23 kwietnia, środa
My drogi i Miłościwie Nam Panująca mijamy z daleko samobójstwo, przeszłość wrzeszczańską, kuzynostwo i pana w tunelu.
Słucham z nerwem drugi mecz Chicago-Wizzards i jakkolwiek wiadomo komu kibicuję, to jednak sędziowie gwiżdżą na korzyść gospodarzy (dotknięcie obręczy przeszło niezauważone, nie odgwizdali kilku fauli na Gortacie, przy czym komentatorzy zbagatelizowali to, twierdząc, że przy przepychaniu się pod koszem i rzutach należy się tego spodziewać i on jako silny chłop, nie powinien narzekać na klepanie po rękach, buchachacha). No nic: gramy.
Początek był świetny, ale pod koniec III kwarty Chicago wyszło na swoje. Nie pilnowali Augustina, a Gibson zebrał za dużo pod atakowanym.
Plus jeszcze sprytny trener Wittman, który wziął czas, jak akurat Beal trafił za 3.
Potem było lepiej, ale szkoda, że nie trafili ostatniego -> dogrywka!
Już w dogrywce znowu wszystko wyglądało dobrze, ale jednak nerwy były do końca.
Uff, aż się spociłem emocjonalnie.
To zabawne, bo obstawiałem Chicago w 4.
***
Praca i rondo zaliczone, więc podobnie jak wczoraj zadowolony z mojego zaangażowania i tabelki i solidne zaliczenie obowiązków.
***
Bardo Pond — Rise Above It All (2013) — jednak nie, za bardzo monotematyczne. I jeszcze ten popizgujący flecik.
***
Lidlowo, na próbieśmy ani nie zagrali swojego. Nieco przymulenie, ale nazwymyślaliśmy cudów, których nie wykorzystamy. Dosyć rock-improwizowanie. Kaseta Dire Straits (nieznana) całkiem okej, ale na chwilę, podobnie Philip Glass — taki inteligencik nie do słuchania. Pomysły, owszem, ale trochę to wykoncypowane za bardzo.
***
Trochę oszukali mnie z tą wiosną wieczorem. Czarna marsylska bluza daje radę. I jaskry. Chrześcijaństwo zaliczone, teraz kalendarium, indeks.
Kanapka, kawa, pół mazureczka, 3 kolumny kości, Szpakowski pokrzykuje, spoko.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca mijamy z daleko samobójstwo, przeszłość wrzeszczańską, kuzynostwo i pana w tunelu.
Słucham z nerwem drugi mecz Chicago-Wizzards i jakkolwiek wiadomo komu kibicuję, to jednak sędziowie gwiżdżą na korzyść gospodarzy (dotknięcie obręczy przeszło niezauważone, nie odgwizdali kilku fauli na Gortacie, przy czym komentatorzy zbagatelizowali to, twierdząc, że przy przepychaniu się pod koszem i rzutach należy się tego spodziewać i on jako silny chłop, nie powinien narzekać na klepanie po rękach, buchachacha). No nic: gramy.
Początek był świetny, ale pod koniec III kwarty Chicago wyszło na swoje. Nie pilnowali Augustina, a Gibson zebrał za dużo pod atakowanym.
Plus jeszcze sprytny trener Wittman, który wziął czas, jak akurat Beal trafił za 3.
Potem było lepiej, ale szkoda, że nie trafili ostatniego -> dogrywka!
Już w dogrywce znowu wszystko wyglądało dobrze, ale jednak nerwy były do końca.
Uff, aż się spociłem emocjonalnie.
To zabawne, bo obstawiałem Chicago w 4.
***
Praca i rondo zaliczone, więc podobnie jak wczoraj zadowolony z mojego zaangażowania i tabelki i solidne zaliczenie obowiązków.
***
Bardo Pond — Rise Above It All (2013) — jednak nie, za bardzo monotematyczne. I jeszcze ten popizgujący flecik.
***
Lidlowo, na próbieśmy ani nie zagrali swojego. Nieco przymulenie, ale nazwymyślaliśmy cudów, których nie wykorzystamy. Dosyć rock-improwizowanie. Kaseta Dire Straits (nieznana) całkiem okej, ale na chwilę, podobnie Philip Glass — taki inteligencik nie do słuchania. Pomysły, owszem, ale trochę to wykoncypowane za bardzo.
***
Trochę oszukali mnie z tą wiosną wieczorem. Czarna marsylska bluza daje radę. I jaskry. Chrześcijaństwo zaliczone, teraz kalendarium, indeks.
Kanapka, kawa, pół mazureczka, 3 kolumny kości, Szpakowski pokrzykuje, spoko.
24 kwietnia, czwartek
Odcinek z serniczkiem
My drogi i Miłościwie Nam Panująca po zakupach w osso, kawka i ciasto, kulturalnie.
Spacerniak, wiosna.
Onko idzie w tabelki jak trza.
Ależ Houston nie dają rady z Portland. To jest aż szokujące, wobec obecności Dwighta. Teraz LaMarcus jest dominatorem. Takie czasy. 2-0 po dwóch meczach wyjazdowych!
Zanotować tę średnią z dwóch meczy: 44,5 pkt; 13 zb.; 2,5 bloku; 59.3%.
***
Prowadzenie Dallas 20 pkt w San Antonio imponujące, ale co by tego nie zaprzepaścili.
Dali radę.
***
Tabelki wyliczonka.
***
Thievery Corporation — Saudade (2014) — podoba mi się od pierwszych dźwięków. Nowa wersja najlepszych Nouvelle Vague. Ale po całości nudne i wtórne.
***
Przy tym Nino Rota — LSD Roma (1968-1973) jest bardzo gicio.
***
Ciepło, przeszedłem się, osso, zakupiłem prezentowo raz, Ty też prezentowo raz + drugie dla siebie. Było jeszcze sporo ciekawych, ale nie brałem, np. 3-tomowa encyklopedia historyczna.
***
Trzy kolory — srebrny. Ładne lakiery.
***
Po kawie i cieście w nowo odkrytej kafeterii (teraz już nie było takiego odkrytego widoku na dworze), bardzo pysznie i smacznie, choć serce boli za tę cenę obiadu.
***
Auto naprawione (wiadomo, tato), do domu na skubanie miodem. Aż mi się ręce zagrzały. Ale był jeszcze wieczór na kawę, gazetę, udanie się do snu, w końcu to już prawie weekend.
Odcinek z serniczkiem
My drogi i Miłościwie Nam Panująca po zakupach w osso, kawka i ciasto, kulturalnie.
Spacerniak, wiosna.
Onko idzie w tabelki jak trza.
Ależ Houston nie dają rady z Portland. To jest aż szokujące, wobec obecności Dwighta. Teraz LaMarcus jest dominatorem. Takie czasy. 2-0 po dwóch meczach wyjazdowych!
Zanotować tę średnią z dwóch meczy: 44,5 pkt; 13 zb.; 2,5 bloku; 59.3%.
***
Prowadzenie Dallas 20 pkt w San Antonio imponujące, ale co by tego nie zaprzepaścili.
Dali radę.
***
Tabelki wyliczonka.
***
Thievery Corporation — Saudade (2014) — podoba mi się od pierwszych dźwięków. Nowa wersja najlepszych Nouvelle Vague. Ale po całości nudne i wtórne.
***
Przy tym Nino Rota — LSD Roma (1968-1973) jest bardzo gicio.
***
Ciepło, przeszedłem się, osso, zakupiłem prezentowo raz, Ty też prezentowo raz + drugie dla siebie. Było jeszcze sporo ciekawych, ale nie brałem, np. 3-tomowa encyklopedia historyczna.
***
Trzy kolory — srebrny. Ładne lakiery.
***
Po kawie i cieście w nowo odkrytej kafeterii (teraz już nie było takiego odkrytego widoku na dworze), bardzo pysznie i smacznie, choć serce boli za tę cenę obiadu.
***
Auto naprawione (wiadomo, tato), do domu na skubanie miodem. Aż mi się ręce zagrzały. Ale był jeszcze wieczór na kawę, gazetę, udanie się do snu, w końcu to już prawie weekend.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz