środa, 16 kwietnia 2014

Odcinek z kinem!



4 marca, wtorek

Odcinek ze Stogami i śledzikiem na słodko

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wieczorem staramy się leżakować (i nie wojna).

Dzisiaj 0 stopni. Memphis są lepsi, ale wygląda, że Wizz nie składają broni jeszcze. Gortat w miarę skutecznie, Marc Gasol oczywiście lepszy, ale tylko 5 w plecy po II kwartach. Szczególnie dwa runy po 9-0 Memphis były zabójcze i z trudem uzyskiwany remis był trwoniony w trymiga, więc po III kwartach zrobiło się -15. Obrona była jakaś słaba i nieogarnięta, bo jeżeli Kosta wjeżdża na luzaku pod kosz? I Wizz nawet pozwolili "odbudować się" Prince'owi (rekord sezonu 19 pkt). Emocjonujące ostatnie 2 minuty, ale znowu za późno te trójki i bez sensu gonienie.
Marc Gasol 4-10, 7 zb., 8 as., 10 pkt
Marcin Gortat 7-12, 8 zb., 3 as., 16 pkt
***
Pożegnanie z kasetami:
The best of Vaya con Dios — dwa przeboje, nie takie straszne.
Radiohead — Pablo Honey (1993) — potencjał jest, zwłaszcza że z tej nienajlepszej realizacji przebijają się żywiołowe i głośne gitary. Bardziej ku pamięci występ na molo w Sopocie.
Clannad — Banba (1994) — bez historii ponownie, ale nie szkodzi na uszy.
Fugazi — Steady Diet for Nothing (1991) — zbyt dobrze osłuchane, bym się zachwycał, ale realizacja całkiem porządna, nie zestarzała się, ewidentny brak głosu i melodyjności w wokalu, ale przyjemne wrażenie pozostaje.
***
kurwa zacięło mi internet i wjebało plika. A miał być ostatni na tej liście. No nic, czekamy.
***
LeBron 61.
Posłuchałem potem, bo to jednak jest wynik.
61 punktów, 22/33 z gry, 8/10 za trzy, 7 zbiórek i 5 asyst w 41 minut.
***
"Jutro idziemy do kina".
***
Zaliczam sklep, przy okazji bank/dowód/lokata na zaś, park na szaro dzisiaj, dobrze, że wróciły stare wiedźmy — przyjemniej. Na Stogach się leniłem i nic na półkach nie umieściłem. Z okazji śledzika zżarłem całą miskę czipsów i innych słodyczy.
***
Trochę jeszcze nerwu, że muszę jutro zdążyć z tą rezerwacją i do snu, do snu.


5 marca, środa

My drogi i Miłościwie Nam Panująca byliśmy w kinie i na meksykańskim żarle.

W szalonej środzie jedynie Bruksela i Dusseldorf, ale już są niezłe ceny na Grecję/Włochy na maj. Może w przyszłym roku. Może kiedyś.
Przeszedłem piechotą, troche tlenu. Jesus Lizard i Thing na kasecie. Polacy robią zakupy na wypadek III wojny.
***
Na początku Houston trafiło 9/10 rzutów i prowadziło sporo, ale kontrataki Miami są świetne i widowiskowe. Niemal remis w połowie.
Ale ofensywny atak Houston 15-4 w III kwarcie był imponujący. Z kolei powroty, jakie notuje ławka Heat są skuteczne = ładny mecz. Przy 106-103 LeBron nie trafił za 3 broniony przez Howarda i już.
***
No, udało się. Witamy na pokładzie:
021 Casino Royale (2006) Blue-ray 35.0 GB
***
Warriors w Indianie. Nie będzie powtórki z zeszłych play-offów, to już wiemy (nie ma elementu zaskoczenia). Bardziej ciekawostką jest, że O'Neal zdaje się bardziej przydatnym graczem niż Igoudala — to już nie jest ten chłopak. Jermaine O'Neal oraz Marc Jackson w Indianie — podróż sentymentalna, pokazywali stare fragmenty. Rozproszyłem się i ledwo docierało do mnie, że Indiana wciąż goni GSW — znaczy się tamci wciąż mają na nich patent. 
(John Barry — Stringbeat, Płyta winylowa na gigancię 27,99 zł)
(no ale to są wczesne, big-beatowe nagrania, mam na kasecie parę, i to tych lepszych)
Następnie Indiana zrobiła 12-0 i zrobiło się 94-94 = ładny mecz. 10 s przed końcem trafił Clay, a już 0,6 s nie trafił George i git.
***
No to jeszcze Clippers-Suns, bo lubię ładnie grające drużyny (a Spurs maja brzydkie koszulki). No a Suns są pasjonujący. Czasem bardziej niż Clippers. No wiadomo: gonili. Nie dali rady: 96-104.
***
Twój wiersz:
 
mexico nas nie ominie!
możemy pójść po kinie
***
Blitzen Trapper — VII (2013) — zaskakująco przyzwoite po latach. Ciekawe, do słuchania, pogodne.
***
Napięcie jest, ale jakby ciut mniejsze.
***

Oczywiście, że zdążyłem, zjadłem kostkę piernikową, Non-stop (2014) okazał się całkiem emocjonujący, aczkolwiek słabych momentów też nie brakowało. Ale tak dawno nie byłem w kinie, że sama radość.
Pokontynuowaliśmy ją w jadłodalni meksykańskiej: quesadilla oraz żeberka po amerykańsku, dwa piwa i obżarliśmy się w sam raz. Ty nawet bardziej. Aż do południa dnia następnego. Kopacze sobie zaczęli pykać w gałę (pols-ka! du du du!), my zaś wykończeni jedzeniem udaliśmy się niemal od razu spać. Taki wieczór wyjściowy.



Brak komentarzy: