poniedziałek, 17 lutego 2014

Odcinek z mniejszą szarością


dziubek
6 stycznia, poniedziałek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca nie przyjmujemy kolędy, ale drzwi otworzyliśmy, co by rzec: nie.

Lubię ten stan szaleństwa. Po wczorajszym zakupie (śliczne TA DAM! to będzie) znowu przeszukałem CAŁY interenet i nowe płyty są drogie, a ich koszta sprowadzania się dublują, więc nie będzie Wintersleep czy Appleseed Cast. Byłem bliski CD Experimental Pop Band (mieli nawet reaktywację), ale starsza płyta (choć tania) nie wzbudziła mojego zainteresowania na tyle.
***
Zatem jeszcze jeden look i proszę — niespodzianka! Przeszukuję, by jeszcze wyhaczyć coś w cenie przesyłki, ale nie zdecydowałem się na Jasona Donovana czy Davida Hasselhofa. Oczywiście trzeba będzie najpierw to wygrać, ale to tylko dwa dni. Emocje. Przypomniałem sobie, czy to jeden z tych lepszych soundtracków i siup!
***
I to wszystko jeszcze zanim sprawdziłem wyniki (Gortat i wsp. znowu jak łajzy).
***
Po trzech godzinach na jednej herbacie zjedliśmy śniadanie, przejrzałem album (dowiem się czegoś szczegółowiej o malarzach konkretnie znowu), zrobiłem foto kilku płytom. Może za ciemno. Za stary już jestem, by słuchać hałasu, więc pozbędę się jakoś/oddam kilka tych wartościowych płyt. Mi prędzej będzie posłuchać 100 x Barry'ego niż Barreta, King Crimson zostaje (chyba?), stare Soundgarden chyba nie. Taki deal.
***
Bawię się dalej w The Venetian Affair (1967). To jeden z tych filmów szpiegowskich na serio, gdzie fabuła jest również pretekstowa,

 

ale Wenecja (!),


a główny bohater jest zmęczony,


nieogolony,


sentymentalny i twardy jednocześnie, zdradzony i uwodzony,
 

sam (prawie) przeciw wszystkim,


nie ma szczęścia (również w kartach),


a na koniec jest zawsze gorycz zwycięstwa


= wszystko czego potrzeba do wolno toczącego się filmu. Na szczęście ja zwykle niewiele pamiętam prócz wspaniałej muzyki (Lalo!) i Luciany Paluzzi, więc oglądam z tabula rasa. Można się wczuć, zabawa i nastrój zapewnione.




***
Byliśmy na całkiem nowym spacerze i odkryliśmy miejsce do du(y)mania. Trzeci obiad w tym rozmiarze, ale było mi pysznie, leniwie i filmowo.
***
Gramy, ale niedoświadczone z nas wiedźmy. Przy okazji uznaję, że niektóre płyty nadają się wyłącznie do ostaniego odsłuchu i mogę się ich pozbyć. Porobiłem zdjęcia, a potem będę szukał możliwości.




Brak komentarzy: