Ho ho ho (św. Mikołaj podbija Marsjan), ale mnie nie było!
Zabójcze ryjówki, reż. Ray Kellog, USA, 1959
Tureckie Gwiezdne Wojny, reż. Çetin Inanç, Turcja, 1982
vreen. johann vreen
We czwartek szybki transfer do Wrzeszcza, gdzie ustawiłem sprzęcicho, potem zjawił się Marcin i zarejestrowałem solówki do ITNON. Raczej będzie dobrze, Kilka rzeczy wypasionych, których z pewnością bym nie zagrał, inne z kolei to kwestia innej wrażliwości/melodyczności — zatem włączenie takich zagrań będzie ciekawym zabiegiem. Zresztą ITNON to prawie pop-heavy-grunge momentami.
Ale już wieczorem byłem zmęczony (te czwartki jakoś?), więc piątek spowolniony. Za to w sobotę prawie na pewno wybiorę się na zestaw, być może w niedzielę również:
Skończyłem numer żydowski LnŚ, z którego na pewno zapamiętam Amosa Oza — kto wie, takie czytadło z chęcią można machnąć w ramach osobnej prezentacji. Sięgnąłem po LnŚ 7-8/2003, to ostatni z archiwalnych, jakie mi zostały nieprzeczytane. Teraz już będę mógł kupować nowe. A w niej dobrze zaczyna się pierwszy tekst — Laura Riding (i to kobieta!). Niezwykły kontrast między zdjęciem autorki (pierwsza poł. XX wieku) a "postmodernistycznym" kształtem opowieści.
Przez 3 tygodnie czytałem gazety, które leżały na pralce (nie muszę mówić, koło jakiego ważnego elementu stoi pralka).
Z wysokich obcasów o Relidze (nawet, nawet), Aleksandrze McQueenie (projektatnt mody, który strzelił samobója w wieku 40 lat - pogratulować) i Amelii Earheart (bo teraz film jest, ale to mi przypmina jeno film o tym innym pasjonacie lotnictwa, którego grał DiCaprio z przyklejonymi wąsami — bez sĘsu pomysł, po prostu chłopak za młody jest jeszcze na takie role).
Z wyborczej: turystyczna — karnawał w Lucernie, budda w Syczuanie, drewniane kościoły na Mazowszu, Beskid Śląski zimą - ponieważ czytuję przewodniki nawet nie zamierzając jeździć w pewne miejsca, to fajne. Szczególnie mam sentyment do przewodników o Polsce.
Film Polańskiego zmieniony z 4 na 5 gwiazdek (czyżby ktoś go obejrzał?), temat tygodnia — Kapuściński non-fiction (również w rzeczpospolitej) (no, to już minęło, szał trwał dwa tygodnie i po sprawie)(teraz to się będzie jeno wdowa interesować — takie czasy).
Mroczne perspektywy kapitalizmu (taki niemiecki Fukuyama)(żeby niby już na zachodzie upadł, a my się nie zdążyliśmy dorobić — cholera), dzienniki Iwaszkiewicza (oooo, to dobre było, szczególnie fragmenty w młodymi chłopcami), Tony Allen (afrobeat)(to z racji obowiązku pamiętania o tradycji), zdobywcy 8-tys. zimą (w okularach spawalniczych — taki sentymentalny fragment), o polskich bobsleistach (jeszcze bardziej sentymentalny, ile to pracy i siły potrzeba, a potem i tak jest 19 miejsce, ech)(co do sportu nie jestem pewien, czy ci z miejsc od 10 do nieskończoności powinni startować i kto ma za to płacić, skoro małe środki nie przynoszą zysków, a na duże nakłady nie ma miejsca).
Z rzeczpospolitej: ranking wpływowych Polaków (klasyczna bzdura, ale było w numerze z Kapuścińskim, za 10 lat będziemy się z tego śmiali); Grecy wypominają Niemcom wojnę (i słusznie, zawsze im się należy, ale kłania się kwestia sojuszników, że też Rosjanom nikt nieczego nie wypomina wciąż i jeszcze); postpolityczność a PO (to był ciekawy wykład, prawie teoretyczno-naukowy czymże jest owa, Bronek W. go strzelił, czytam czytam i na końcu wychodzi na to, że PO jest takim nowoczesnym zgromadzeniem medialnym, nie zaś politycznym, co właściwie
się zgadza, i to u wszystkich "firm", no ale, żeby Bronek? kto mu uwierzy); agenci Mossad (dobra, niestarzejąca się klasyka, kryminał, szpiegostwo, na szczęście z daleka od nas); gwardia rewolucyjna Iranu (troszkę, żeby nas postraszyć), Kronebergowie (czyli rzecz o nawet bogactwa przemijaniu); środowisko "Arkanów" (nie żebym wiedział co to jest, ale coś jest).
Super dodatek "Wierni wyklęci" o losach podziemnych sił zbrojnych od PKWN aż lata 57-63!, z czym akurat byłem na ciut na bieżąco (ZG Zrzeszenia WiN, Ciepliński "Pług"), ale muszę sobie wypisać co ciekawsze fragmenty wspomnień ("a wśród nich główną rolę wiedli Żydzi"), bo momentami sama opowieść niejako stawia bohaterów w niezbyt korzystnym świetle.
A na deser fragment basowy, który właśnie znalazłem, i zachwycony swoją twórczością niezwłocznie umieszczam. Do tego właśnie nadają się takie popeliny i filmiki z wakacji. Nic nie obrabiałem, więc wyjściowa klarowność tego muzycznego cudu mnie zachwyca tym bardziej.
Pandorum (2009) sf oglądaliśmy w niedzielę, ale nie było to coś, co trzeba obejrzeć. Raczej taki miks sf z horrorem. W poniedziałek zaczęliśmy "Pelham 123" remake z Travoltą i Węzłem Waszyngtonem. To taka tradycyjna dyskusja, po co robić remake dobrego filmu. Tak jak z "Psychozą", kiedy oglądaliśmy Hitchcocka, a przed snem w tv zobaczyliśmy toczka w toczkę takie same obrazki, tylko w kolorze. Ano pewnie po to, by skłonić ludzić oglądających nowości filmowe do zapoznania się z klasyką, do której pewnie by nie zajrzeli, bo jest niewyjściowa. Owszem, "Pelham 123" da się oglądać (polski tytuł "Metro strachu"), ale bez muzyki Davida Shire ten film jest pozbawiony emocji, mimo że Travolta sobie pokrzykuje.
***
Z okazji 8 marca nie było lodów sernikowych na dolnej Oruni, ale pogoda była sympatyczna, spacer też.