poniedziałek, 23 listopada 2009

Arbouretum

piątek, 20 listopada

Wieczór zmarnowałem podwójnie, bowiem miast zajmować się plikami obejrzałem zaległe odcinki inside nba (końcówka sezonu 2008/9). A potemm oglądaliśmy "Wrong turn", który pomylił mi się z filmem "Wzgórza mają oczy". Okazało się, że to właśnie "Drogę bez powrotu" oglądaliśmy już kiedyś. I nawet Emmanuelle Chriqui oraz Eliza Dushku w obcisłych podkoszulkach już tak nie straszyły.

Aaale uznajmy, że trochę rozluźnienia jeszcze nie stanowi — w końcu w zeszłym sezonie obejrzałem nawet kilka meczy. Tymczasem do roboty przyszedł "Pan Rybka (przychodzi też "Pani Kanapka" — koleżanka stwierdziła, że niedługo zacznie przychodzić "Pan Antałek", ale to na razie się nie ziściło), co nam zapewniło obiad, a dokładnie młode dorsze, które "ugilowałem" w piekarniku albo raczej upiekłem na kratce. Chyba lepiej niż w rękawie foliowym — ryba potem nie pływała we własnym sosie, była odpowiednio sucha i miękka.

Dodatkowo zakupiliśmy też surowego łososia, którego zostawiłem w mieszanej zaprawie winno-musztardowo-miodowej, zobaczymy, czy będzie zjadliwy. Był fantastycznie tłusty — prawdziwa ryba!
***
Odpaliliśmy przywieziony z Portugalii muszkatel dla prawdziwych piratów (nie mylić z muszkietem), co z tego że nie do ryby, ale wypadł bardzo smacznie.
***
Ranek dzisiaj z mini mini przymrozkiem, ale za to fantastycznie bezchmurny i słońce nam dzisiaj zimowo świeci przez cały dzionek — dobrze.
***
Arbouretum — Song of the pearl — to też dziwne, i dziwne, że od Tomka, gdyż to współczesny band grający psychodeliczny rock w stylu Jefferson Airplane.
***
Bellini — The Precious Prize of Gravity — o, to już brzmi jak płyta od Tomka. Klasyczny noise. Nawet śmieszne jest to, że wstępny riff do złudzenia przypomina ten Shellaca. Swoją drogą te japońce mają talent do podrabiania brzmienia i gry Albiniego.

Brak komentarzy: