czwartek, 8 maja 2014

Odcinek z rudym 2



27 marca, czwartek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca w wolne popołudnie

Mecz meczów. W I kwarcie Oden nie dał rady i Pacers zdominowali Miami, ale tylko na 23-17.
Miami zaczęło walczyć jak o życie (zbiórki Andersena), ba nawet wrócił Haslem (podobno jego już nie było), by poprzepychać się z Hibbertem. 44-45 po II kwarcie.
Troszkę kontrowersji, gwizdków i fauli, flopów również, ale Indiana 63-68. Lance dostał niesprawiedliwego technika — dobrze dla Miami = wygrać mimo wszystko.
Łohoho, Hibbert po łokciu w szczękę od LeBrona długo nie mógł wstać z parkietu. Czyli następny wyautowany na chwilę. Zasadniczo myślę, że Indiana czy Chicago to są dobre drużyny, ale jeszcze za młodzi, muszą się bardziej postarać, by pokonać staruszków. To taka rywalizacja w starym stylu. Gdyby co roku wygrywał ktoś inny, nie byłoby podtekstów. No, a za "What?!" Lance w końcu wyleciał z boiska. No, Ivan Turner dostał swoją szansę i rzucił 2 kosze w końcówce. Mam Wrażenie, że Miami źle rozegrali. No mam wrażenie, że jak będzie taki pojedynek w play-off, to nie będę spał po nocach! (iiiitam, się okazuje teraz). Nie trafili i 84-83 dla Pacers. Nieźle nieźle.
***
Wizz-Suns zupełnie bez emocji. Niby gonili, ale Phoenix to się bardziej przyda. 93-99, Gortat 8/11 na 17 pkt, ale tylko 5 zb., -15 w +/-.
***
O ile nie palę zbyt dużo iskry elektrycznej w maszynce gazowej — jestem ok.
***
Tymczasem z okazji wolnego popołudnia (yei!) zaliczyłem dyskont i tanie piwa. Zlałem jeden garnek pysznego wina, nastawiłem drugi. Na gorąco fantastyczne. Gitara Micha chyba raczej nie trzeszczy. Zabawne, że na próbach Juliusz rzęził sopranami, a na nagraniu ma bardziej basową, pustynną gitarę niż heavy, jak Mich.  Taki realizator. Podejrzewam, że to kwestia kabla kanon/kanon.
***
Łosoś świetny, pierogi jeszcze lepsze (kupiłem ostatnio w lokalnej pierogarni na oruni górnej).
***
Napoczynamy sezon drugi rudego. Z przytupem!


28 marca, piątek

Odcinek z obficie zajętym popołudniem (i weź tu bądź mądry)

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wybieramy się na koncert Bokka.

Wychodzisz wcześniej, ja niedospany z kręgosłupem. Powoli zbliżam się do końca książki. Trochę więcej emocji z budżetowaniem. Dallas walczy z LA Clippers. Ponieważ kibicuję im, żeby weszli zamiast Memphis, to fetuję (w sumie wygaszony i po cichutku) udane zagrania Monty czy Dirka, ale mają ciężko. Ależ fatalne zagrania i straty w samej końcówce! A ta wlokła się potwornie i nie było już szans: 103-109.
***
No to dzisiaj poleniuchowałem, ale pewnie sobie poradzę. Parę rzeczy jest na czysto, że hej. Hej!
***
Acha, po ostatnim słuchaniu MUSZĘ przegrać te kasety z WPRB Princeton. Bo tam sporo psycho jest.
Strap It On (1990) — nigdy mnie specjalnie nie brało (zbyt surowe), a zachowało się na kasecie Stone Roses. Owszem, koniecznie Meantime (1992), być może Betty (1994).
A Bokka (uczę się przed koncertem) nastraja mnie sentymentalnie. Park jesienią. Albo okolice ronda ze sklepami. Tam kiedyś autobus zajeżdżał, a na rogu był złomowiec. Po kiosku jest obecnie sklep z leginsami, a dwa małe spożywczaki zamknęli na Małomiejskiej. Dawno nie jechałem 154. Dzisiaj za dużo światła.
***
Odkryłem google art. Wiem, że oni i tak mają za dużo, ale jak oglądałem na gigantycznych zbliżeniach Marc Chagall’s Ceiling for the Paris Opéra, to byłem zwyczajnie zachwycony. Hehe, głównie możliwością mega zbliżeń. Jak w porno.

http://www.google.com/culturalinstitute/asset-viewer/marc-chagall%E2%80%99s-ceiling-for-the-paris-op%C3%A9ra-1st-series-of-panels/RwHNmMsONyvObQ?hl=pl&projectId=art-project&l.expanded-id=6QG1fXsTNgdbWQ
***
Zakupy adekwatne, nagrywamy adekwatnie, Endriu profesjonalnie nakłada wtyczki, choć nieprofesjonalnie nie posługuje się scrollem. Jak już się człowiek przyzwyczai/osłucha, to nawet można tego posłuchać. Prócz tego mam chyba też inny pomysł muzyczny (prócz tego, że sporo zaległości do wykonania).
***
Adekwatnie dojeżdżam do Wrzeszcza, adekwatnie zjadam bułkę i pączka (bo głód), spotykamy się gromadnie, nie można pić piwa w środku (co za kraj), wygląd i brzmienie ładnie. Niejako Alt-J podobnie wykorzystuje perkusję. Trochę przesadzenie z efektami, szczególnie w numerze bonusowym widać było słabość gitarzysty, któremu nagle pozwolono grać bez maskujących efektów. Całość bardzo dobrze, przeboje fajne, ale nie miałem nastroju. Zasadniczo spodziewam się sytuacji post-berlińskiej: żaden występ nie będzie adekwatny.
***
Wcześnie było, ale poszliśmy spać. Niby byłem w stanie jeszcze na coś krótkiego popatrzeć, ale.



Brak komentarzy: