13 stycznia, poniedziałek
My drogi i Miłościwie Nam Panująca słuchamy nowej/starej płyty.
Słucham tego Cena Per Due — Lounge Cinematica Series Volumen 21 (Release) i mam taki zupełny lounge (choć praca), ale trafiło mnie z leniem akuratnie. I może nawet drzemka.
***
Dzisiaj -5 i ten opad wczorajszy się utrzymał, zatrzymał komunikację z Kowal, słońce świetnie odbija się od śniegu i byłoby rewelacyjnie, gdybym nie był w tyrce, aczkolwiek dzisiaj leniwie, jak wspomniałem...
***
No to teraz z książki dowiedziałem się o Republice Guarani o czym był ten film, zimno w busie, ale dojechałem na czas, muszę mieć płynne mleko zamiast w proszku, a ktoś mi zjadł smarowidło i nawet wylizał sreberko. Na dysku już prawie nie ma miejsca.
***
Jeszcze ponad 2 ha do końca, na amazonie są winyle, jest nasz człowiek Flint, jest się czym zajmować, dzisiaj rozbierzemy choinkę.
***
Po czym przyszła nawałnica i skończyło się leniuchowanie!
***
Przyjeżdżam do domu a tam niespodzianka! Kawa, lot choinki, igiełki.
***
SŁUCHAMY! (temat główny jest świetny, zkasetowany). (odcinek specjalny będzie)
***
Pakowanie, wypełnianie kwitu, słuchanie SY, smażenie, robienie, gotowi do wieczora, spać.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca słuchamy nowej/starej płyty.
Słucham tego Cena Per Due — Lounge Cinematica Series Volumen 21 (Release) i mam taki zupełny lounge (choć praca), ale trafiło mnie z leniem akuratnie. I może nawet drzemka.
***
Dzisiaj -5 i ten opad wczorajszy się utrzymał, zatrzymał komunikację z Kowal, słońce świetnie odbija się od śniegu i byłoby rewelacyjnie, gdybym nie był w tyrce, aczkolwiek dzisiaj leniwie, jak wspomniałem...
***
No to teraz z książki dowiedziałem się o Republice Guarani o czym był ten film, zimno w busie, ale dojechałem na czas, muszę mieć płynne mleko zamiast w proszku, a ktoś mi zjadł smarowidło i nawet wylizał sreberko. Na dysku już prawie nie ma miejsca.
***
Jeszcze ponad 2 ha do końca, na amazonie są winyle, jest nasz człowiek Flint, jest się czym zajmować, dzisiaj rozbierzemy choinkę.
***
Po czym przyszła nawałnica i skończyło się leniuchowanie!
***
Przyjeżdżam do domu a tam niespodzianka! Kawa, lot choinki, igiełki.
***
SŁUCHAMY! (temat główny jest świetny, zkasetowany). (odcinek specjalny będzie)
***
Pakowanie, wypełnianie kwitu, słuchanie SY, smażenie, robienie, gotowi do wieczora, spać.
14 stycznia, wtorek
Odcinek z pożegnaniem kasety
My drogi i Miłościwie Nam Panująca pracujemy wyjazdowo + paniendo.
Nawet nie zdążyłem ściągnąć kibuców, kiedy www-owy szało. Trudno, taka praca w naturze.
***
John Barry — King Kong (1976) — bo się waham, a na kasecie jest ładnie. Wpisuję różne hasła i co chwilę coś wyskakuje. Poza podchoinkowym szaleństwem (tez zza oceanu wciąż idą) na razie mogę eksplorować polski rynek.
***
Zjadłem wszystko dzisiaj porządnie jak trza, dysk kopiuje sobie jak chce. Dobrze, że zaraz nowy. Do tego ustawka z chłopakami na weekend (statywy, mikrofony itp.) i trza jutro kwity zawieźć. Syntezator też?
***
Z cyklu pożegnanie z kasetą:
King Crimson — Islands (1971) — no niby wiem, że najsłabsza, ale i tak zawsze wolałem "In the wake..." niż "In the court...", a "Lizard" średnio przez ten pedalski głos, więc jednak w młodości zacięcie było. Pierwszy odsłuch po latach jeszcze nie za bardzo, ale drugi bardzo ok, park pięknie wygląda, jak już tylko trochę śniegu w nim leży, relaks. Godne pożegnanie z mega basem, ta płyta chwilami świetnie się rozkręca, a ja byłem po dużych, ciężkich zakupach (warzywa), więc wszystko szło świetnie.
***
Na stogach spokojnie, z pieczenią (wypas). Do tego wyżarłem czipsy, obejrzeliśmy płyty (zachwyt), bo przesyłka z USA doszła — czad. Rozanielony, wypity podążyłem do domu, bawiąc się Erskine. Wesołe. (Terry Pratchett, Równoumagicznienie). W domu nabrałem niepotrzebnego przyspieszenia i wyszły nici ze swobodnego przeleżenia na kanapie, ale tę jedną płytę już odsłuchaliśmy, bo trzeba było.
Odcinek z pożegnaniem kasety
My drogi i Miłościwie Nam Panująca pracujemy wyjazdowo + paniendo.
Nawet nie zdążyłem ściągnąć kibuców, kiedy www-owy szało. Trudno, taka praca w naturze.
***
John Barry — King Kong (1976) — bo się waham, a na kasecie jest ładnie. Wpisuję różne hasła i co chwilę coś wyskakuje. Poza podchoinkowym szaleństwem (tez zza oceanu wciąż idą) na razie mogę eksplorować polski rynek.
***
Zjadłem wszystko dzisiaj porządnie jak trza, dysk kopiuje sobie jak chce. Dobrze, że zaraz nowy. Do tego ustawka z chłopakami na weekend (statywy, mikrofony itp.) i trza jutro kwity zawieźć. Syntezator też?
***
Z cyklu pożegnanie z kasetą:
King Crimson — Islands (1971) — no niby wiem, że najsłabsza, ale i tak zawsze wolałem "In the wake..." niż "In the court...", a "Lizard" średnio przez ten pedalski głos, więc jednak w młodości zacięcie było. Pierwszy odsłuch po latach jeszcze nie za bardzo, ale drugi bardzo ok, park pięknie wygląda, jak już tylko trochę śniegu w nim leży, relaks. Godne pożegnanie z mega basem, ta płyta chwilami świetnie się rozkręca, a ja byłem po dużych, ciężkich zakupach (warzywa), więc wszystko szło świetnie.
***
Na stogach spokojnie, z pieczenią (wypas). Do tego wyżarłem czipsy, obejrzeliśmy płyty (zachwyt), bo przesyłka z USA doszła — czad. Rozanielony, wypity podążyłem do domu, bawiąc się Erskine. Wesołe. (Terry Pratchett, Równoumagicznienie). W domu nabrałem niepotrzebnego przyspieszenia i wyszły nici ze swobodnego przeleżenia na kanapie, ale tę jedną płytę już odsłuchaliśmy, bo trzeba było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz