czwartek, 25 marca 2010

wiosna

środa, 24 marca

A w poniedziałek byłem u Endriu, przećwiczyliśmy te 4 piosenki na środę i zdążyłem na wieczornego kolistego pioruna do snu. Fajnie.
***
A we wtorek nie jechaliśmy na salę, zatem sięgnąłem do moich ostatnich zajęć — tak więc wszystko jak w poprzednich odcinkach.
***
A we wtorek oglądaliśmy "From Hell" (2001) z Bilbo Bagginsem. Charakterystyczna twarz. Wiadomo Alien pierwszy. A właściwie, to wciąż jeszcze oglądamy. Takie to trochę bezpłciowe jest. Ot kolejny film kostiumowy z Deppem. Heather Graham gra tę rudą w wątku hollywoodzkim.

Owiane legendą legendarne Lao Che. Miałem rację, że nie słuchałem ich wcześniej. Nie spodziewałbym się, by legendarne płyty w stylu powstania warszawskiego mocno zmieniały ten wizerunek. Ogólnie to jest tak samo głupie (lub mądre) jak twórczość vreena, te rymujące się połączenia wyrazowe. Historia o stworzeniu świata jest jeszcze fajna, ale później brakuje takich wyrazistych konceptów (no, pomysł o prądzie jest ok). Najbardziej szkodliwa jest muzyka. Szkodliwa, bo celowo celująca w ustalone kanony naszego polskiego, lokalnego odbioru. Oprócz tradycyjnego hc/punk (które tutaj traktuję umownie, jako genezę zespołu), to mamy tutaj "unowowcześnione" brzmienie elektroniką polskich lat 80. — kłaniają się płyty Manaam, Kult. Ogólnie te Kazikowe zaśpiewy (elo, synimem polskiej wokalizy jest społeczno-polityczna melorecytacja!) i pidżamowe pokrzykiwania. I tak jak można nie lubić Pogodno, którzy swego czasu byli nawet w lodówce, kiedy się ją otwierało — to kurcze, to jest śpiew, to są melodie, to jest nawet r'n'roll i jakaś alternatywa dla "alternatywy". By the way — gdzie są teraz Pogodno?

W ogóle — wiosna przyszła jakiś czas temu. Teraz rozglądam się jedynie za ostatnimi kupkami brudnego czegoś, co było kiedyś śniegiem.

Brak komentarzy: