wtorek, 21 sierpnia 2012

Odcinek z weekendem w środku tygodnia



wtorek, 14 sierpnia

Odcinek z weekendem w środku tygodnia

My, drogi i miłościwie Nam Panująca mieliśmy we wtorek imprezowy piątek.

Na początek jazda mała, potem jazda duża, logistycznie cacy, troszkę w biegu, 3 siateczki, ale ładnie zgrabnie i powabnie. Ekscytacja. Z rozmarynem w jednej ręce, przybyłem, przysiadłem, zmontowałem i było pięknie. No ja jestem zachwycony. Następnie zaś, które to następnie bardzo szybko minęło do wtóru grzanek i zupy cebulowej z substytutem winiaku (grzanki!) zajęliśmy się wieczornymi okolicznościami. Grzanki! Do tego stara/nowa historia z cyklu: jak łatwo zaspokoic głód? 1. ugotować wody, wsypać cukier, zamieszać, wypić; 2. kromki starszego chleba usmażyć na maśle - wersja z wyrafinowaniem.

No mi było wygodnie: muzyka, sieć, pliki tu, pliki tam. Jak się się napracowałem, to zrobiłem sobie przyjemność. I całą ją zjadłem i popiłem. A to była podwójna porcja i wyraźnie to poczułem. Chwila na gotyk, a potem już bonusowa radość z robienia printscreenów — tak tylko oszukuję, że robię streszczenie. Bo robię. No dobra, nie oszukuję. Nie oglądam, bo znam na pamięć. A potem już mnie zmogło i widziałem tylko milimetrową szparką. Sen.


środa, 15 sierpnia

Odcinek z frytkami. Domowymi rzecz jasna

My, drogi i miłościwie Nam Panująca rozwiązujemy dylematy za pomocą pogody.

Nie leżakowałem zbyt długo, bo w końcu ten weekend miał się skończyć jednak szybko. Siedziałem cichutko jak myszka, aż dzwonek telefonu mnie przestraszył. Chwilami gotyk bywa znośny. Już już byliśmy przygotowani, i to znakomicie przygotowani do udania się na pojedynek tenisowy, kiedy spadł deszcz. Hurra!

A może to było w innej kolejności i nieco inaczej, ale tak bardziej pasuje do historii. W tak zwanym międzyczasie nastąpiła wizytacja wodociągowa. Zaś w czasie rozłożyło nam się wykonanie śledzi w cytrynie oraz frytek w rzutach trzech (czyli prawie jak zawody sportowe).

Frytki, choć zarumienione odpowiednio, nie posiadają chrupiącej struktury zewnętrznej, jeno są mięciutkie. Wobec czego, podzieliwszy się z bratnimi i dodatkowymi członkami wizytacji jedną trzecią naszej porcji, dwie pozostałe zjedliśmy sami. I można było wypoczywać.

Ha, już wiemy, gdzie mamy wysiąść, gdzie się udać i gdzie będziemy mieszkać. Światła wielkiego miasta — patrzajcie na nas!

I jeszcze mały maraton filmowy z akcentem budyniowym: wersja nieskalana waniliowa, wersja zmodyfikowana — z dodatkiem czekolady. Potem już zostało szykowanie się do snu, przygotowania jak trzeba, jeno ktoś znowu naniósł piasku. Po wysupłaniu dodatkowych funduszy na specjalnie przygotowany projekt detektywistyczny odkryliśmy, że naniosła to plaża. Chyba. A filmy należało oglądać w innej kolejności. Albo jakoś tak.

Chwilami życie bywa znośne (2009)
Charlie and the Chocolate Factory (2005)





czwartek, 16 sierpnia

Odcinek krótki

My, drogi i miłościwie Nam Panująca staliśmy się posiadaczami etui na płyty cd, co wcale — wbrew pozorom — nie było takie łatwe.

Jak to było, jak to było. Na szczęście chyba nieinwazyjnie w tyrce, bo nic nie pamiętam. Więc tak — albo zapisywać, żeby pamiętać, albo zapisywać, kiedy się jeszcze pamięta. Do diaska. Z drobiazgów: etui. Potem lody, paluszki i próba. Jak zwykle znakomita. "I wzięli tego niewidomego hip-hopowca z Kielc". "Dlaczego, dlatego, że ślepy?" "Nie, dlatego, że z Kielc".
I świetnie, a nawet bardzo dobrze, byliśmy przygotowani do snu, bo przecież trzeba się było wyspać przed pójściem do pracy.
No dobra, to był krótki odcinek.

Grzesiek Michał, James Bond szpieg którego kochamy




Brak komentarzy: