piątek, 22 marca 2013

Wielkie indiańskie żarcie




20 marca, środa

Odcinek ze znowu wyjątkowo wolną środą

My drogi i Miłościwie Nam Panująca między innymi oglądaliśmy trzcionki.

Robiłem sobie w nocy pobudki, żeby zobaczyć, ile mi snu zostało. Raz wiele, raz niewiele. Wciąż jeszcze mamy marzec-figlarzec.
Szybko minęło, przyzwyczajony do poprzednich literek, mając aż za duży wybór, nie mogłem się przestawić na nowe. No i teraz będę musiał odtwarzać poprzedni szkic okładki.
Implantowanie czcionek trwało i trwało i trwało.
Dobrze mi szło z wieszaniem prania (jak na liczydle), kiedy zawołała mnie zupa, bo już o tej 20 byłem głodny.
Surówka z dużą ilością ziół i krojonym jabłkiem.
Drżałaś wieczorem o moje senne ruchy, bym nie wyklikał złej kości.
Acha, i rzucili nam nowy odcinek, a Ty już świetnie umiesz te rzeczy pobierać.
We flashu mamy impas.

lahori-paneer-tikka-copy

21 marca, czwartek

Prawdziwa randka z zapachem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca w ramach niczego mieliśmy wyjściówkę.

Wciąż jednostajne —3, ale mi się podoba. Miami Heat punktują, ja jadę i czytam. Doszło do mnie, że ostatnio moim ulubionym programem muzycznym jest photoshop. Nie, jeszcze nie mam obrazka z dymkiem "lubię majsterkować". Dawno tu nie byłem. Nie, nie czytałem tego sto milionów lat temu, a jakieś 1,5 roku. Chyba niewiele straciłem (patrz wyżej). Owszem, Golden Age Projekt Pre 573 wciąż mi się podoba, ale podobnie jak do monitorów, nie będzie potrzeby go mieć na własność. Podobnie jak innych rzeczy. A co w najnowszej EiS?  Jest niezmiennie polska i jakby komunistyczna, ale rozwija się: użyła słów "indie-folk". Ponadto epatuje kolorowymi obrazkami wtyczków, których przeglądanie może przyprawić o ból głowy. Czyli patrz wyżej — ja już mam swoje ulubione. Lubię majsterkować po swojemu. I jeszcze wykwalifikowani polscy wykonawcy i realizatorzy. Nikt ich nie zna, prócz innych profesjonalistów. Z tymi profesjonalistami to ja mam wciąż podobne wrażenie, które wyraża się w piosence "Pretty Face". Nieźle nagrana. W radio gdańsk!
Moim ulubionym periodykiem wciąż jednak będzie tygodnik "Czas".

Dzisiaj nastrój na AUDIOGLIDER MIXTAPE Vol. 4. Niedługo będę sobie mógł pisać wzór na czwartki. No nie wiem, co z nimi jest.

Do przejrzenia w wolnej chwili:

http://favoladellabotte.blogspot.com/2011/01/sirmione-la-sentinella-del-lago.html

http://fotobrulion.blox.pl/html/1310721,262146,169.html?4

Ponieważ fan zamówił Odessę, więc miałem szybkie 15 min przed spotkaniem i załatwiłem wszystko ekspresowo na wypuszczonej poczcie — to taka stara instytucja jest. Mroźno jest. Ziąb. Marzanny nie ma gdzie utopić, bo przecież dzieci nie chodzą z kilofami do lodu. Użyłem zapachu, Ty cienia do powiek, wiec zrobiło się randkowo. Potem zasiadamy na antresoli, i nawet znalazłem się w miejscu, który trudno mi było zlokalizować, a to centrum historyczne miasta było. Ale po chwili już wiedziałem. Ładnie pachniało i byli prawdziwi Indianie. Herbata, dania główne (Karhai Paneer, Garlic Chicken Tikka Sizzler), jedno lepsze od drugiego. I do tego chlebki Naan. Znakomite. Więc i sosy i mięso i ser. (foty były niewyjściowe, więc wrzuciłem dowolne ładne). Jemy, jemy objadamy się. Ja szczególnie. Wielki brzuchalec. Do tego lody BANONOWE oraz mango. Jemy, jemy objadamy się. Ja szczególnie. Wielki brzuchalec.

I nagle okazało się, że mamy przed sobą wielki wieczór, z którym nie wiemy co zrobić, więc nie zrobiliśmy nic, a i tak zeszło nam dłużej niż zazwyczaj. No dobra, lekko przygotowałem się na piątek, a resztę zostawiam na weekend. Jest gra i gra w stereo. Pójść spać z pełnym brzuchem — marzenie każdego biedaka. Wieczór podsumowałem regularnym pierdzeniem. Bo ja taki wąski jestem i pakowny. No i randka udana. No i będziemy prowadzić dokumentację znamionującą znamiona.

Horse-Hound-010


Brak komentarzy: