2 lutego, sobota
My drogi i Miłościwie Nam Panująca załatwialiśmy rzeczy, a potem był relaks na wyjeździe.
Zatem, szybkie śniadanie, a potem dwie godzinki tête-à-tête z dużym samochodem. Znosimy z A. meble, pakujemy do wozu (trochę kombinacji, nawet więcej niż trochę), jedziemy, wnosimy (drugie piętro, mieszkanie stare, do zrobienia, ale parkiet jest) — wszystko razy dwa. I się udało.
***
Pół żywy, z jedną ręką urwaną zabieram się za krzesełko. Wyszlifowałem wszystkie dostępne krawędzie aż popsułem uchwyt do trzymania tarczy. Na szczęście, zdążyłem to, co trzeba. Trójkącikiem dorobi się w następną sobotę.
***
Na obiad wspaniale przyszykowałaś nam steki ze schabowego, grilowane na ziołach. Foto będzie. Pewnie znowu nie po kolei.
***
Skoro komódka nam schła już od dwóch dni, to można ją było domontować. Zatem płyta tylna, drzwiczki, a potem ćwiczenie na cierpliwość. Nie idzie to tak jakbym chciał, z logiką techniki też mi nie pasowało, ale w konsekwencji się zamykają i choć nie jest perfekcyjnie, daje radę. Stoi? Stoi. Zamyka się? Zamyka. No
***
Miała być jeszcze piwnica, ale to już było nadto, po prysznicu i odkurzaniu (wcześniej) (a było tego wieleee, że ho ho) (napyliło się, znaczy) i jedzeniu pora była na wyjście.
***
Ty się bawisz tam, ja tutaj. Zgodnie z planem. Głowa odeszła z jedzeniem, co było robić, zabawy jak na oczepinach, trudne tematy — ale obowiązek to obowiązek. The Possession (2012) sklecone zgodnie z najlepszymi wzorcami, piłem piwo, jadłem popcorn naprędce, nawet po seansie zapalałem światło, zanim wszedłem do ciemnego pokoju. Dla przepełnienia relaksu włączyłem 007-23 w niezadawalającej jakości, na tyle niezadawalającej, że ustawiłem stanowisko kontroli lotów, odrobiłem wszystkie zaległości sportowe, obejrzałem skróty meczy i ani się obejrzałem, kiedy już przyszła pora na spanie przyszłaś Ty. Do łóżeczka zatem. A to dopiero połowa weekendu była. Yo!
My drogi i Miłościwie Nam Panująca załatwialiśmy rzeczy, a potem był relaks na wyjeździe.
Zatem, szybkie śniadanie, a potem dwie godzinki tête-à-tête z dużym samochodem. Znosimy z A. meble, pakujemy do wozu (trochę kombinacji, nawet więcej niż trochę), jedziemy, wnosimy (drugie piętro, mieszkanie stare, do zrobienia, ale parkiet jest) — wszystko razy dwa. I się udało.
***
Pół żywy, z jedną ręką urwaną zabieram się za krzesełko. Wyszlifowałem wszystkie dostępne krawędzie aż popsułem uchwyt do trzymania tarczy. Na szczęście, zdążyłem to, co trzeba. Trójkącikiem dorobi się w następną sobotę.
***
Na obiad wspaniale przyszykowałaś nam steki ze schabowego, grilowane na ziołach. Foto będzie. Pewnie znowu nie po kolei.
***
Skoro komódka nam schła już od dwóch dni, to można ją było domontować. Zatem płyta tylna, drzwiczki, a potem ćwiczenie na cierpliwość. Nie idzie to tak jakbym chciał, z logiką techniki też mi nie pasowało, ale w konsekwencji się zamykają i choć nie jest perfekcyjnie, daje radę. Stoi? Stoi. Zamyka się? Zamyka. No
***
Miała być jeszcze piwnica, ale to już było nadto, po prysznicu i odkurzaniu (wcześniej) (a było tego wieleee, że ho ho) (napyliło się, znaczy) i jedzeniu pora była na wyjście.
***
Ty się bawisz tam, ja tutaj. Zgodnie z planem. Głowa odeszła z jedzeniem, co było robić, zabawy jak na oczepinach, trudne tematy — ale obowiązek to obowiązek. The Possession (2012) sklecone zgodnie z najlepszymi wzorcami, piłem piwo, jadłem popcorn naprędce, nawet po seansie zapalałem światło, zanim wszedłem do ciemnego pokoju. Dla przepełnienia relaksu włączyłem 007-23 w niezadawalającej jakości, na tyle niezadawalającej, że ustawiłem stanowisko kontroli lotów, odrobiłem wszystkie zaległości sportowe, obejrzałem skróty meczy i ani się obejrzałem, kiedy już przyszła pora na spanie przyszłaś Ty. Do łóżeczka zatem. A to dopiero połowa weekendu była. Yo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz