czwartek, 14 lutego 2013

Odcinek z salonem i pływającą wyspą




11 lutego, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca jesteśmy już rozpostarci na wielkich przestrzeniach.
Zatem (po)ranek, spół(dzielnia), filo(zofia), nowi na pokładzie, uwijamy się. Ponownie popadywa sobie śnieżek — czyżby zima nie odpuszczała? Wczoraj wykazałem się naiwnością, sądząc, że będę miał jeszcze tyyyle czasu — guzik, cud, że w ogóle zdążyłem na czas. Dwa — ostatni raz na dworze byłem w piątek przed 22. 
{~f~}ok.
No i klasyczny połamaniec poweekendowy. Tak to jest z tą fizyką. Broda ledwo żywa.
***
Rekord trasy. 17:10. I to nie to, że nie było mi spieszno, ale tym razem nie spieszyłem się, nie przyspieszałem kroku, chyba nawet wszedłem po schodach.
Nastąpił pierwszy etap cudu. Umościliśmy dwoje drzwi, a one wyglądały na odpowiednio umieszczone. Następnie środkowe lustro (oj, jak ładnie widać całe sylwetki), tutaj przydała się lekka korekta ustawień zawiasów i ta dam! Dosuwamy (mamy patent na czerwonym kocu miast na słoninie). No to pomysł (Twój) i robimy, tzn. rozkładamy również łóżko. Ładny materiał — dobry wybór. Tył mocujemy, składamy, jest! Dokładamy poduchy — podwójne jest!!. Miękko twarde, wygodne, pasujące. Stoi na środku pokoju i się nie boi. My też nie. Tyle powierzchni do snu.
To jeszcze pakujemy kartony, styropiany, folie, stare lustro i siup. Nagle okazało się, że duży pokój jest duży. No brawo.
(nie wiem, jak ja wtedy nagrywałem stereo).
I jeszcze tymczasowe ustawienie komodowe. Koszykarze za mali. Filmy mkv pełnoekranowe bardzo dobrze. Panoramiczne mnie. Avi dają radę. Jasno w pokoju. Jak już pokój jest taki, to wygląda tak, że już nawet wygląda.
Bardzo zadowoleni.


Brak komentarzy: