wtorek, 26 marca 2013

Odcinek z upojnie leniwym weekendem cz. I i cz. II



23 marca, sobota

My drogi i Miłościwie Nam Panująca pracujemy (Ty) i leżakujemy (ja).

Poranny relaks z weryfikacją filmową oraz brzydotą. Znalazłem na to wzór — teraz czyta mi się i ogląda bardzo dobrze. Szybkie zakupy i do pracy. Podgoniłem, ponadto zrobiłem wiele wersji okładki. Nawet inne (nie podstawowe) zaczęły mi się podobać. Trudny wybór.

Kupiliśmy palmę. A ja trzymam sztamę.

Tymczasem nastąpiła dobra pora na płyty, które:
a) nigdy nie słyszałem
b) słyszałem, ale po co
c) słyszałem tak wiele razy, że przestałem je odbierać

a) Tymon & Transistors — Wesele (2004)
b) Tymon & The Transistors
Bigos Heart (2009)
c) Velvet Underground
White Light/White Heat (1967)

"Ja chyba lubię szanty"
("Sztuczne szanty") cytat.

Więc beka, radocha, wesołe, popierduchy, przeboje, fajnie Gałązka rypie na tej perkusji, dobrze nagrane, mile słuchalne (tak, to już starość), ponadto świeże odkrywanie stereo. I na małych jabłuszkach i na dużych, wciąż sprawiających niesłychaną frajdę, kolumnach.
Acha, nowość, proszę: kilkanaście lat i już zainstalowałem sobie tutaj foobara.
Teraz mam problem, jaką wybrać skórkę oraz jaką ustawić szerokość paneli.
Siłowaliśmy się na ręce, uprawialiśmy sporty (a ja przecież na tyłku dzień cały), aż miałem ubytek energetyczny, ale udało się go nadrobić.
Kotlety mielone o konsystencji nie wiadomo jakiej (podobne do tych z łososia), a przecież sami je sprawiliśmy. Pyszności. Niestety zostało ich równo osiem, nawet nie można zjeść po kryjomu, bo się wyda.
Kości i wtedy można jeść popcorn, bo lewa ręka wolna.
Beksiński i jego tłumaczenie Monty Pythona. Ale żebym ja później szedł spać? Nowość.



24 marca, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca — ja zachwycony, Ty zarabiasz kaskę.

Wciąż se popadywa.
Na śniadanie 5 naleśników. Szybkość i prostota wykonania. Pyszne. Szczególnie — niespodzianka
z pastą z wędzonej makreli.
Uff, wreszcie zakończyłem czyszczenie stóp (nie swoich) oraz werbli. Nieco też poukładałem ścieżki. Termin majowy nie jest już taki zagrożony. I, co mnie zdziwiło, w niektórych przypadkach czuję klarowność poszczególnych instrumentów.
A jeszcze nie robiłem EQ.
Na obiad soczewica z marchwią, selerem naciowym, cebulą i odrobiną popsutej wędzonki. Kawa z imbirem. Zmywanie kompleksowe. Nie chce mi się wiązać drewna w piwnicy, ale mam poczucie spełnionego obowiązku.
Z serii Muzea Świata (Arkady) d'Orsay sprawia wrażenie dość mądrego i światłego. Po ponad pół roku zabrałem się za to. Warto.

Wiem, już było, ale prosta niedzielna muza dla prostaczków:
Nick Cave And Warren Ellis
Lawless (2012)
The Men
Open Your Heart (2012)
alt-J, Interlude II
wzruszam się padającym 24 marca śniegiem. Może nie jestem najstarszym góralem, ale kiedyś na wiosnę nawet padał deszcz, ale z reguły już się piło wino na plaży.

The Eagle Has Landed (1976) dopiero zacząłem, ale już mnie urzekło:
Jest pan beznadziejnie wszechwładny. Co mogę dla pana zabić?

Vince Carter wciąż umie grać w koszykówkę. Jedna kwarta, a fajnie.
I zjedliśmy różne zupy na kolację i pyszny deser (ten czekoladowy rewelacyjny) i galaretkę i starego wina szklankę i ostatnią kanapkę (stąd ta myśl o rzeczach ostatecznych?) i kości poszły luzem, łącznie z pdfem 007, a potem oni zaczęli grać wcześniej w tę koszykówkę i stream się włączył, więc akcja była, po niej pociągi, a tych pociągów to narobili strasznie dużo. Ale może jednak inną planszówkę? Się zobaczy. Zwieńczeniem udanego weekendu było udanie się spać i panikujące ataki śmierci mózgu. Ty miałaś lepiej, bo przez sen grałaś w kości.


Brak komentarzy: