wtorek, 4 września 2012

Paryz — dzien 1. (24 sierpnia, piatek) / Paryz — dzien 2. (25 sierpnia) (sprawdzic)

 

Pobudka: 3:50. Lepiej brzmi — za 10 czwarta. Duza kawa, co by zuzyc nieco mleka. Pol kromki chleba z gorgonzola. Bulka z gorgonzola jednak lepiej. O 4:30 transport. Lotnisko ojej; jakie wielkie! Samolot nieco spozniony, ale i start i ladowanie w porzo.
Jacek Dehnel, Lala. Poczatek moze nienajlepszy, ale powoli mozna dac mu szanse, w koncu jestesmy na wakacjach ilez mozna przewodnikow.
Sen w wersji skroconej, troszke, dopoki kark nie pobolewa (czlowiek jednak jeszcze nie dorosl do tego by wozic ze soba nakarcznik). Ladowanie w Beauvis, chwila oczekiwania na autobus (15E) (nie mozna szamac!) i juz miasto; no prawie ktos znowu sobie pospal przy wjezdzie do. A wiesz, ze czasem jest tak, ze bramka metra nie chce sie otworzyc? Taa, malo zabawne: no i prosze dzis zyczenie, dzis spelnienie. Wreszcie jazda, przesiadka, ladujemy w samym centrum babilonu. 1 cm na mapie = 100 metrow. A my mamy mega bliziutko. rue Récamier niezla kamienica, zjawiskowa winda i klatka schodowa, tyle ze my spimy na poddaszu w pomieszczeniu dla sluzby, szoste pietro, a tu windy nie ma. Jest fajnie, mieszkanie tyci, kibel na zewnatrz, przez okno widac wieze Notre Dame. Fajnie.


Male ogarniecie, a nastepnie podstawowy punkt programu: znalezc sklep nr 1 i nr 2. Wspaniale. Sa oba, oba dzialaja, w jednym zakupy (carefour) na wysokosc 36E, ale i obiad i sniadanie i jedzenie i picie i slodycze mamy juz zapewnione.
Obiad sprawnie, ze spozywaniem 3 kwadranse. Do tego CYDR! Co prawda najtanszy wychodzi 2E za litr, ale my nie bedziemy narzekac. Jest cieplo, jestesmy na wakacjach.
Pierwsza trasa zwiedzanie paryskich wysp. Troche popsula sie pogoda, ale mamy parasol.



Notre Dame bez szalu, ale jednak moze sie podobac. Paryskie ulice wszystkie jednakowe, ale taka jest specyfika duzych miast. Pierwszy rekonesans rozpoznawczy (dziki pies dingo, sztuczny lateks). 4 godziny spaceru, troszke juz wiemy. Wystawy sklepowe ok. Na pozegnanie dnia franprix, danie i napoje. Na kolacje tosty z francuskim serem, tanie (nie az takie tanie) wino, relaks, ladnie, spokojnie, fajnie. Prysznic, radio, internet i znakomicie, niemal pelnie przygotowani jestesmy do jutrzejszego dnia. Uniknelismy niebezpiecznego banana (W. Allen). A ja w ogole nie umiem pisac na tej francuskiej klawiaturrrze. Spaaaac. Tylko ze jeszcze prace trzeba wykonac. Umyc zeby. Spaaac. Juz mi sie podoba: miasto, ulice, domy, kamienice. Smacznie i pelnie. Jak w lodowce.


Odcinek z jaderkiem

Spalem zupelnie posrodku, znalazlo sie tam bowiem idealne wglebienie. Zatem cale lozko dla mnie. Na szczescie jest tez miejsce po boku. Noc niezbyt dluga (pobudka o 8), ale obudzilismy sie na poddaszu obcego miasta, widzimy paryskie dachy, przez rolety wpada umiarkowane pokawalkowane swiatlo. Na sniadanie francusko-amerykanskie tosty (ser + ser) (na peanutbutter bedzie jeszcze czas). Nastepnie szybki marsz w strone turystycznego centrum. Piramidka ok, wejscie ok, bilety ok i jedziemy na 6-godzinna wyprawe wytrzymalosciowa z 6 batonami spozywanymi po kryjomu w kiblu.


Wiec:
przygotowania z siostra Wendy, choc przykrotkie, cos nam uprzytomnily, aczkolwiek oryginaly nie zachwycaly swoja uroda. A, zaczelismy od 2 pietra, przynjmniej bylo luzniej, no chyba ze tam zawsze jest luzniej. Malarstwo religijne, ok, choc po jakims czasie za duzo. Nasz Memling ok, van der Weyden bardzo ok, Francuzi slabo, Holendrzy i Flamandzi na wypasie (m.in. Rembrandt, ale procz tuszy wolowej szalu nie bylo)(mega zestaw Rubensa przesaaaaada). Nie bylo notatek, sa foto bez flasha + sygnaturki q pamieci w ogole eureka: w Luwrze mozna robic zdjecia!
W ramach przerywnika apartamenty Napoleona najwspanialsze wnetrza palacowe jakie widzialem. Przepych i przesyt, ale godne zawieszenia oczu. Obu.



Juz w miare schodzenia ze stanowiska trafilismy na Nike z Samotraki, nastepnie przemarsz przez Wlochow, Angelico Fra jak zwykle sliczny, wole kopie Mony Lisy, Veronese za duzy, juz na wyjsciu Delacroix, David oraz drobiazgi w stylu Edymiona (no, nieco kobiecy, ale co tam). Uff. Przezylismy; I bylismy bardzo dzielni.
Ulica Pyramides, "polska" pani z info dla turystow zalatwione.
Na obiad quiche, potem kawa, lody, frykasy. Zmeczeni udalismy sie wieczorem jeno na zakupy. Plany zrobione. Czekamy na kolejne.
najnudniejszy (aktualnie) film swiata: Le Dernier Tango à Paris (1972)




Brak komentarzy: