piątek, 8 lutego 2013

Odcinek z szufladkami cd.



4 lutego, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca w wirze przemeblowania cd.

Wstaję rano połamany i nieprzytomny, wiadomo, inteligencik, ale się jedzie, słuchawki grają, melodia śpiewa. Pracujemy, jemy, pijemy, piszemy. Plan jest taki — szybko do domu i nastukać jak najwięcej przed 18. W końcu 4 x 4 po plastikach, dobić przody, 30 gwoździków, klej typu wikol i jechane.
***
Dojechałem tak szybko, że hoho, ale rekordu nie było. Wszystkie kołki i gwoździki wbijałem tak szybko, że hoho. Ustawiliśmy szufladencję obok komódki. Nawet pasują. A regał będzie jednak w tym rogu chyba (a fotel?). Zatem jeszcze korzystając z wczesnej pory dnia, duże gabaryty na regał, te kilka kołków do wyschnięcia i jutro zakończymy. Myślałem, że to jeszcze poleży na podłodze 2 doby, ale potem doszedłem do wniosku, że akcję z gwoździkami trzeba dzisiaj machnąć, a potem będzie sobie schło, bez półek, również na podłodze.
***
Nowa zatem kawa, ona świeżo mielona, ale nie milano. Milano było wieczorem, podobnie jak utrudnione literaki. Do tego stopa 1/3, przelew na LnŚ, zabawne, że nie możesz czytać, kiedy walę młotkiem. ("przecież to trudny tekst jest"). Do kolacji zjadłem zużyty popcorn, zrobiło się na tyle późno, że uwzględniając poranne wstawanie, mogliśmy z czystym sumieniem udać się do małego łóżeczka. "Ty pierwszy", "nie, ty pierwsza", "a że nie, ty pierwszy", "nie, to pan jest siostrą Don Francesca".





5 lutego, wtorek

Odcinek z przejęciem chorobowym

My drogi i Miłościwie Nam Panująca pracujemy rano, a nawet wieczorem.

Pada deszczośnieg, ale rano jest już tak jasno, że hej. Jadę, Żydzi wesoło trzaskają w kominku. Znowu? Co z nimi nie tak? Dzisiaj z zaskoczenia pan po.
Po południu totalna zmuła mnie wzięła, to od kopiowania tych 386 leków. Ty robisz za darmo i cieknie Ci z nosa, mi się głowa kiwa, byle tylko wytrzymać w tramwaju i już do walenia młotkiem.
Tymczasem tram się nie zdarzył, za to pobiłem rekord. 17:12. Wcześniej nie będzie. Tymczasem było to związane z okolicznościami autobusowymi (gdzie indziej zajechał).
Zatem zupełnie po kryjomu dokleiliśmy elementy, a następnie wbiłem 50 gwoździ i zasłużyłem na obiad. Wieczorem ustawiliśmy regał w teoretycznym miejscu docelowym. Wygląda na niewielkie i zobaczyłem wizję umeblowanej części wstępnej pokoju, a za nią salon z przestrzeniami. Do wypróbowania.
Zagadki meksykańskie — kto by się spodziewał. Z pomocą przyszło zdjęcie.
Ponieważ szafa 3D składa się z trzech paczek i bardzo wielu elementów, ze strachu nawet nie zaglądałem do instrukcji, i tak nie da się tego zrobić w okienku. Do soboty więc.
Po obiedzie karnie (hje hje) przywiązałem szuflady i komoda już stoi. Jak malowana.
Zrobiłem dokończenie Golden State Warriors-LA Clippers, rozpocząłem kolejny początek Milano (top 10) i machnąłem 2/3 stopy i 1 werbel. Tylko tyle, bo potem oko mi zaczęło latać, za dużo tego komputera do szczegółowej robótki jak na moje lata. Szczególnie po dzisiejszej masakrze robotniczej.
Ty chorujesz, ale dzielnie pracujesz.
Wcześniejsze spanie bardzo mi służy, a i łóżeczko nie sprawia problemów. Taki przystosowańszy. No i kto by pomyślał, że "1000 Hurts" tak dobrze się słucha.


Brak komentarzy: