czwartek, 27 marca 2014

Odcinek z weekendem w realu



7 lutego, piątek

My drogi i Miłościwie Nam Panująca na sportowo, a ja nawet bardziej.

Człowiek przychodzi do pracy a tam tylko dwa mecze. ŻAAAL.
Z Chicago ostatnio trudno wygrać (dzisiaj bez Boozera), o czym przekonali się Suns, ale nawet bez Boguta i Lee, z nieruchawym jednak Jermaine O'Nealem Warriors wyglądaja na nieco podchorowanych. Słabo im idzie ostatnio. (ha, o tym mówią też rondo-palmą!). 16-29 w I kwarcie.
Ale, mobilizacja, Curry zabrał się do roboty (9/12, 22 pkt.), Chicago pofaulowali i zrobiło się 50-46. W III kwarcie docisnęli, zrobiło się ciut szumnie, ale to nie te emocje co poprzednimi dniami. W pewnej chwili było po meczu. 102-87. Curry + Thompson =  56 pkt.
***
W Spurs-Nets można było słuchać tylko IV kwarty, więc nie wiem, co tam się działo z podmęczonymi, odpoczywającymi, rezerwowymi SA (start 5: Belinelli/Green/Splitter/Joseph/De Colo). Alan Anderson, to chyba jakiś gość z przeszłości (Atlanta?) — 9-15, 2-3, 22 pkt.
***
No i jeszcze przywiozłem najlepsze na świecie przewodniki/spacerowniki. Rzym się wymienia, Praga i Barcelona już są.
***
Ale coś czeba było porobić jeszcze, więc dałem radę. Następnie POJECHAŁEM i KUPIŁEM grę, więc SUKCES!
Jest ta, jak powinna być, tyle że nie dla nas. Szybki pobyt w domciu i siup na kosza. Bez okularów dość słabo widzę i nie chciało mi się biegać. No ale trochę trzeba było. Ten mały maluch był rewelacyjny. Bać się nie bałem i kilka razy pod kosz wjechałem. Natomiast już po grze i do samego końca byłem wyczerpany. Konkretnie.
***
The Family (2013) — Luc Besson się sprawił, a ja byłem zadowolony z tej gangsterskiej kolorowej opowieści w tonacji komiksowej. Poziom agresji chwilami całkiem nieedukacyjny, ale kto dzisiaj "Chłopców z ferajny".


8 lutego, sobota

Odcinek z początkiem wiosny

My drogi i Miłościwie Nam Panująca aż dwa razy na dworze, w tym raz bardzo okropnie i strasznie.

Indiana-Portland 118-113 OT, to był jakiś szalony mecz, pkt za pkt, ale nie uważałem, bo przeglądałem licytacje i szykują się atrakcje i to DUŻE. George Hill rekord kariery 37 pkt. Damian Lillard 38 pkt.
***
Wizz-Cavs 113-115 to po przeglądzie smutne widowisko, mimo że gonili trójkami w końcówce, bo przegrywali prawie przez cały mecz. Gortat 19 pkt, 8 zb. (4 w ataku), 2 bloki, ale on tak tylko przeciwko słabszym (!?).
***
A Wojt pyta, czy bym nie pojechał na koncert — szkoda że nie wcześniej, bo nie dam rady urlopu wziąć. Po śniadaniu pstrągi i inne zakupy. Wiosna przyszła, słońce (nawet za mocne przez plisy), wszystkie psie gówna i resztki śniegu się roztapiają.
***
Okazało się, że nowy program tnie filmy mkv. Jest kolejna okazja na robienie głupot. Tak jest. Pakujemy się i brniemy przez okropny las i okropne oblodzone ścieżki z błotem i resztką śniegu, a kwiaciarnia zamknięta. Nigdy do nudnego lasu ever. Na obiad burito (smaczne i dobrze przyprawione), do tego piwo, ciasto — wszystko co potrzeba do rodzinnego obiadu (Morena). Ale wygodniej ze zwózką z powrotem.
***
Rozkładam sobie podręczną ciężką biblioteczkę i zagłębiam się w baroku i rokoko. Wiek XVIII sprawia wrażenie pełniejszego. A Arkady mają jeszcze kilka takich ciężkich książek i ostatnie dni są promocje na stronie aros.pl. Brać?
***
Na koniec dnia, po partyjce, zrobiliśmy przegląd nowych trailerów — do kina to chyba ewentualnie.



Brak komentarzy: