piątek, 22 lutego 2013

Odcinek z powrotem do jeżdżenia, blee



18 lutego, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca znowu tylko chwileczkę.

Budzę się, a tam przestrzeeeenie. To jednak dla — choć oboje się zgadzamy, że pasuje to wszystko do kompletu — zaskakujące. Ale mile. Przez chwilę w tyrce zastanawiałem się, że kompletnie zapomniałem, jak się jeździ. No i wyszło na to, że do końca nie zapomniałem. Ponieważ to było 1,5 ha na rozruch, to było nawet przyjemnie. Potem podążyłem na Niedźwiednik, gdzie jako Umpagalore porządnie zabraliśmy się do pracy i ustaliliśmy kolejność działania w numerkach 8 i 16 (choć przy jednym Mich kontestuje). Dodatkowo szczęście: Wojt znalazł moją karteczkę z zapiskami. Yei. Kolejne numerki, które ustaliliśmy pod dość zażartej walce, to 2 i 4. I do tego bierzemy ten numer szitowy. Dobrze wokal leci.

— Boli mnie ręka.
— Od czego?
— To pokłosie walentynek.
— Ale dlaczego lewa?
— Postanowiłem zmienić pozycję.

I kiedy już tą postępującą śnieżycą wróciłem do domu, to zjadłem pyszny obiad (kuskusblee) oraz pyszną surówkę (ogórki kiszone, kapusta pekińska, kukurydza, majonez). Ach, i dokończyliśmy — po 24-godzinnym odstaniu — śledzie octowo-olejowe. To będzie (powinno być) smakowite. Jak będzie zbyt octowe, to będzie zagrycha do wódki.
I każesz nam się szybko zbierać, no to się zbieramy szybko.

==============================

19 lutego, wtorek

Odcinek z kolejnym dniem egzaminu z jazdy na sucho, blee

My drogi i Miłościwie Nam Panująca "imprezujemy" wieczornie tu i tam.

Spanie z czuwaniem. Nie, że nie spałem, ale przez sen działałem skutecznie i dźwiękowo. Pobudka zastała mnie zmurszałym (nieprzytomność + grzbiet), ale pogoda za oknem (dużo mokrego śniegu — zdjęcia) oraz Twoja kompania w trasie do pracy wpłynęły na mnie korzystnie (przystojnie też).
***
Po Goodmanie Bryson wydaje mi się nieco błahy, ale wciąż zabawny. No i ten lekki sentymentalizm związany z dawną Brytanią jest miły i bliski — nie żebym tam był, ale jestem w stanie zrozumieć tęsknotę za dawniejszymi okolicznościami natury.
***
Niesamowicie rozczarowała mnie debiutancka płyta Copy Haho — Copy Haho (2011).
***
Znowu była jazda, rękaw słabo, wieczorem gołąbki, pakowanie i pisanie.


Brak komentarzy: