3 sierpnia, sobota
Odcinek z plażą
My drogi i Miłościwie Nam Panująca mamy takie lato, jakie bywało w dzieciństwie.
Z rana rżną się na trawie. Więc wstaję o tej 7:59 i wymęczyłem El Topo (1970) do końca. Trochę jednak nieprzyjemne.
Po jajecznicy idę na zakupy (błąd) i wtedy czuję się przymuszony do korzystania z: lata, dworu, świeżego powietrza, słońca, pięknej pogody.
No nic, trzeba iść. Więc jeszcze pakowanie i zmywanie i jesteśmy gotowi. I jeszcze kruche ciasto zrobiłem. Na szczęście tram dojechał w 20 min, co mu i nam wyszło tylko na zdrowie.
Leżymy (ja się nie mogę opalać), skwierczymy pod tą 50-ką, czytam o niebieskich ludach, w końcu idę sikać do morza. Zmarzłem, ale warto było.
Wracamy (wyczerpanie osobowe), ale obiad (tarta z bakłażanem!), szybka kawa i lecim dalej.
"Willkommen w Zoppotach" ale w Pruszczu Gdańskim. Przyjemnie, wesoło, niezobowiązująco, komarzyście, a potem jadę nawet wozem.
Potem mamy występ z elegancji (oraz inne wyrazy) i takoż było szałowo, zaskakująco i w chiuchach. Nio nio.
==============================
4 sierpnia, niedziela
Odcinek z Godziszewem, Skarszewami i sielawą
My drogi i Miłościwie Nam Panująca ponownie przymuszeni okolicznościami.
Tym razem napocząłem Umberto D. (1952) — ładny obraz, ale straszny. Ponieważ Otomino stanowi punkt sporny, to najbliższe jezioro jakie znamy to jezioro Godziszewskie. Dymiemy zatem na Kociewie zrobiwszy rezonans (rekonesans) i spakowawszy kanapkę i ciastka. Zgubiliśmy zjazd z obwodnicy, ale się odnaleźliśmy potem w tym Jagatowie, więc było już z górki.
Jezioro, rycerze, woda, koc. Nawet nie świeciło za mocno, ale niewygodna ta trawa dla starych kości, więc jak już zasnąłem to zamiast tłuścić się tym paskudztwem znowu, powróciliśmy przez kamieniołom (żwirownię).
Potem były szczupak i sielawy 3 i ponieważ zjadłem ponad porcję, to mnie rozłożyło w trawieniu na amen. Trza było pochichotać ze dwa razy, a w tym czasie rozstroiła mnie krojona cebula. Nie wracałem, bo padało, kolację zjedliśmy już z łakomstwa (żal nie było spróbować tej musaki z żółtej cukinii), potem po małym piwie, wcześniej godzinka na ruchome obrazki (odcinek/kwarta) i znowu rekordy na liście zwycięzców. Boże, nas ciągle nie ma w domu. Grunt, że lato.
==============================
5 sierpnia, poniedziałek
Odcinek z wolnym poniedziałkiem
My drogi i Miłościwie Nam Panująca czekamy dopóki Lenie nie uregulują kalendarza.
Nadrabiam końcówki, które mi się tu rozłażą tam i ówdzie. Ale chwilowo nie ma paniki. Wysłałem wszystkie 37 rozdziałów.
Wolny poniedziałek
Odcinek z plażą
My drogi i Miłościwie Nam Panująca mamy takie lato, jakie bywało w dzieciństwie.
Z rana rżną się na trawie. Więc wstaję o tej 7:59 i wymęczyłem El Topo (1970) do końca. Trochę jednak nieprzyjemne.
Po jajecznicy idę na zakupy (błąd) i wtedy czuję się przymuszony do korzystania z: lata, dworu, świeżego powietrza, słońca, pięknej pogody.
No nic, trzeba iść. Więc jeszcze pakowanie i zmywanie i jesteśmy gotowi. I jeszcze kruche ciasto zrobiłem. Na szczęście tram dojechał w 20 min, co mu i nam wyszło tylko na zdrowie.
Leżymy (ja się nie mogę opalać), skwierczymy pod tą 50-ką, czytam o niebieskich ludach, w końcu idę sikać do morza. Zmarzłem, ale warto było.
Wracamy (wyczerpanie osobowe), ale obiad (tarta z bakłażanem!), szybka kawa i lecim dalej.
"Willkommen w Zoppotach" ale w Pruszczu Gdańskim. Przyjemnie, wesoło, niezobowiązująco, komarzyście, a potem jadę nawet wozem.
Potem mamy występ z elegancji (oraz inne wyrazy) i takoż było szałowo, zaskakująco i w chiuchach. Nio nio.
==============================
4 sierpnia, niedziela
Odcinek z Godziszewem, Skarszewami i sielawą
My drogi i Miłościwie Nam Panująca ponownie przymuszeni okolicznościami.
Tym razem napocząłem Umberto D. (1952) — ładny obraz, ale straszny. Ponieważ Otomino stanowi punkt sporny, to najbliższe jezioro jakie znamy to jezioro Godziszewskie. Dymiemy zatem na Kociewie zrobiwszy rezonans (rekonesans) i spakowawszy kanapkę i ciastka. Zgubiliśmy zjazd z obwodnicy, ale się odnaleźliśmy potem w tym Jagatowie, więc było już z górki.
Jezioro, rycerze, woda, koc. Nawet nie świeciło za mocno, ale niewygodna ta trawa dla starych kości, więc jak już zasnąłem to zamiast tłuścić się tym paskudztwem znowu, powróciliśmy przez kamieniołom (żwirownię).
Potem były szczupak i sielawy 3 i ponieważ zjadłem ponad porcję, to mnie rozłożyło w trawieniu na amen. Trza było pochichotać ze dwa razy, a w tym czasie rozstroiła mnie krojona cebula. Nie wracałem, bo padało, kolację zjedliśmy już z łakomstwa (żal nie było spróbować tej musaki z żółtej cukinii), potem po małym piwie, wcześniej godzinka na ruchome obrazki (odcinek/kwarta) i znowu rekordy na liście zwycięzców. Boże, nas ciągle nie ma w domu. Grunt, że lato.
==============================
5 sierpnia, poniedziałek
Odcinek z wolnym poniedziałkiem
My drogi i Miłościwie Nam Panująca czekamy dopóki Lenie nie uregulują kalendarza.
Nadrabiam końcówki, które mi się tu rozłażą tam i ówdzie. Ale chwilowo nie ma paniki. Wysłałem wszystkie 37 rozdziałów.
Wolny poniedziałek
piwnica
rolety rzymskie
menu di Benedetta.
==============================
6 sierpnia, wtorek
Odcinek z pięćdziesiątką dwójką
My drogi i Miłościwie Nam Panująca przeżywamy natarcie upałów
Jerzy Matuszkiewicz — Stawka większa niż życie (1966)
szusuję z Richardem Hawleyem
52 stopnie Celsjusza!
kwaśny żurek
Helenka i Celinka
El Topo
rolety rzymskie
menu di Benedetta.
==============================
6 sierpnia, wtorek
Odcinek z pięćdziesiątką dwójką
My drogi i Miłościwie Nam Panująca przeżywamy natarcie upałów
Jerzy Matuszkiewicz — Stawka większa niż życie (1966)
szusuję z Richardem Hawleyem
52 stopnie Celsjusza!
kwaśny żurek
Helenka i Celinka
El Topo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz