piątek, 8 lipca 2011

Un Homme Et Une Femme



wtorek, 5 lipca
Jeżeli wydaje wam się, że nigdy nie słyszeliście "Un Homme Et Une Femme" Francisa Lai, to oczywiście jesteście w błędzie. Podobnie odczucia towarzyszyły przebojom z listy trójki z lat 80. Każde nagranie tip-top, ale wykonawcy zdają się zupełnie no name. Z tym też lecieliśmy na piątkowej imprezie. ("ty jesteś demon parkietu? a o której to z ciebie wyszło?/już dawno byłaś w łóżeczku/a nie mogłeś uprzedzić, ze ty jak kopciuszek masz? tylko na odwrót/pff/tss").
***
Zaszedłem ja do domu po towar. Antologia, którą czytam już od roku, strasznie ciężka jest. Nie wiem, czy to ta młodość, czy niektórzy tak mają, na poważnie, z ciężarem. Jeden z autorów uczy języka polskiego na Syberii. Czyli coś w tym musi być. Ja bym tylko liczył niedźwiedzie i kolekcjonował etykietki. Jako że kiełbasę miałem niewyjściową, to czasokres zazwyczaj poświęcany na szamanie spędziłem w parku, a tęże zjadłem na sali.
***
Przemas chciał na twarz, to proszę bardzo. Jak się ogląda w kółko, to człowiek zaczyna się śmiać z tej głupoty. A ponadto sobie dywagowaliśmy. A wieczorem mieliśmy desant mega jednostki komputerowej, która sprawia, że nawet na starym monitorze filmy ładnie wyglądają. Mamy nadzieję, że ten też starczy na co najmniej 10 lat. Staremu Yodzie należy się foto (obym nie zapmniał!). Takie ładne pudełka teraz robią do tych wszystkich rzeczy, że aż szkoda kartonu i farby. Wyglądają jak opakowania do gier. I gdzie to teraz pomieścić. A filmy to chyba przez dwa lata będziemy oglądać. Ej, może odpalimy sobie Heroes V? Taki wypas!

środa, 6 lipca
Kaseta chodzi dobrze. Plus. Pierwsze dni lipca są w tym roku wspaniałe: szare zachmurzenie przy temperaturze nieprzekraczającej 22 stopni. Popaduje. Aż się chce wychodzić. W domu panuje zaciemnienie.
Maszyna na razie spisuje się wspaniale. Czuć różnicę. W porównaniu z tym co mam w robocie (naprawdę: jednoczesne otwieranie pdfa oraz wysyłanie e-maila nie jest możliwe — magia ulepszeń systemowych). Czasem jestem aniołem cierpliwości. Wymacerowałem pyszną sałatkę na wieczór. Doszedłem do kilku space-dźwięków, ale na nieszczęście ścieżkę wokalną nagrałem mono -> do wyrzucenia. Zdjęcia robaków wyszły jak wyszły, ale pomysł jest pomysł i myślę, że jego realizacja wyjdzie kapitalnie. w końcu to JA będę to dziarał.
***
Dazed and Confused (1993) — pierwsza połowa strasznie słabo. Nie wiem, czemu w ogóle to wspominam.
***
Z cyklu z kim zjeść tęże (Desiree Cousteau):


Brak komentarzy: