poniedziałek, 12 maja 2014

Odcinek z dwoma marcepanami



29 marca, sobota

Odcinek z brooklyńskim mostem we Wrzeszczu

My drogi i Miłościwie Nam Panująca w konflikcie kto nie jedzie i dlaczego.

Wstałem, bo już jasno i krzyż. Ale nie rwałem się do oglądania, czy coś. Wizz grają z Indianą, ale już im (to dzisiaj chyba taki dzień) nie wierzę, a niech przegrywają.
***
Na allegro jest JAMES BOND COLLECTION 2 LP, taki składak, który powiela to co już mam na jednopłytowej wersji i dochodzi aż do "Diamonds Are Forever". Fajne, ale obecnie nie stanowi przedmiotu mojego pożądania.
Jest również John Barry — Theme From The Persuaders, też składak, nieco powtórkowy, z tym, że zawiera numery z seriali, m.in. "Persuaders" właśnie oraz "Vendetta".
Ponadto chyba zaraz zjem pierwsze śniadanie, skoro tak nic się nie dzieje. Grają.
***
Acha, mam nowe stanowisko boczno-kanapowe, antysłoneczne takie. Na razie pasuje, chociaż muszę skręcać głowę (za bardzo?).
***
Przypadkiem zagrali dobry mecz: 91-78. Zrobiłem filmik ze zdjęć z Berlina, w podkładzie bardziej pasowałby Seam, ale nie chciałem przygnębiać, poszło Black Keys.
***
Zajezdnia na Wrzeszcz, trochę to trwało (czekanie, zbieranie się), ale w końcu sceny "nakręcone", wiele ujęć, kilka czapeczek i dresów, most, kolejka, rampa, wóz, grafitti i "Konwalie i szacunek" będą miały dobrą reprezentację. Może na Dzień Matki?
***
Po mini party na garnizonie (boże, jakie cudowne światło, ciepło i słońce), robię konkretną przechadzkę przez (już czuję wiosnę w powietrzu). Ciche godzinki, ale prostujemy, ja dokańczam, a potem się zabieram.
***
Mamusiu, ja nie chcę chodzić na rozbierane party z obcymi dziewczynami, wolę oglądać stare filmy szpiegowaskie! (i ściągać).
***
Funeral in Berlin (1966) — jest tak inteligentny jak ja. Potem będę musiał dopytać, kto kogo wykiwał. Ale film jest znakomicie rozpisany na dialogi i postać Michaela Caine'a. Wspaniale! cudownie!
***
Było też picie wina, piwa i pyszne jedzenie kanapek. Na dokrętkę (bo wiedziałem, że zaraz wychodzę) Prince of Persia ze świetnym angielskim Miss Strawberry i wychodzę w zimną noc. Przybywamy, zasypiamy.


30 marca, niedziela

My drogi i Miłościwie Nam Panująca umówiliśmy tę samą iprezownię!

To było strasznie zabawne.
No i zdążyłem zapomnieć, że dzisiaj godzina jest krótsza.
Przejrzałem ich nerwy w końcówce, ale wygrali z Atlantą 101-97, Gortat 12 pkt (6/11), 11 zb. (3 w ataku), 4 bloki, z czego 2 w końcówce ważne, Pero Antic ciut lepszy (daj foto koleś), Drew Gooden +21, 16 pkt (5/5), 8 zb.
 

***
Śniadanie, przed śniadaniem.
Poczytałem, było ścinanie i mycie — dobrze.
Ubieram się jak świadek Jehowy. A Ty zdecydowanie lepiej. Nie świętujemy bardzo specjalnie. Idziemy, jemy, pijemy. Tajin dobrze choć bez szału, wątróbka też dobrze, najadłem się do oporu. Słonecznie, choć chłodno, ale już piknikują.
Lody na zapas, nawet te drogie.
O, teraz świętowaliśmy pysznie, to chyba przez ten strój.
Uwieczniony na zdjęciach.
***
Klasyczne niedzielne poobiednio-pospacerowe drzemanie. Jakbym to już widział.
Czytam grzecznie przez godzinę, płyta jest wyśmienita. Aż by się chciało znowu obejrzeć naszego człowieka.
***
Małe to tamto, wow odsłuchany, na poniedziałek przygotowany, lecimy z Rudym 2. Drażni, ale daje radę — troche sensacyjniaka z tego zrobili.

ps. 1100 — moje gratulacje



Brak komentarzy: