poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Odcinek z kolejnym wspaniałym występkiem



18 marca, wtorek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca na wbrew oczekiwaniom udanym występie.

Coś popadywa. Dużo do jedzenia.
Znowu się spieszę, co nie powinno mieć miejsca. Zrobi się.
***
Upośledzeni strzelecko Chicago w swoich cudacznych zielonych (zielonych!?!) strojach na razie dają radę OKC. Do przerwy tylko 2 w plecy (45-47).
No ale przez 6 i pół min IV kwarty nie zdobyli pkt, więc w końcówce nie było czego gonić: 85-97.
***
Geneva — A-Sides B-Sides and Seasides — 3 płyty. Głównie kilka numerów z kasety, nagrywane z radia Afera w Poznaniu albo innej, już nieistniejącej, Radiostacji. Dużo tego natrzepali, znaczy się zespół kiedyś prognozujący był. Popatrzeć też na JJ72.
Podobnie jak z lat 60 znamy jeno Beatlesów, RollingStonesów i Zeppelinów, teraz potrafimy wymienić Oasis, Blur, Radiohead, z zcego ten ostatni głównie za sztukę i historię rocka, bo przecież wcześniej na listach przebojów królowały inne gitary.
Czy to znaczy, że za 40 lat takie płyty będą warte i poszukiwane?
Czy raczej net wszystko uśrednił i jednocześnie ułatwił?
Acha, bo Geneva lokuje się tak między "Pablo Honey" a "The Bends" i jest bardzo spoko.
Np. miałem nawet taką płytę Long Pigs — zwyczajne dobre brytolskie granie.
***
Nets 68% w pierwszej połowie. Boisko i stroje wyglądają świetnie. Oświetlenie też jest dobre. Suns troszkę nie dają rady, a przecież nie ma Garnetta na przykład. Dzielnie walczą o życie = 8. miejsce. Eric Bledsoe wrócił, ale jest zardzewiały. 20 w plecy w połowie III kwarty. Oba zespoły wymieniały się runami, Kirilenko jest brzydki, ale w sumie to blow-out: 108-95.
***
Praca praca (się tego skumulowało), przechodzę przez C, żeby dojść do kwadrata, a tam Przem.
W tej przerwie zaliczyliśmy kebab w kubełku, potem, żeby nie siedzieć bezczynni zaliczyłem lidl i dom, trafiliśmy na czas. Trochę było hałasu i światełek od staruszków, zdjęcia nie wyszły, jestem ciekaw jak filmik. Wobec tego jak się zapowiadało, w sumie przyjemnie spędziłem ten wieczór. Granie było dobre.
***
I wcale nie tak późno w domu, dwa piwa i resztówka calvadosu — maluuuutko, bez obaw.

19 marca, środa

Odcinek z radyjkiem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca słuchamy na odległość.

Rano 7:07, 7 stopni, można mieć wątpliwości co do konkretności planu Brysona, ale cieszy z rana opowiastkami.
***
Gortat z rana 1/5 w I kwarcie, ale on zawsze miał pod górkę z DeMarcusem. Mam zaległości w czytaniu szóstego gracza, a Drew Gooden (18 pkt), po wygraniu dla Wizz meczu z Nets teraz znów dobrze wygląda, w dodatku rzuca za 3.
Natomiast na początku III kwarty Cousins 5 pkt i 4 faule, a Wizz doszli. Potem szło dobrze, ale zaprzepaścili: Isaiah Thomas trafił za 3, Wall nie trafił 2 wolnych, Rudy Gay wyrównał do 100-100. 5 s do końca. No i dogrywka — dlatego nie wyświetla się time-line.
Dogrywka jak zwykle dramatyczna, szczególnie z naciskiem na grę Wizz. Gortat nie łapie, nie trafiają wolnego, idzie/nie idzie im za 3, po czym Wall spadł z 6 faul i koniec: 117-111.
DeMarcus Cousins 9-17, 24 pkt, 14 zb. (7 w ataku), 3 as., +13.
Marcin Gortat    7-12, 19 pkt, 14 zb. (3 w ataku), 2 as., +0.
***
Trochę się podciągnąłem = większy spokój na nerwy. Deszczowo, mokrawo. Wizyta w osso bardzo udana: Lizbona/Berlin/historia chrześcijaństwa zachodniego i nawet nie przekroczyłem 100.
***
Radio Ateneum blisko, klimat przyjacielsko-korzystny, wstydu w konferansjerce nie było, nagłośnieniowiec jak zwykle dał ciała (ja w przestrzeni za), disco w wersji akustycznej z banjo (Grześ) i skrzypcami (Marzena). Mam nawet szybszy transfer na pętlę.
***
Zawozisz prostownik, odsłuchuję John Barry — Octopussy (1983) (przeżycie) i w sam raz pora, by puścić hormon. A to jeszcze nie koniec aktywności w tym tygodniu.



Brak komentarzy: