piątek, 16 listopada 2012

Odcinek z Tsai Chin



12 listopada, poniedziałek

Odcinek ze spokojem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy niesamowicie spokojny i przyjazny weekend,który być może zbyt szybko nam minął, jak powiadają, ale za to jak spokojnie i dobrze i przyjemnie.

No tak — powtórzyłem się, ale to poniedziałkowo-poranne wspomnienie wyłożyłem natychmiast, a potem już
podczas pisania z pamięci powielałem powielałem powielałem. Bo było co powielać.

I poniedziałek jeszcze był straszny, bo on przysłał tekst o 0:55, i poszedł do pracy, zaś kiedy ja go robiłem, to on go tłumaczył, a w tej angielszczyźnie to literówka na literówce stała. polski > angielski 1-0. Skromna wygrana, ale zawsze. Więc tak robiliśmy, ja tu, on tam, a potem jeszcze na sepleniąco było, a ja byłem dłużej niż potrzeba. Ok. godzinę. Może sobie to odbiję w piątek. Czemu nie.

Ach, no i zjadłem ten potworny makaron, bo zjadłem już wszystko, a głodny byłem, więc nigdy więcej stamtąd makaronu, nawet jeżeli jest za pół darmo. Błe. Grunt, że brzuch pełny. A Karol sprzedał mi newsa, zatem skoro już mam urlop, to może gdzieć polecimy.

To ostatnie 3 dni w tym roku. Jeszcze nigdy tak się nie wypstrykałem z urlopu. Taki rok to był.

Dogadaliśmy się z Michem, zawieźliśmy sprzęt basowy (spakować się na występ!) na Niedźwiednik i próba generalna. Początek wcale nie taki wesoły. (ostatnio też miałem taki napad nastroju). Na szczęście za drugim obrotem już było lepiej. Tyle że na występie nie będzie drugiego obrotu. No nie podoba mi się to brzmienie bez sopranów i bez dużeeeego reverba. Nic to. Jak nas nie pogonią z klubu, to jakoś będzie.

A przed snem to już chyba przez sen rozmawiałem. Taki suplement do spokoju. Z blue curacao.
(bigos!) (Szefowa robiła)

The New Stan Getz Quartet w te pracowite dni. Nieustająco. Relaksująco.

==============================

13 listopada, wtorek

Odcinek z B80

I wtorek jeszcze był straszny, bo. Patrz wyżej + poprawki + budżety. Na granicy cudu i z pomocą znajomych, ale się udało, więc na Stogi jechałem niemal lekko.

A w saloonie samsunga już nawet nie mają ładowarek z końcówką do TAK STARYCH telefonów. Bo on jest chory. Dosyć poważnie i nie wiadomo, czy z tego wyjdzie, a przecież taki mały i taki zgrabny. Jak niejeden penis.

A w ładowarce do kart miejskich (och, przez półtorej dnia jeździłem na gapę) niby poszło dobrze, ale nie do końca dobrze. Nic to, pojechałem dalej.
(UPDATE. Poszło dobrze.)

Kiedy już byłem na Stogach, kiedy już wszystkie plany wzięły w łeb, kiedy już rozdałem i zapakowałem pyszności (bigos!) (Szefowa robiła), kiedy już sprawdziłem 3 zestawy poprawek (kilka razy w roku mam taki atak, że z poczucia sympatii tudzież obowiązku robię coś, czego nie powinienem robić, bo nikt mi za to nie podziękuje) (przepraszam: podziękuje zawsze
oni, ale nie zapłaci ci), kiedy już odbyłem telekonferencję, kiedy już zrobiło się naprawdę późno i już zrobiłem brakujące nagłówki, to po tym kiedy już nie było nic...


Brak komentarzy: