wtorek, 18 września 2012

rano to jeszcze świta



10 września, poniedziałek

Odcinek z p'sem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca byliśmy tak krótko, że dopiero następnego dnia rześmy się zorientowali.

Ustalam. Jestem ustalony na sobotę. Odbieram pierwsze 100 foto, jadę na Niedźwiednik. Kebab zamknięty. No proszę, nie było mnie trzy tygodnie i już upadł. Ale na gitarze wymiatam już jak stary. Zbliża się moment punktu krytycznego, więc chyba najwyższy czas zająć się sprawami organizacyjnymi — niestety. Więc na schodach, rześmy to sobie z Wojtem potwierdzili.
Ponadto tego dnia byłem lilaróżarasta i w tej czapce (kolory zupeeeełnie inne) było extra. I zdjęcie piwniczne wyszło gites. Ponadto po nocy już mnie tak napieprzał łeb, że musiałem sobie odwinąć te gumki.  Ale zabawa była.

Małgorzata Musierowicz, Ida sierpniowa
==============================
11 września, wtorek

Pogoda! Już drugi dzień. Właśnie nie dawno jak wczoraj stwierdziliśmy, że chyba ostatnia okazja, by skorzystać z ciepłej pogody. To tak trochę wyglądało jak ostatnie tchnienie lata. Na górce wypas. Ha, aparat telefoniczny ma makro! Gdzież to ja jeszcze zabawiłem? W domu. Przyszła paczka. Miło. Waży chyba ze 12 kg. Jako że nie wszystko naraz, to tajemnice (3) będę zdradzał po kolei. W swoim czasie. Kotlet był. Pysznie. Ponadto zestaw prac nieobowiązkowych i zdaje się, że robotę papierkową mam za sobą (chwilowo). W zastępstwie radia Nova leci WPRB Princeton = zawsze należy być przygotowanym z odpowiednim zestawem kaset. Zasadniczo relaks i przygotowania już dwa dni naprzód.

Jakie są korzyści z tego, że tvp nie transmituje meczy polskiej reprezentacji w piłce nożnej? Wymierne.

A nie, zostały mi jeszcze koperty do ogarnięcia, rachunki do przeliczenia i papiery do przełożenia, ale przecież. Nadeszła burza i popsuła caaaałą pogodę. Prócz tego rocznica.

==============================
12 września, środa

Pogoda popsuta, ale co tam. Jedne ciężary zawożę, drugie odwożę. Po skrętkach zostało jeno wspomnienie. Chyba  powoli nie mogę się doczekać książki nr 1. Tymczasem zrobiłem rozeznanie i 90% pamiętam. Jeszcze nie wiem, w jakim trybie będę dokonywał klasyfikacji oraz ile z tego powinienem rozmieścić. Poważne sprawy. Ale, co akurat jest w miarę intrygujące — nawet na tych reprodukcjach, z których już nie wiadomo (pamięć zawodzi), jakie kolory były naprawdę, a jakie nie, widać jak malarz potrafił zabawić się swoim pędzlem. Więc być może w ogóle będę mógł się przyjrzeć swojej (ważnej rzecz jasna) koncepcji. Tymczasem dzień minął spokojnie.

Próba klasycznie udana, zakończona kolejnymi fragmentami. Właściwie powinniśmy całą płytę z fragmentów nagrać. Zapakowani, przygotowani na dzień jutrzejszy. Na chacie zapakowany w tobołki, mogę jechać. Podobno dają tam kawę, jakoś przeżyjemy. Tak mi zdążyło to wszystko mignąć, że nawet jestem ciekaw, jak to będzie.


Brak komentarzy: