czwartek, 19 listopada 2009

Cruja Szalew

środa, 18 listopada

Oczywiście poza zakupami, obiadem, porządkowaniem plików niewiele się dało zrobić. Próba między 21 a 23 jest dosyć karkołomna, na szczęście dzisiaj w domciu, więc sobie odpocznę przy moich ulubionych zajęciach.
***
Starożytne czarno-białe występy klasyków jazzu bardzo ładnie wyglądają, szczególnie Sonny Rollins ma zawodową brodę.

Serwis pogodowy. Jak na listopad, to mamy bardzo mało deszczu — co mnie akurat nie martwi. Łatwiej się idzie przez bagna. Chyba od dwóch dni jest nawet częściowo słonecznie — to niezwykłe. Szarość była dominująca i przygnębiająca. Dzisiaj lekki wiatr, można uznać nawet, ze ciepły, który nieco podsuszył ścieżki.
***
Ze starej LnŚ 11-12/2004 czytam Cruję Szalew — makabryczne, ale niezłe. Znalazłem nawet oddźwięk na blogu:
"Udało się, dotarłam do szkoły na 8. Dziś było całkiem fajnie, wschód słońca w lesie, ptaki śpiewają, romantycznie. W pociągu czytałam „Po rozstaniu” Szalew – właściwie ciągle to czytam, niesamowita książka, smutna straszliwie. Inna niż poprzednie Cruji, ale cały czas to ta sama Cruja Szalew (znana jako Zeruyah Shalev). Stwierdziłyśmy kiedyś, że mężczyźni nie są w stanie połapać się o co w jej książkach chodzi. Czytałam „Życie miłosne” i mimo tego, że moje życie miłosne w niczym nie przypomina życia bohaterki, to i tak czułam, że to o mnie. Mam wrażenie, że piszę właśnie straszne banały, ale jak mam to ubrać w słowa? Ten płacz, który tak irytuje mężczyzn, z ich idiotycznym pytaniem „ale dlaczego płaczesz? Co właściwie się stało?”. Ta niemożność odpowiedzi połączona z przeświadczeniem, że łzy są uzasadnione i na miejscu. Płaczę bo płaczę, bo czuję, że muszę, bo mi smutno, bo mi źle. Każda kobieta tak miewa. I chyba nie ma mężczyzny, który by to zrozumiał. Chyba na tym polega problem z mężczyznami i książkami Szalew. Nie zrozumieją. Nie piszę tego w tonie wyższości, że ONI niczego nie rozumieją. Nie, zupełnie nie. Po prostu jesteśmy inni i pozwalam sobie na niezrozumienie przyczyny dla której mój ukochany rzuca skarpetki na ziemię, zamiast do torby na brudne ciuchy. On rzuca skarpetki a ja płaczę „bez powodu” i mamy remis. (...)"

Nie żebym czytał czyjeś blogi, he.

I takie foty tam byli (by Helmut Newton).

No to inne tegoż.

Brak komentarzy: