wtorek, 12 lipca 2011

WHERE IS JERRY


sobota, 9 lipca
Nadeszła ekscytacja z wymyśleniem okładki. Ta dam! Przyszedł pan katar. Wybrałem się na miasto, a gama od 11 => dupa. Transfer na Stogi odpowiedni. Spacer z opalaniem i moczeniem stopylców. Nawet gra w pociągi niejako dała radę. Wyjątkowo swoją obecnością zaszczyciła nas słoneczna pogoda. Przy głównym wejściu na plażę zebrała się gęstwa wczasowiczów. Czerwony szlak i tak jest lepszy. Wzmocnieni obiadem i okocimiem udaliśmy się do domu, gdzie dopadnięty nagłym atakiem choroby obejrzałem mecz Paragwaj-Brazylia 2-2 oraz Wenezuela-Ekwador 1-0 z uznaniem dla kopciuszka. Nadeszły mnie niespodziewane efekty, których wcześniej nie doświadczałem — przez kilka godzin ciekło mi z prawego oka, co mocno utrudniało oglądanie. I tyle z tego było.

niedziela, 10 lipca
Sen jak stosunek — przerywany. Przez cały dzień zapuchnięty nos oraz zawalone gardło i zatkane uszy — wymarzona kondycja na śpiewanie podczas występu. Dzień siłą rzeczy rozwalony na pół, zbierałem się do wyjścia już o 15:20. Cała reszta wyglądała dokładnie tak samo jak przy tych okazjach (5 lat grania, 15 lat pierdzenia w stołek), z wyjątkiem braku piwa. Głównie skupiałem się na zachowaniu energii. Efektem tego była słaba próba, jaką mieliśmy przed występem. Podczas tegoż miałem raczej zmarszczoną minę (takie skupienie!), ale większość się udało. Podobno wyszło dobrze. I dobrze. Drugi występ WHERE IS JERRY możemy uznać za sukces. Pakowanie i transport powrotny bez zarzutu. Muchy całkiem ok, choć ruch sceniczny pozorny, kilka piosenek — wciąż te same — wciąż ładnych. Może się podobać. Nowsze kompozycje to już raczej schyłek — wydaje się, że szału nie będzie. Chciałem nadmienić, że mieliśmy znakomite warunki w garderobie, panie kierowniku. Rzeczywiście — czegoś takiego jeszcze nie było. Klasa. Być może właśnie dzięki tym kawom, słodyczom i napojom udało mi się przetrwać drugie pół dnia. I warto wspomnieć o przebojach Pyszczku z dotarciem na miejsce, które to zaliczyła na piątkę! Zdjęcia: Rafał Łaskarzewski. I mi się też podobają.



Brak komentarzy: