poniedziałek, 30 stycznia 2012

Koniec świata po włosku w galarecie (cz. 1)



— Sam już nie wiesz co wygadujesz, monsieur — rozgorączkowany Adrian Pasdar zwracał się do nie mniej poruszonego Hała Mortleya.
— Jeszcze nam tutaj tylko kosmitów brakuje i nielekkiej strzelaniny — nie przerywał. — Moglibyśmy w końcu ruszyć się z kurzu i zacząć robić cokolwiek.
— Oto jeszcze jeden człowiek, który ma dużo do powiedzenia, ale na tym kończą się jego możliwości — Hal Mortley nie pozostawał dłużny.
Allison Hossack nie wytrzymała:
— Czy wy mężczyźni zawsze musicie się tak głupkowato zacietrzewiać? Żadnego szacunku dla płci przeciwnej, a przecież to my mamy naczelne pierwszeństwo w drażnieniu wszystkich dookoła! Prawda, Cor?
Corinne Toulet długo zwlekała z odpowiedzią, nie lubiła Allison i nie zamierzała potakiwać tylko dlatego, żeby udowadniać rację wyższości kobiet. To były akademickie rozważania (bardzo ładne określenie, które tutaj warte było przytoczenia). Gra toczyła się o większą stawkę, w świecie gdzie życie ludzkie nie miało wartości, każdy pretekst był dobry, aby wypełnić brakującą liczbę stron, gdy zmuszają nas do tego okoliczności. Rzeczywistość bywa brutalna, o czym niejednokrotnie przekonał się Mosche Zvil nieustannie prześladowany z racji swych przekonań i swego pochodzenia. W owych czasach, a przyjmując, że żyliśmy w pustynnym tysiącleciu po tragicznym przelocie komety Halleya, wiara w cokolwiek nie była mile widziana. Mosche Zvil, jako jedyny żyjący Żyd na planecie Ziemi kultywował dawną religię chrystusowo-judajską.
Być może zabrzmiało to śmiesznie, ale w tych czasach już nic nie było takie jak dawniej. Kobiety nie były już takie same. Teraz to mężczyźni mieli problemy z orgazmem, gdyż samowystarczalne kobiety dopuszczały ich raz do roku, w święto zwane niegdyś Bożym Narodzeniem od rzekomych narodzin syna bożego na ziemi. Delikatny organizm Jeżu Chryszta nie wytrzymał ziemskich katuszy, i od tej pory nowi egzekutorzy wyposażani byli w podwójne serca na wypadek, gdyby jedno im pękło.
Spytacie się dlaczego kobiety (choć miejcie świadomość. że to kobiety ówczesne w gruncie rzeczy nie są tymi kobietami, które niegdyś urozmaicały nędzny żywot męski) będące wysłanniczkami niebios o wpisanym rodzaju żeńskim dopuszczały do siebie mężczyzn?
Mężczyzn!? Te biedne, niezewoluowane ofiary losu, nieumiejące przystosować się do zmieniających warunków bytowania! Tutaj wielki konstruktor okazał się łaskawy. Brak upustu spowodowałby nieodwracalne uszkodzenia organizmu, prowadzące w krótkim czasie do straszliwej śmierci, porównywalnej do bólu rodzenia.
Po cóż więc kobiety zadawały sobie trud rozładowywania męskich pęcherzyków nasiennych, skoro nie przynosiło im to wymiernych korzyści? Ależ nie! Role dramatycznie się odwróciły i gdyby nie męskie pomysły i igraszki, kobiety umarłyby z nudów. Obdarzone były wspaniałą wyobraźnią, ale brak im było regularności i zmysłu przestrzennego. Taka malusieńka wada konstrukcyjna. Ten u góry wszystko to genialnie zaplanował. Sztuki przez nie wystawiane, kręcone ruchome obrazy, czy pisane zwoje nudziły swą alogicznością i kobiecym przewrażliwieniem.
One same nawzajem się nie lubiły i nie znosiły też swoich przebrzmiałych tworów. A co dopiero jak zostało ich tylko cztery. Do Allison i Corinne można doliczyć Annę Chlumsky i Savion Glohines.
Wszystkie niebiańsko piękne, światłe skarbnice wiedzy i mądrości, pełne seksu i euforii. Zdolność przeżywania orgazmu: 10 na 10.
U mężczyzn ten współczynnik wynosił: 0 na 0. Mężczyźni nie mieli prawa do szczytowania. Szczytować to sobie mogli na pustynnych górach świata, które wskutek kataklizmu nieco straciły ze swej wysokości jak i uroku. Pustynie były bardziej pociągające. Współcześni romantycy. gdyby w ogóle tacy istnieli, zakopywaliby się po się w piasku zamiast wdrapywać się na poszczerbione wierzchołki i opanowywaliby serca i umysły opisami walki z wlatującymi do oczu ziarenkami piasku. Hipotetycznie romantycy pustynnego tysiąclecia strusiami są zwani od dziwl1ego, choć zmylonego zwyczaju tych prehistorycznych zwierząt.
Chyba nie muszą wspominać, że dzisiaj jedynymi zwierzakami byli ci wymięci na wszelkie możliwe sposoby mężczyźni. Opanowali oni nawet trudną sztukę siusiania z podniesioną jedną kończyną.




ps. 16/36, 13 as., 8 zb. 5 strat, 6 przechwytów; wbrew statystyce, byłem wszędzie, rzucałem, zbierałem i asystowałem. w jednej akcji.

Brak komentarzy: