środa, 26 marca 2014

Odcinek z dziećmi co taty nie słuchali


to "widzę" z reguły w parku, ale już coraz jaśniej jest
5 lutego, środa

My drogi i Miłościwie Nam Panująca mamy wyjątkowo wolną środę (ja).

Oczywiście, że to nic takiego, że wrócił ledwo żywy Steve Nash (powinni go sprzedać, dużo wcześniej) (prócz tego, że nie powinien odchodzić z Suns). Ale z sentymentu można było popatrzeć. Lakers, ci LAKERS wciąż byli o 10 pkt od Minnesoty. To dopiero oznacza, że Kevin Love, Kevin Martin i Ricky Rubio nie są materiałem na play-offowy band. To co 3 lata temu było zaskakująco świeżą mieszanką (pamiętam, widziałem) nie urosło. To jest taka biegana koszykówka, w której Love nie jest takim dominatorem, jak mówią staty. Ricky 13 as., ale tylko jeden trafiony — pisali o tym.
***
Phoenix-Chicago ładnie dopasowali kolory strojów. Bulls postawili trudne warunki i Suns mieli w I kwarcie bodaj 13 pkt. 33-44 w połowie. Za dużo strat i bardzo niska skuteczność. W III kwarcie zaczęła się walka na straty, nerwy i faule techniczne. Miło oglądać znowu Lenardo Barbosę, on tak sympatycznie biega. Zmartwychwstały D.J. Augustin się rozstrzelał za 3 i Suns nie dogonili.
***
Wrócił Jermaine O'Neal, ale GSW byli tak nieskuteczni, że dali się pokonać u siebie Bobcats. 13 pkt. w I kwarcie!
***
Tymczasem nieszczęścia ludzkie gonią nieszczęścia (komputer, praca), więc nie mam próby, przechodem zawożę tamburyn, biorę jogurty i do domu. A tam auto nie odpala i nici z jutrzejszej wycieczki. A było słuchać i odpalać.
***
Zabrałem się za ten program muzyczny, odpalam — DZIAŁA! Wrzucam pliki
DZIAŁA! numer leci. Zaglądam do wtyczek, marne, wrzucam swoje VST DZIAŁA! Jest szok, jest podjarka.
Jest dobry wygląd, jest łatwiejsza obsługa, mogę używać wtyczek w czasie rzeczywistym, wow!
***
Z tego wszystkiego zjadłem pół kotleta na kolację, (nie)odpaliłem, wykonałem rachunki, nadeszła pora na wieczorne słuchanie nowego przysłania (to najbliższy mi zestaw składankowy), zmęczenie (ten mini-nerw w pracy), senność i już mnie nie ma.

bye bye

6 lutego, czwartek

Odcinek z początkiem weekendu dla mnie

My drogi i Miłościwie Nam Panująca pijemy szampana z dodatkami.

Wizz zaskakują ostatnio, na razie w II kwarcie wciąż sobie radzą ze Spurs, Gortat pozytywnie. Słucham i jest ok. "Can you believe it folks? They have basketball team in Washington" — rzekł komentator w połowie II kwarty, kiedy prowadzili 15 pkt. Nagle zaczęli być w gazie w tym fragmencie, ładnie. Oczywiście w III Spurs wrzucili drugi bieg i zaraz ich dogonili, ale zaczęło się granie na serio. Nando de Colo w ogóle wygląda jak Jon Barry (starzy Spurs, niedawno). Gortat w IV kwarcie siedział, niezbyt dobrze sobie radził z Duncanem i Splitterem, wszedł na końcówkę, zaliczył dobry blok. Dobrze, że Parker wypadł, bo mogli ich pogonić. Mecz strasznie na styku, emocjonująca końcówka. Zbiórki, błędy, starty, kuźwa, co tam się działo! Aż śniadanie mi się przesunęło. Patty Mills się rozstrzelał trójkami i dogrywka już była do jednego kosza. Kiedy się okazało, że z ty przedłużaniem, faulowaniem i dobrymi wjazdami dojechali do drugiej dogrywki. Gdzie śniadanie!? Duncan wyautowany. Ale Wizz trafili 0/11. 118-125,
***
Zmęczył mnie ten mecz fizycznie, jakbym sam weń grał i szkoda wyniku. Ale i dzień pracy krótszy się zrobił. Jak patrzy się na Pumleee i Gortata, to jednak widać różnicę w drewnie na niekorzyść. I jeszcze uważam, że w trakcie meczu nie powinni podawać wyników innych meczy, ot co.
***
Minęło kolejne pół godziny, a ja wciąż jeszcze w emocjach. Dla kurażu zrobiłem sobie kawę.
***
Jak lubię ostatnio biegające Suns, tak w meczu z Houston (Dwight już nie jest dominatorem), gdzie wynik falował z jednej na drugą stronę, to już mnie to w ogóle nie uniosło. Nieważne skróty i statystyki, najważniejszy jest chwilowy flow i wciągnięcie się w rozgrywkę. Tak jak słuchanie płyty WYŁĄCZNIE. Trójki pod koniec im nie wpadały, Houston ich rozbiegali i Phoenix przegrali dwa ciężkie mecze w ciągu dwóch dni, no trudno. 122-108.
***
Miami i Clippers zgarną wszystkie top 10 efektownych zagrań z tego wieczora. Pod koniec zrobił się mecz. Miami miało ciężko. Blake 43 pkt., 15 zb., James prawie triple-double, Oden sobie nie pograł. Wrócił taki ktoś jak Sasha Vujacic.
Wobec wielości zdarzeń tego dnia już ich nie ogarniałem (jakieś cuda na ławce Lakers), nie doczytywałem również i nie sumowałem zdarzeń, przygód już było wystarczająco na ten dzień.




Brak komentarzy: