piątek, 28 września 2012

Zagadka tygodnia: co nam się stało z myszką?




25 września, wtorek

Zatem byłem prawie w delegacji. Medycyna tropikalna, brzmi podróżami egzotycznymi.  McMuffin Jajko. I do tego kawa. Zaszalałem. Logistycznie ok. Komunistycznie bardzo nieładnie. Okropny budynek. Do tego sala prezydialna, kawa dla pana profesora, szkolimy się, internet działa słabo w porywach do nie działa. Nic to. Zeszło. Nawet transport miałem z powrotem.
Następnie zarobiłem się, w końcu byłem w tyrce, na tyle że już miałem stwierdzić, że jestem zmęczony i mi się nie chce. Pogoda nastrajała wyjątkowo.
 
Wchodzę do klasy, a tam dzieci.
Ale niemal 3 godziny zajęć ze znakami ostrzegawczymi i znakami zakazu minęły stosunkowo szybko i stosunkowo przyjemnie. Może to przez kawę, ciastko i "a na tym znaku widzimy co?...", a dzieci zgodnie odpowiadają. To że dzieci wiedzą więcej o samochodach i znakach mnie nie dziwi. To że umieją rozwiązywać sytuacje na drodze i prawdopodobnie już umieją jeździć tymi samochodami też mnie nie dziwi. Pytanie "co ja tutaj robię" nawet mi się nie przemknęło. Więc co mnie dziwi? Ano właściwie nic. Komóreczki w ruch i lecimy.
 
Będziemy zacieśniać współpracę, wysłałem patronatoprośby, otrzymuję odpowiedzi (takie lub inne).
 
Wracam do domu, przerabiam pozostałe elementy okładki (ciężko szłoooo...), ale chyba będzie fajnie. No, i nie korzystałem z podlinkowanej przez Szefową strony (http://pixlr.com/o-matic/). Jeszcze. Bo obrazki po niej wychodzą znakomicie. Ale nasze, póki co, będą chwilowo oryginalne. I z nowym masterem.
 
No i nie była to zabawa w ciepło-zimno, ale kapelusz w końcu się znalazł. Ale nie było łatwo.


26 września, środa

Odcinek z wystrojem wnętrz oraz wyrażaniem się orizzontale

My drogi i Miłościwie Nam Panująca poszliśmy do lasu. I na górkę. Zobaczyć ostatnie tchnienie lata.

Ja idę, ta miechunka, nie dość, że brzydsza, to mnie jeszcze ta baba, znaczy się kobieta, przyuważyła, no to powiedziałem jej dzień dobry.

Nie żeby coś do mnie dotarło albo zmieniłem taktykę. Po prostu tak chyba jest i będzie. Zatem uwaga: chodzę do pracy. I to spory kawał czasu. Kiedyś chadzałem więcej teraz więcej przesiaduję. Zmiana? Nie przeszkadza mi to tak bardzo. Pewnie kiedyś zamiast zaprojektować blok, zechcę tylko zaprojektować klatkę schodową. Zasadniczo to mi się nawet tutaj podoba. Chociaż w domku było fajniej. "Moim zdaniem sami skazujecie się na porażkę, ale obym się mylił". Bo to nie jest kwestia pomyłki, tylko innego ogarniania. Bo my wolimy na nieużywanych starych schodach na Niedźwiednik. Ot po prostu.

Więc zapracowałem się w tyrce, ale starczy już o mnie. Biedra miała promocje, a ja korzystam z promocji. No niestety stare meble i telewizor mi się już nie zmieszczą w pokoju. A szkoda. Mi zawsze jest szkoda. Z chęcią bym je przygarnął, żeby poczuły się lepiej.

Plecak, torba, dwie siateczki, no i foto odebrałem. Pięknie, ciepło, 20 stopni jeszcze było. Spacer. Jak miło. Potem wytrucie bakterii na mocno rozgrzanej patelni. Potem byłem rozproszony przygotowywaniem plików, potem się rozstroiłem, bo pliki nie chciały współpracować. A zdjęcia Szefowej, choć błyszczące, bywają znakomite. I nagle nagła zmiana planów (BRAK WODY! ! !) i w oczekiwaniu nagłej następczej przejażdżki musieliśmy się dobrze, a nawet bardzo dobrze, przygotować przystosować i huzia. Pamiętać o winogronach. No ale gdzie ten wystrój wnętrz?!, że się rozejrzę.

Czy ja się pochwaliłem, że zrobiłem ogórki małosolne? No to zrobiłem.

Daniele Patucchi, Nel buio, 1971, ambientowy początek jak nic


Brak komentarzy: