środa, 20 lipca 2011

O jeden zwód za daleko


niedziela, 17 lipca

Wczoraj wieczorem Peru-Kolumbia 2-0 to jeszcze nie była pełna poezja. Ale ze względu na najciekawszy w futbolu wzór koszulki (wiadomo! Espańa '82) oraz znakomitą organizację gry oglądanie Peru sprawiało przyjemność, więc pierwsza, a potem druga bramka w dogrywce wystarczająco mnie ucieszyły.
***
Następnie festiwal dogrywka + karne zafundowały Argentyna z Urugwajem (1-1, k. 4-5). Wolałbym, żeby nie trwało to do trzeciej, ale zaczęło się od trzęsienia ziemi (dość przypadkowa bramka dla Urugwaju), a potem było jeszcze ciekawiej. Przez niemal cały mecz Urugwaj grał w 10 (dwie żółte dostał strzelec bramki), wkrótce wyrównała Argentyna, a potem nastąpiła nieustanna wymiana ciosów (ciągłe ataki Argentyny kontra kontry Urugwaju). Duet Suarez-Forlan był wyborny jak w zeszłym roku podczas mistrzostw świata (ten pierwszy ma taką pocieszną twarz). Argentyna bawiła oko rajdami i mnóstwem podań, ale zaszkodzili sami sobie, nie doprowadzając do skutecznego podsumowania działań. Swoją drogą bramkarz Urugwaju — Muslera miał tyleż umiejętności co szczęścia, bo bronił niesamowite rzeczy, i tak oczywiście obronił ten karny Teveza, jak oczywiście ten źle strzelił. Tak jak nie lubiło się Jordana, tak nie cierpię obecnej Barcelony i Messiego trzeba zaczekać, aż się zestarzeją i sentyment pozwoli docenić ich grę. Błyszcząca kolorystyka koszulek Urugwaju (w obu wersjach) tak, to można by mieć. Niemniej, o ile Argentyna nie była Argentyną, to wciąż sympatia dla Urugwaju się utrzymuje, zatem z radością (a wcześniej dodatkowymi emocjami po każdym udanym zagraniu) powitałem końcowy rezultat. Mecz chwilami był wielki.
***
Po ostatniej flądrze było na śniadanie, a potem korzystając z pierwszego upalnego dnia (!) wyruszyliśmy utartym szlakiem na plażę. Tam zupełnie relaksowo (nawet z wymuszaniem pierwszeństwa na samochodzie). Niestety, zbyt mocny wiatr, drobny piasek całkowicie nas obkleił.
***
Przeczytałem opowiadania Parnickiego. Rzezie, krew i seks. Ale wszystko w tonacji:
"A on nie odrzekł nic, jeno pochylił głowę i dotknął ustami brzegu jej szaty". Chronologiczny zestaw najbardziej charakterystycznych/ulubionych dla niego fragmentów historii powszechnej.
***
Za to powrót wybraliśmy nieco inny, najpierw pojechaliśmy za daleko, bo aż do baterii na szlaku czerwonym (przeprawa przez wielką łąkę byłaby zjawiskowa, ale zbyt piaszczysta droga była mało wygodna), zatem powrót aby znaleźć tę właściwą i wreszcie skrajem lasu, a po prawej rozpościerał się znakomity widok na tę zieloną przestrzeń. Wyjazd koło działek, następnie wybraliśmy przejazd przez most wantowy, po dwóch piwach okazałem się mistrzem precyzji w tym wąskim przesmyku między barierką a umocowaniami lin. Potem dołem pod estakadą i wtedy już znaną ulicą (Miałki szlak) na Olszynkę i do domu. Z powrotem jak zwykle się zmordowaliśmy, tak już jakoś bywa. Może powinniśmy sobie robić przystanki nad zalewem? Mydło teraz mamy pilling, zaś pół arbuza z lodówki to był znakomity pomysł Pyszczku. Opalenizna w przyzwoitym zakresie, a wieczorem wypracowaliśmy znakomite ciasto z jabłkami, z ładnie chrupiącą skórką i góry i po bokach. Wczoraj i dzisiaj nawtykałem się bobu. Efekt jest na tyle spektakularny, że jednak nie wezmę go do roboty.
***
Piłkarze Paragwaju nie mają takiego wyszkolenia technicznego, jak czołowa trójka Ameryki Południowej, ale Brazylia, choć chwilami oszałamia dryblingami i nieskrępowaną fantazją (vide poprzednie MŚ) i oblega bramkę, na razie tylko bezbramkowo remisuje. To trzeci ćwierćfinał i trzecia dogrywka. Nieźle.

Nieistniejąca (już) hala GKS-u Wybrzeże.


Brak komentarzy: