Jeden pies.
Potem bieżę do sieciowej potworności i biorę ostatni egzemplarz 1001 filmów, które trzeba zobaczyć. A bo co. Połowę kosztowało co trzeba, a stosunek ceny do objętości znakomity. I dużo zdjęć, Wcale nie trzeba czytać. Natomiast — co nas cieszy chyba najbardziej — jest tam lista z kwadracikami, które można odznaczać. Cutofnie.

I kosz tym razem był taki, jakiego dawno nie miałem. No ni chuja, do grania też trzeba mieć wolny nastrój, inaczej nie siedzi. Więc mi dzisiaj chciało się wszystko, był niezły rozkład sił, mogłem się nawet poprzepychać ze spoconymi koszulkami, w okularach wpadło mi parę koszy, asysty jak malowane, zbiórki, straty — wszystko jak trzeba. Się grało.

Indiana Jones 2 to owszem nie jest wybitna mieszanka. Ale to wyraźny przykład na to, że inspiracją było kino przygodowe z lat 40 i 50 i tak miało być, ot co. I Harrison Ford wrrrau.





wtorek, 27 listopada 2012

Odcinek z kolejną premierą



22 listopada, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca byliśmy tu, ja byłem jeszcze wcześniej tam.

Coś tam coś tam. Już nie pamiętam, widocznie coś nieistotnego. Jak to w tyrce.

Więc potem to była wyższa szkoła jazdy. Podwójnie. No bo: miałem okienko. W okienku zaszedłem w jedno miejsce, co mnie natchnęło na piątkową wizytę (uprzedzam fakty), potem zaszedłem w drugie, co mnie znowu natchnęło na piątkową wizytę (znowu uprzedzam fakty). Następnie jeździłem, a tematem odcinka były światła. Nikogo nie przejechałem.

Szału nie było, nie było też zgrozy. Lekuchne przyzwyczajenie. Zresztą, to było tak dawno, że już zdążyłem zapomnieć. Potem wsiadamy w auto i jedziemy z Szefową do dalekiej Gdyni (wkrótce znudzi mi się to miejsce?). Parkujemy w tym samym miejscu co ostatnio. W drodze powrotnej nie jedziemy na Witomino. W ogóle dzięki Adaho za zaproszenie. Bo przecież Garsów miałem już dawno dawno i nawet gupio mi z tego powodu było. Ale wreszcie i wszystko bardzo dobrze. Siepiący Miłosz. Adaho z fryzurą do Czechoslovakii pasujący, a nie tutaj. A na płycie spodziewałem się potężniejszego brzmienia niż na występie, a wyszło na to, że było zagrane tip top jak na płycie. Z tradycyjną obsówką wysłuchaliśmy 1,5 zespołu, bo potem trzeba już było na jutrzejsze spotkanie z bogiem. Piwo, tonic, spokój, fajność. (i growling!)

Jako support:
http://godsownprototype.bandcamp.com/

Massssywnie.

http://pl-pl.facebook.com/thegarsi

http://85.128.182.169/gars/index.html

http://www.nosanctuary.pl/




poniedziałek, 26 listopada 2012

Odcinek z brownie



21 listopada, środa

My drogi i Miłościwie Nam Panująca piekliśmy brownie, robiliśmy sałatę, zażywaliśmy wieczoru. Smacznie.

Mnóstwo zajęć. Czy ja właściwie jeszcze coś robię związanego z moim zawodem? Jakby nie. Miało być spotkanie, ale się nie odbyło. To było do przewidzenia, "następne" w piątek. W gruncie rzeczy przez cały czas raczyłem się wizją wolnego wieczoru.

I tym razem transport dopasował niepomiernie, zatem 17:17 i to z zakupem! Ciecierzyca w sosie pomidorowym. Znakomicie przyprawiony, dobre, pożywne i bardzo nowe. Cacy. Tego mi trzeba było. Jedne mp3 w tę, inne mp3 w tamtę. Piero Umiliani — full zestaw. Ale "la legge dei gangsters" to to nie jest. Odsłuchałem tableau-156. Dawno tego nie miałem.

Gitarowa smuta na gitarze, w końcu zabrałem się za adresy wysyłkowe i nadszedł wieczór. I wtedy włączyłem Szpakowskiego do słuchania (Borussia-Ajax i 5 bramek wpadło) (czyli środowa powtórka z dobrej rozrywki). I zaczęliśmy się zabawiać w mikser, getry, i coś co nie jest getrami, suszenie sałaty, i te fioletowe cosia, najadłem się tłuszczu i słodyczy, pieczeń z grzybami ponownie bardzo dobra (dziękujemy), upiekło się dobrze, smakowało jeszcze lepiej. No pyszności.


Piero Umiliani — Percussions (1972) — w y j ą t k o w e. 


piątek, 23 listopada 2012

Odcinek z kolejną jazdą




20 listopada, wtorek

Skoro już ustaliliśmy, że od poniedziałku byłem zmęczony, to nie będę się powtarzał. Sytuacja tutaj niczego nie poprawiła. Sytuacja tam wydaje się kolejną przeszkodą do zdobycia, szkoda, że tak dużo i nagle, ale skoro było tyle przerwy, trzeba korzystać. A może się w końcu przyjdzie spokój.

LEKTURA, tak, nie bez kozery mogę to tak określić, zakończona. Może jutro podsumowanko i jeszcze raz obejrzeć foto. Szkoda, że czarno-białe jednak. Miałem sobie porobić w domu, ale ch.. tam — w takich warunkach nie robię. Nie zapomnieć się wpisać za weekend. Zrobione plany na jutro, czwartek, piątek z szablonu, sobota (nowość). W niedzielę wyspać się, a wolne terminy w lutym.

Mam taki "problem", więc pozwoliłem do sobie skopiować.
Mini zagadka mojego wszechświata, nieistotna, ale zastanawiająca:
spis utworów do szkieletorów mam, dzięki stronie www wygląda tak:

01. velvet bodies
mp3 nr 1
02. today is the day
03. chokebore near water
04. syd trumans' barret water
mp3 nr 4
05. explosion acme blues
06. amphetamine cows
07. 100 hundred
08. elektryczne buty
09. school of preston
10. and they know us
11. a thousand washing machines
12. thing about columbus
mp3 nr 12
13. famous band from ny
14. unsane diva
15. penizz
16. cpt., my cpt.!
17. boss hog + morzaszum
18. w mordy grzybiarzy
19. peaches of the moldy
20. zappas best friend
21. their satanic majestic ummagumma

pliki wave zgrywane z jedynej płyty roboczej jaka mi się ostała, nosiły zapiskę, że utwory są alfabetycznie, co wyglądało by tak:

01. 100 hundred
02. a thousand washing machines
03. amphetamine cows
04. and they know us
05. boss hog + morzaszum
06. chokebore near water
07. cpt., my cpt.!
08. elektryczne buty
09. explosion acme blues
10. famous band from ny
11. peaches of the moldy
12. penizz
13. school of preston
14. syd trumans' barret water
15. their satanic majestic ummagumma
16. thing about Columbus
17. today is the day
18. unsane diva
19. velvet bodies
20. w mordy grzybiarzy
21. zappas best friend

ale na podstawie dostępnych mp3 ze strony wiem, że:

01. velvet bodies
mp3 nr 1
04. syd trumans' barret water
mp3 nr 4
12. thing about columbus
mp3 nr 12

ale nie pokrywa się to z waveami (niby kolejność alfabetyczna), bo:

14. syd trumans' barret water
mp3 nr 4 (ale wave nr 17)
16. thing about Columbus
mp3 nr 12 (ale wave nr 3)
19. velvet bodies
mp3 nr 1 (ale wave nr 20)

I teraz. Sądzę, że do jazdy byłbym gotów po 100 godzinach jazdy, podczas codziennego używania samochodu. I wolałbym naukę poprzez zabawę niż poprzez oswajanie się z sytuacjami stresowymi. Na razie po 6 powoli uczę się hamować bez dzień dobry. I za dużo nauki naraz (w ogóle w tym wieku uczyć się: błeee). Więc zatrzymywanie i starty, osiąganie maksymalnej prędkości w krótkim czasie, następnie zakręty (po ch.. redukować do dwójki, śja nie wiem, tyle czynności naraz!), startowanie pod górkę akurat łatwe, tylko że teraz będzie mi się myliło, kiedy to półsprzęgło raz tak, a raz odwrotnie, po ciemku na tych skrzyżowaniach nic nie widać
nawet nie wiem, w którą nitkę wjeżdżać, hamowanie bez sprzęgła, no to ja wolę ze sprzęgłem (ot mylne informacje z różnych stron), no i nie cierpię zagadek nie przyszedłem tu zgadywać: nie wiem, nie znam się, nie chcę się znać, mam się tutaj nauczyć i tyle.

I tyle było z planów wieczornych. Przejrzałem, napisałem, czytam mvp, idę spać.

Ogłoszenie ważne:

http://rozrywka.trojmiasto.pl/Muzyczny-Pchli-Targ-Koncerty-Czechoslovakia-Jak-zwal-tak-zwal-Illharmonix-imp326599.html



czwartek, 22 listopada 2012

Odcinek z Nowym Portem



18 listopada, niedziela

Odcinek z pracą na zewnątrz

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozrywamy się poza domem — baaardzo pracowicie.
wstawaaaanie 2czytanie 2ibedekerowy spacer po Nowym Porcie (Luis) - ziiiimnokrótki kurs komunikacji miejskiejgorący obiad!45,2 km (Dworzec Główny PKP, Podwale Grodzkie, Gdańsk Świbno), nawet 70 km/h, niemal 1,5 jazdy, "zadane" przejścia dla pieszych w stosunku 10:6 = zaliczone, choć kilku pieszych nie przeżyło, ogólnie w miarę odważnie (jedno zgaśnięcie), tradycyjne "hamowanie na dzień dobry"powrótnieudane szukanie lotu za złotówkę zmęczeeeenie2 odcinki (nie 1, ani nie 3, 4 też nieodpowiednią liczbą jest)

http://wearefrompoland.blogspot.com/2012/11/wojt-i-vreen-kandibura-radio-rodoz.html

==============================

19 listopada, poniedziałek

Odcinek z pracą w pracy

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozrywamy się w różnych miejscach
wciąż pracowicie.

Budzik mnie wyrwał. Poniedziałek mnie zmęczył. Cukru!
 
16:20 Ledwo zdążyłem na tę jazdę jakaś była czarna dziura komunikacyjna. Wyjątkowy dojazd 175.
 
17:00 Będą 2 ha miast 1,5 trza brać. Brałem zakręty. 4 w prawo, 4 w lewo, ósemeczka do zaliczenia. Za drugim razem + 2 wymuszenia + 4 zagaśnięcia. A potem nawet 75 km/h. Najeździłem się. Ale to nie jest mój ulubiony instruktor nie dla mnie taka szkoła cięcia. W końcu ja ciężko pracuję w pracy.

19:00 Dojazd 183 na Brętowo. Małe pogaduszki, nieduża próba, większe zadowolenie, jeszcze większy spokój przed następnym występem. Akustycznym:

http://www.facebook.com/events/366422496785825/
 
21:00 Szczęśliwie dotarł do domu, napasł się, nabrał jedzenia na zaś i poległ.
 
23:00 To były strasznie miłe, taakie spokojne i taakie leniwe spoleżyny. Poproszę więcej, tylko bez ubytku energetycznego w ciągu dnia.


środa, 21 listopada 2012

Odcinek z Black Tapes


tot. Tomasz Wilary

16 listopada, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozrywamy się muzycznie cd.

Wstałem godzinkę później. Miałem odrobione. Lekki kac to pewnie. Ale on i tak ma niewielki wyraz w porównaniu z sytuacją tutaj. "Czarne chmury" — polski serial. Trzeba zjeść jakiegoś słodycza. Smutne to.

— małe co nieco + prawdziwe real kotlety
 
występ (Łysy i jego montaż) 
Black Tapes & Adaho
— nocne przygody (2 x gościna i drukowanie, hje)

http://www.youtube.com/watch?index=6&list=UU_tZzTDR35x9OUwQRnvSZDQ&feature=plcp&hl=en&v=Kval4bHHKK0&gl=US

foto:
http://www.portkultury.pl/index.php?id=6&t=2&page=2179

==============================

17 listopada, sobota

Odcinek z pracą w domu

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozrywamy się w domu
baaardzo pracowicie. I ogólnie dzień mi się podobał. Nie żebym tak chciał zawsze, ale okoliczności teraz takie dobre. No i to był Twój szczęśliwy dzień. 
wstawaaaanie 
i wstawaaaanie 
czytanie 
jedzenie (kotlety z mielonego łososia, co je zrobiłem w piątek) 
basu nagrywanie 
filmu oglądanie 
Testosteron (2007) (teatralnie, ale nieźle)


wtorek, 20 listopada 2012

Odcinek z premierą



15 listopada, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca byliśmy w trasie. Prawdziwej. Z tego miejsca należą się szczególne podziękowania Pani Kierowcy.

"I tak mu dupa zmarzła, że aż było widać na twarzy".

I rano już widać było białe, zmarznięte liście, szkoda, że nie zdążyłem na poranną przechadzkę i zapomniałem o słodyczach. Ale przyda się — dieta przecież.

No to zadowolony jestem: mielone z łososia, będą fajne kotlety. A niech no tylko wspomnę zeszłotygodniowe flądry! Poezja. "A jak w pubie nie można płacić kartą, to kupujesz mi dzisiaj piwo".

Surówka z marchwi i śmiganego chrzanu.
"więc zanotować:
tescowe oliwki — dobre
tescowy chrzan — badziewie
".

Coś tam coś tam i już bez nerwów wybrałem się do C. Ulica Morenowa, tata E. też nie wie gdzie mieszka i często parkuje u sąsiada. Ładnie zapakowałem. Ładnie pojechaliśmy.

Ładnie rozpakowałem. Podobało mi się to miejsce (liczę na zdjęcia). Jak rozstawiłem kolumny, to z tamtym podpiwnicznym dołem była dobra symetria, i wygodna kanapa z poduszkami, i wygodna lampa do czytania. Tak, tak — czytać. Więc jednak nie zdecyduję się na zestaw 12 EXTRA (naprawdę) książek za ok. 400 zeta — bo już je czytałem. Więc po prostu przeczytam następne. Aczkolwiek czerwona lampka się zapaliła. Zajechali, ja się wycfaniłem, rozłożyliśmy się, też ładnie, podobał mi się ten układ, wydaje mi się, że na te możliwości brzmieliśmy w miarę przyzwoicie i bez morderstwa dla uszu.

Publiczność dopisała w stopniu wystarczającym
w końcu promo nie było ale zajawka na stronie głównej trójmiasta tak, miło. Najważniejsze byłem beznapięciowo. Oto na zresztą chodziło chcieliśmy mieć premierę za sobą. Wojt jako zapowiadający wypadł bardzo dobrze. Sprawił się chłopak. I przytył na udach. Szału nie było, ale nie było zwałek. Ponieważ nie słyszeliśmy, co się dzieje na przodach, graliśmy na pamięć = dobrze się nauczyliśmy/wyćwiczyliśmy. Punkt dla nas. Teraz już z górki. I Paweł rzekł, że podobały mu się moje zagrywki. A mi się bardzo podobało brzmienie tam z tyłu: bas + perka. Miękko, cicho, energicznie bardzo dobrze chłopaki się sprawili. Dobrze tam nam było za podwyższeniem/na obniżeniu.



Popiliśmy trochę, zapakowaliśmy, E. zaszalał w aucie. Miłe udawanie się. I ej, telefon!

Turnip Farm, All The Tangled Girls, 2011 — bardzo dobrze. Niezależnie od tego, że to nasi.



poniedziałek, 19 listopada 2012




14 listopada, środa

Odcinek z wolnym wieczorem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca, ale jednak głównie ja, mieliśmy wolny wieczór. Jak extra!

...nagle obudził mnie mój chorujący telefon. Ale pożywienia (esy) wciąż nie przyjmuje. I jeszcze wszystko na obcasach (mieliśmy puścić o 10, dobrze, jeżeli poszło o 14, uff). Więc na chwilę zeszło (choć niedokończone), a potem przyszło kolejne, ale to już odkładam na jutro. Opowieść o tym dlaczego 115, a nie 107.

I to było wiele gazet "ale historia" przez te przejazdy i to są ogólnie przyjemne i lekkie sprawy. I jeden autor koszystał z Forum Nefro — takie rzeczy. Zatem: ruch wahadłowy
ok, czytanie ok.

Zamulony jednak przybyłem, ale bigosem się ożywiłem. I pierdzieliśmy aż miło. I jeszcze pod Twoją nieobecność (mówiłem, że dobrze, że zakonwersujesz się) nie udało się z siecią, zaliczyłem zbiory do suplementu i zrobił się wieczór, a simlocka (o ile to w ogóle był on) nie udało się zdjąć. W pięknych strojach Urugwaj-Polska 3-1. Słuchaliśmy.

I już wiem: bo szkoda tego zdzierżywania 90 minut na oglądanie "sportu" (w cudzysłowie, w końcu to po polsku) (co do nba jeszcze nie podjąłem decyzji). Ale, jak już się znudzi radio (a przecież chcemy uniknąć przerażającej ciszy), w nova za dużo gadają, płyt mamy wciąż za mało, a opcja z pędrive (no właśnie, przecież to takie wygodne) jeszcze nie do końca wykorzystywana, to lubię słuchać relacji telewizyjnej piłki bez oglądania. Nie mówię, że będzie dramat, jak umrze Szpakowski, niemniej telewizyjne głosy są dobre do słuchania. Patrz: Pindera.

Duża wypasyjna kolacja
ostatnio bogaty zestaw.

A to jeden z powodów mojej dumy, który z kolei umieściła Szefowa:
 


piątek, 16 listopada 2012

Odcinek z Tsai Chin



12 listopada, poniedziałek

Odcinek ze spokojem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy niesamowicie spokojny i przyjazny weekend,który być może zbyt szybko nam minął, jak powiadają, ale za to jak spokojnie i dobrze i przyjemnie.

No tak — powtórzyłem się, ale to poniedziałkowo-poranne wspomnienie wyłożyłem natychmiast, a potem już
podczas pisania z pamięci powielałem powielałem powielałem. Bo było co powielać.

I poniedziałek jeszcze był straszny, bo on przysłał tekst o 0:55, i poszedł do pracy, zaś kiedy ja go robiłem, to on go tłumaczył, a w tej angielszczyźnie to literówka na literówce stała. polski > angielski 1-0. Skromna wygrana, ale zawsze. Więc tak robiliśmy, ja tu, on tam, a potem jeszcze na sepleniąco było, a ja byłem dłużej niż potrzeba. Ok. godzinę. Może sobie to odbiję w piątek. Czemu nie.

Ach, no i zjadłem ten potworny makaron, bo zjadłem już wszystko, a głodny byłem, więc nigdy więcej stamtąd makaronu, nawet jeżeli jest za pół darmo. Błe. Grunt, że brzuch pełny. A Karol sprzedał mi newsa, zatem skoro już mam urlop, to może gdzieć polecimy.

To ostatnie 3 dni w tym roku. Jeszcze nigdy tak się nie wypstrykałem z urlopu. Taki rok to był.

Dogadaliśmy się z Michem, zawieźliśmy sprzęt basowy (spakować się na występ!) na Niedźwiednik i próba generalna. Początek wcale nie taki wesoły. (ostatnio też miałem taki napad nastroju). Na szczęście za drugim obrotem już było lepiej. Tyle że na występie nie będzie drugiego obrotu. No nie podoba mi się to brzmienie bez sopranów i bez dużeeeego reverba. Nic to. Jak nas nie pogonią z klubu, to jakoś będzie.

A przed snem to już chyba przez sen rozmawiałem. Taki suplement do spokoju. Z blue curacao.
(bigos!) (Szefowa robiła)

The New Stan Getz Quartet w te pracowite dni. Nieustająco. Relaksująco.

==============================

13 listopada, wtorek

Odcinek z B80

I wtorek jeszcze był straszny, bo. Patrz wyżej + poprawki + budżety. Na granicy cudu i z pomocą znajomych, ale się udało, więc na Stogi jechałem niemal lekko.

A w saloonie samsunga już nawet nie mają ładowarek z końcówką do TAK STARYCH telefonów. Bo on jest chory. Dosyć poważnie i nie wiadomo, czy z tego wyjdzie, a przecież taki mały i taki zgrabny. Jak niejeden penis.

A w ładowarce do kart miejskich (och, przez półtorej dnia jeździłem na gapę) niby poszło dobrze, ale nie do końca dobrze. Nic to, pojechałem dalej.
(UPDATE. Poszło dobrze.)

Kiedy już byłem na Stogach, kiedy już wszystkie plany wzięły w łeb, kiedy już rozdałem i zapakowałem pyszności (bigos!) (Szefowa robiła), kiedy już sprawdziłem 3 zestawy poprawek (kilka razy w roku mam taki atak, że z poczucia sympatii tudzież obowiązku robię coś, czego nie powinienem robić, bo nikt mi za to nie podziękuje) (przepraszam: podziękuje zawsze
oni, ale nie zapłaci ci), kiedy już odbyłem telekonferencję, kiedy już zrobiło się naprawdę późno i już zrobiłem brakujące nagłówki, to po tym kiedy już nie było nic...


czwartek, 15 listopada 2012

Odcinek z planowaną gęsiną



10 listopada, sobota

Odcinek z planowanymi zakupami

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy szczęśliwie relaksujący weekend.

Nie do końca ogarniając piątkowy wieczór, który siłą rzeczy nie mógł być zbyt długi (kosz), w sobotni, he he, poranek, wstaliśmy dosyć późno. Jak już się rzekło, jestem wciągnięty w lekturę (najbardziej lubię te sensacyjne fragmenty typu "fakty"). I tak nam zeszło. A potem zeszło nam śniadanie. A potem nam zeszły zakupy. Z tych pokaźnych. ale wino mają naprawdę w barterowych cenach. I porto. A potem dorabiałem się szczegółów. A potem do szczegółów dorabiałem komplety (potem okazało się, że o kilku reckach jednak zapomniałem). A potem kopiowałem (dużo czasu), a potem rarowałem  (dużo czasu), a potem transferowałem (dużo czasu). Karol 1,36 giga. I to trwało tak długo, że zakończyły nam się odcinki, że zakończył nam się czas na sobotę, że ja — jako że korzystałem z weekendu — jeszcze nie poszedłem spać, a dopiero dużo dużo później. I wietrzenie.

Monty Python and the Holy Grail (1975) — "bo ten film lepiej się wspomina niż ogląda" (i to był piątek = rozwiązanie zagadki)

==============================

11 listopada, niedziela

Odcinek z gęsiną

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy szczęśliwie relaksujący weekend wciąż.

I zdarzyło się niezdarzalne. Obudziłem się później. Ba! To było ponad wszelkie obowiązujące standardy. Jakaś 10:40 po ciężkim szarpaniu, śladach na ramieniu i "coś ty zrobił z prześcieradłem". Ot tak. Znakomite niewstawanie. 50 złotych.

Po czym okazało się, że jesteśmy spóźnieni (w sumie tak jak byliśmy spóźnieni to i tak wciąż za wcześnie), oszukane rogale marcińskie, nowa niepodległościowa tradycja (tytułowa gęsina), trochę oficjalnie (wystrój), ale zaskakująco pogodnie i tylko gier planszowych mi brakowało. Moje ulubione postacie z mortal kombat, a Ania czyta czyta czyta. Bloki rysunkowe i kredki kolorowe. Dużo wiele wspomnieniowo.

Znowu się w coś bawiłem i kiedy już się zbliżało, że "to chyba nie jest ten dzień" trafiło nam się bardzo dobrze. Oraz utulone w sympatii podsumowanie niezwykle zwyczajnego, jakże beznapięciowego weekendu. Takk.

The Darjeeling Limited (2007)
ps.
"Ogolnie niezly i mozna zobaczyc ale jakos mnie nie smieszyl ten film, mimo to ze gral w nim Owen Wilson ktory ma dobre filmy".

ps.2
777

środa, 14 listopada 2012

Odcinek z ruchem wahadłowym




9 listopada, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca rozpoczęliśmy weekend. Chyba.

— mówiłaś, że co z tym boczkiem ze słoika?
— nie odzywaj się

Piątku nie pamiętam, chyba coś z czasopismem. Mieli pisać i wysyłać. A ja byłem zarobiony (to wciąż dobra wymówka) (ale szczerze). Zatem jechałem, gdyż — jak uznałem w zeszły tydzień — lepiej czytać niż namróżać. I książka mi wchodzi. I zjadłem, i mogłem jechać z powrotem. I nawet jeśli byłem spóźniony, to nie byłem. Statystki, ale nie było co liczyć, a mnie się nie chciało i grałem w kosza na stojąco. Ale szybciej do domu, a tam już po zawodach (tzn. wizycie). No ej, ale co myśmy robili? Zaczęliśmy weekend zapewne.

W te dziwne dni (teraz) mam zatem wiadomości zastępcze:

15 listopada (Wojt i Vreen, Czarna Wołga, Sopot)
16 listopada (Where is Jerry + Black Tapes, Desdemona, Gdynia)
25 listopada (Wojt i Vreen, Instytut Kultury Miejskiej, Gdańsk)
2 grudnia (JZTZ + Czechoslovakia + Illharmonix, Desdemona, Gdynia)
8 stycznia (Wojt i Vreen, Teatr w Oknie, Gdańsku)
24 stycznia (Wojt i Vreen, Kafe Delfin, Oliwa)


poniedziałek, 12 listopada 2012

Odcinek z gratulacjami z okazji włożenia pieczeni boczkowej do słoika




8 listopada, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca realizujemy założenia. To znaczy Szefowa realizuje, bo ja jestem zarobiony.

Tydzień fizycznej wyczerpy. Za to dostanę sałatki i witaminki. Taki deal.

Robię to pismo, co ma być za kilka dni, a kilka prac się wciąż pisze. Ale czego się nie robi dla kolegów. Dlatego Szefowa pracuje, a ja się obijam. Ale idzie nam (no bo tak) znakomicie. Nie zdążyłem z kilkoma główkami, ale to w weekend. (oj tak — niezła wymówka).

ps. No dobra, nie mam dla siebie usprawiedliwienia. Zachciało się relaksu w weekend, zamiast popracować nad dokumentacją zdarzeń codziennych. Więc od zeszłego piątku leżymy. Dosłownie. Czy to dobrze, czy niedobrze?

ps. martwa natura z bezą dwa

Stuart Kelly, Księga utraconych ksiąg

"Dziecinada, tak, i do pewnego stopnia tylko głupia dziecinada. Gdyby jednak Swinburne częściej odmawiał sobie zbyt chętnie opróżnianych szklaneczek i kieliszeczków oraz zapisywał skecze pochodzące z utworów, którymi zabawiał kolegów, to być może dziś byłby uznawany za prekursora alternatywnej komedii i opartej na irrewerencji satyry z lat 60. XX wieku, a nie za afektowanego, godnego zapomnienia drugorzędnego poetę z lat 60. XIX stulecia".

"Pozwalał sobie na napady płaczu lub z pasją oddawał się masturbacji".

A książka znakomita wcale nie dlatego.


piątek, 9 listopada 2012

Odcinek z odcinkami



4 listopada, niedziela

Odcinek z kaszlem, indeksem, szkołą jazdy i in.

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy prawie wolną niedzielę — ależ to było dawno.

Pobudka po 10 godzinach snu. Wreszcie sen. Ale sny!
Wstajemy, ziewamy, łeb nie bolał, śniadanie, nie pada, życie jest proste.

Pochwaliłem się za wcześnie: powrót, naprzemienne zimno/gorąco, żołądek & senność nakłaniające do nagłego przybrania pozycji horyzontalnej.

==============================
5 listopada, poniedziałek

Odcinek z paragrypą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca zaliczyliśmy 10-minutową drzemkę, przeciętą na pół kolumnę, konieczność nagłówków, duże gabaryty, nowe uploady, dobrane zdjęcia, gwiazdy po operacjach plastycznych i inne sprawy.

Się dojechało. Trochę zimo w tyrce. Ogólne otumanienie i osłabienie. Do następnego.

==============================
6 listopada, wtorek

Odcinek z główkami

Pada, a mi strzela parasol. Ładnie mi się nie chciało wychodzić. I zapomniałem okularców. Nic to. Szkolenie. Stogi. Główki. Pieczeń boczkowa. Bezy. Wszyscy zadowoleni.

Reklama 1:


007 listopada, środa

Odcinek ze skyfolem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca... a było sobie zapisywać na bieżąco, ot co. Na razie zajętość z zagubieniem. W czasie. Ale, pamiętać: zachwyt. A jaka notka!

Moja Azbestowa Prawa Rączka (elektro) robi dobrze. o tym zaraz.

Prócz tego, przejażdżki, bileciki, pop-corn, słoiczki, próba. Właśnie, reklama 2:

http://rozrywka.trojmiasto.pl/The-Black-Tapes-Where-is-Jerry-rockowy-after-Dj-Boro-imp316965.html

Więc bez Miłościwie Nam Panującej nie dałbym rady z tym przedsięwzięciem, zatem na jej azbestowe rączki składam elektro podziękowania, niniejszym (po raz wtóry) zapowiadając kolejny odcinek, niech będzie taki z główką:

http://miasto1000gitar.bandcamp.com/



środa, 7 listopada 2012

taka śliczna story, a myśmy tego konkursu nie wygrali!



2 listopada, piątek

Odcinek z portfolio

My drogi i Miłościwie Nam Panująca ponownie utwierdziliśmy się w przekonaniu. Bo dobrze jest się przekonywać w utwardzaniu. Cementowaniu. O, taki wyraz.

Pewnie, że się turbuję, bo mi zależy. A prócz tego dobry humor — szybko poszło. Niby skala inna, ale histeria to histeria. Do szewskiej pasji może doprowadzić ziarenko piasku w maku rogala marcińskiego. Trzeba uważać. Oaza spokoju. To ja.

Gdańsk, księgarnia Ossolineum. Już nawet nie muszę pisać, po co i dlaczego — to oczywiste. Gdyby nie konieczność zakupów, wolałbym ten czas spędzić na czytaniu w tramwaju. Niemniej kosz. Statystyki.
Caylus i zwyczajowe okoliczności.
Premierowy egzemplarz — byłem naprawdę pod wrażeniem. I pod wrażeniem portfolio również. Powód do niesamowitej dumy i wielodniowej popijawy.
Księżyc, drzewa, las.
4 (słownie: cztery) lampki wina, ogłoszenie, elementy, nowe wyrazy: jive & nawigacja.


3 listopada, sobota

Odcinek z wyjściowym obiadem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca obudziliśmy się na kacu - tzn. Szefowa piła, a mnie bolał łeb.

Pobudka i te dwa stopnie niżej.
Gołąbek.
Szarlotka.
Rękawiczki damskie są trochę nie teges.
Parkowanie równoległe.
Dziękujemy Wam za zaproszenie, obiad, i inne okoliczności.
Książka, mp3.
Odcinki.
Spaaać. (po dokładnych wyliczeniach wyszło na to, że wyśpię się w połowie stycznia przyszłego roku).


Rękawiczki damskie są nieco nie teges. Może to przez tą jesień. Robi się coraz chłodniej. Nie, że nikt ich nie chce nosić, bo to nie tak. A może troszkę dlatego, że nie znajdują samozatrudnienia. Może są lekko nie ogarnięte. "Lekko?!" — obruszyły się poduszki. Może to z powodu wczorajszych 4 (słownie: czterech) lampek wina. "Było tyle nie pić!" dodały poduszki.

Rękawiczki damskie są nieco nie teges. Nie uśmiechają się już tak jak dawniej. W ogóle się nie uśmiechają. "Życie to nie je bajka"
srożą się poduszki, ale rękawiczki damskie w ogóle ich nie słuchają. Gdyby nie to, że jakimś dziwacznym zrządzeniem losu znalazły się razem w jednym pokoju, rękawiczki damskie wysłały by poduszki na kraniec świata. Bardzo daleko stąd. Albo przynajmniej na kraniec drugiego małego pokoju.

Rękawiczki damskie, choć wstyd się do tego przyznać, jednak mają kaca po wczorajszych 4 (słownie: czterech) lampkach wina. Wyszło z tego co najmniej pół butelki. A tableteczki nie pomagają. Więc leżą sobie rękawiczki damskie grzecznie ("Taak, teraz grzecznie, a wczoraj?"
nie omieszkały napomknąć poduszki) i ledwo dyszą. Wszelki proces myślowy jest poza kontrolą. Ba, nie ma w ogóle procesu myślowego, bo boli je głowa, oj tak.

Rękawiczki damskie mają jeszcze chwilę czasu. W końcu nigdzie im się nie spieszy. Jeszcze nie wiedzą, co zrobią. Jeszcze nie wiedzą, co w ogóle by chciały zrobić. Przydało by się im jakieś zajęcie, ale nie, broń boże nie dzisiaj!

Rękawiczki damskie są nieco nie teges i w gruncie rzeczy nie chcą być sprzedane. Postawiły się zaporowo i co im zrobicie? Tak, są tak drogocenne, że nie stać was na nie. Tak, miewają swoje humory. Czasem zwieszają się z łóżka i nie wstają pół dnia. Czasem myślą sobie, że fajnie byłoby, żeby ktoś je włożył i poszłyby sobie na spacer. Ale po chwili ta natrętna myśl nie ma racji bytu: nieee, nigdzie się nie ruszamy. Zwiniemy się nieco w kłębek i przeczekamy. W końcu jesteśmy miłe, ciepłe, kolorowe. Nie znamy się specjalnie na tym czy owym ("No, co do tego nie ma wątpliwości"
mruknęły pod nosem poduszki), ale dobrze nam z tym. W końcu jesteśmy rękawiczkami damskimi. Tylko, a nawet aż.


wtorek, 6 listopada 2012

Odcinek świąteczny



31 października, środa

Odcinek z pożegnaniami

My drogi i Miłościwie Nam Panująca po prostu.

Odchodzą, odchodzą. Liczba odchodzących dochodzi do 50. Jak mówią: życie. Obyło się bez wzruszeń. Co prawda w poniedziałek (bodaj) miałem przeczucie, że to zapowiedź martwego sezonu (ja z tych niesocjalizujących się), nie chodzi o to, że cokolwiek, tylko siła przyzwyczajenia, że sobie tam siedzi i tyje. W końcu to kawałek czasu.

Popisałem się impertynencją w kwestii video. Popisałem się wynalazczością w kwestii notatki. Powiedzmy, że jestem na zero.

Coś tam coś tam, nadmiar zajęć był. Niekoniecznie się ogarnąłem. Ale mam na to jeszcze piątek. Powinien być spokój we wsi. Aktualne wydarzenia mam nadzieję zaplanować. Zresztą — teraz weekend.

Zakupy (ale słaby ten wrzeszczański), potem próba. Nie że jakoś owocnie, aleśmy się nagrali ile trzeba. Do tego ten jeden numer, co już jest bardzo dobry.

Wracam, a tam trwa, nierówna, walka z indeksem. Pierogi bez cebuli słaaabo, ale było se zrobić, a nie narzekać potem. Uciekła mi końcówka, prócz pamięci o rozmemłaniu i w takim to udaniu się spać, by jutro wcześnie wstać.

==============================
1 listopada, czwartek



My drogi i Miłościwie Nam Panująca utwierdziliśmy się w przekonaniu.

To taki dzień, o którym mówią życie, mi się trafił, było w nim wszystko czego dusza zapragnie, a nawet jeżeli nie, to i tak znajdzie. Peregrynacje, przygody, ludzie, spotkania, nastroje, wódka, zagubione i odnalezione teksty, celne riposty, spowiedzi, horror (a przecież Ty nie oglądasz horrorów), premierowe piosenki, tablety na wyciągnięcie ręki i inne czwartki.

Po markotnej środzie rozbudziliśmy się porankiem. Do tego sesja zdjęciowa w wykonaniu rękawiczek. Następnie, już kiedy wyszłaś, zacząłem budować sobie pomnik, i wbrew oczekiwaniom było to radosne i niemęczące. Na razie 3 płyty, z której o każdym utworze mógłbym spisać sążniste paragrafy. Następnie naprawdę sprawiłem się z obiadem — i dopiero w nocy przypomniałem sobie, że 13:30 to był mój ostatni posiłek tej doby — to musiało potem zaboleć. Pasta z wędzoną ogonówką i suszonymi pomidorami. Mniam.

Następnie połączenie tradycji z tradycją, bez nowoczesności. Rodzeństwo, sentymenty, znicze, kwiaty, żołądkowa gorzka ("zresztą, czego ja nie piłem dzisiaj"). Ja bardzo lubię i cenię to święto. Okazja do spotkania z rodziną, raz w roku, wystarczająco. Do tego humor, pogoda ducha, budujące relacje, mniej budujące relacje, coś, w czym się toczy, bo takie jest.

Następnie nowoczesność w połączeniu z inną tradycją. I pewnie pamiętałbym z tego więcej, gdybym nie był zaaferowany, a potem zaaferowana byłaś Ty, a potem trzeba się było już zbierać, żeby wcześnie wstać następnego dnia. No nie, wcześniej jeszcze były przygotowania do konkursu i konsekwencje tych przygotowań — no kto by pomyślał, że to się tak zakończy. Horror po prostu. Sleepy Hollow (1999). Podobno straszny. Mówię podobno, bo ja, rzecz jasna, przysnąłem. 


poniedziałek, 5 listopada 2012

Odcinek z wolnym wieczorem



29 października, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wyjątkowo spędziliśmy wieczór w domu. Tzn. ja wyjątkowo, bo tak to mnie z reguły nie ma. (Tak wiem, lepiej było wziać adwokata).

Wyjątkowe to trochę było również, że od razu wróciłem do domu. Bez przystanków po drodze. Księżyc nieźle się prezentował. Ziąb również. Dziwna sałatka, ale wszystko ok, nawet ze zgniłym czosnkiem. I schabowy. Niach.

Wypalałem Ci ja tę płytę. Kuriozalna trochę jest, ale lepsza nie będzie. Jakość nagrań mi przeszkadza. Chcę ładniejszych. No nie wiem, jak z tymi warsztatami będzie, ale to nie zmartwienie.

I się zbierałem i zbierałem do tego mycia włosów.

I nagle z zaskoczenia wzięło nas, że oglądamy przedostatni sezon! Co to teraz będzie? Ale było grubo.

==============================
30 października, wtorek

Odcinek z OPR

Wszystkiego najlepszego z okazji siedmiomiesięcznicy. Przychładza aż miło. I znowu lekkie napięcie w ======. Ale co tam. Do przodu, dalej, do przodu.

A co ty dziecko robisz po tej pracy, że ciebie tak nie ma? Ano jadę. więc jak już dojechałem, to domowa ogórkowa i już miałem się relaksować, kiedy zadzwonił Karol i mnie zrugał. No to zacząłem ci ja szukać po płytach, oblukałem do jest na kijach, na wszelki wypadek wziąłem wersje cd płyt, komputer stacjonarny czyściutki, nie ma na nim żadnych archiwów. W międzyczasie zachwyciłem się zawartością bardzo starej płyty (o proszę, a tutaj znalazły się stare "opowiadania") i jeszcze przypomniałem sobie obrazy z d'Orseya (ależ tam było pięknie), potem jednym okiem dopisywałem zdjęcia (bo przecież Ty wykonałaś podstawową robotę) (patrz: żyrafa). Zatem są plany biblioteczne. Że na teraz? Może to i dobrze, ogarnę i będę miał z głowy.

Dzięki ogarnięciu się Mojej Szefowej płyta jest w całości do odsłuchu. Dziękuję i zapraszam:

http://vreen.bandcamp.com/album/good-luck-ro-man-good-luck-witch


piątek, 2 listopada 2012

Odcinek z niewychodzeniem



A tak byłem ponownie i jeszcze (byliśmy, ale ja mam więcej szczęścia) (zabawa w szukanie) w tym roku (fot. Andrzej Zając)

28 października, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy niedzielę pełną wrażeń.


wstawaaaanie
i szybka jazda na jazdę
pierwsza godzina zmarnowana
miś
guinness
znowu w domu
relaks z ołówkiem
relaks z relaksem
10 min do wyjścia


Kino dzień trzeci. Czipsy.

kto jest kim w internecie


Earth vs. the Flying Saucers (1956)

I to był naprawdę dobry film, jeno zabrakło możliwości technicznych.




Attack of the Giant Leeches (1959)