czwartek, 24 kwietnia 2014

Odcinek z powrotem do schematu



14 marca, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca pracujący piątek/zumba/film.

W tym cały zmęczeniu/niewyspaniu Masakra w Rzymie podziałała na mnie kojąco, heh.

***
Bardzo ciekawy stat III kwarty Chicago-Houston:
27 pkt, 10/18, 1 strata
6 pkt, 3/11, 8 strat
i 77-48
Chicago niszczy (prócz Spurs). 111-87.
***
Okazało się, że kawałki z John Barry — Night Games (1980) są jednymi z bardziej z kasetowych, a szczególnie taki o niewinnym tytule "Phantom Of The Orgasm".
***
Bryson zbiór ciekawostek — lecę jak dziki. Zumba nawet przed wyjściem sprawia radość. Mała książka — Głowacki, Jak być kochanym. Nikt nie trafiał, ale miałem wrażenie, jakby wina skupiała się na mnie. Nie miałem przyjemności z gry, więc nawet za karę zmęczyłem się mniej.
***
Ale wieczór wieczorny, kawa, czipsy, piwo z miodem i filmem — wszystko jak trzeba.
American Hustle (2013) coś między drobną gangsterką a dramatem nieco w obrazie epoki (głównie stroje, fryzury, muzyka). Otyły Bale, koleś z KacVegas z kręconymi włoskami, babka z  Igrzysk Śmierci (najstraszniejsza postać, do tego niezłe aktorstwo w porównaniu z poprzednim). Dużo mówienia, niespodzianki w zakończeniu, łysawy de Niro jako mafioso. Jakby powtórka z mojej rozrywki, ale właśnie dla mnie. Zajmujące.
W sumie późno spać, po tym kolorowym filmie.


15 marca, sobota

Odcinek z roladkami z kurczaka z mozarellą i suszonymi pomidorami

My drogi i Miłościwie Nam Panująca spędzamy przyjemny wieczór z rudym.

Wstaję za wcześnie (6 ha w sobotę, to chyba za mało), ale nie ma słońca — przeszukuję/liczę/ściągam.
Dobrze, że nie oglądałem meczu Wizz-Orlando, bo bym się tylko zdenerwował — wygrali pod dogrywce.
Ale wykluczyłem 3 disco-jazzowe Schifriny (tych na pewno nie) oraz Vertigo, Halo of Flies i coś jeszcze. Za to wzruszyłem się nieco występem Hammerhead z okazji 25-lecia AmRep. Tyle tylko, że występ ten wyglądał tak dość mało okazale i wybitnie fanowsko. Tylko krewni i znajomi. A przecież noise? Na cały świat?
Wylazłem na kompleksowe poranne zakupy — nieopłacalne, za dużo babć.
Jajecznica na kiełbasie, ale strucel musieliśmy oddać.
Arcydzieła malarstwa Waszyngton — wybitne i z dobrymi kolorami.
Wizyta u Marciniaków z grzechotką. Herbata, ciasta i piwo — objadłem się aż do późna. Dzieci przyzwoicie.
Długie zakupy w realnym, czytanie przed obiadowe.
Wytworzyłaś pyszność.
***
John Barry — Boom ! (1968) — kasetowe mistrzostwo.
***
Chyba rudy.



Brak komentarzy: