środa, 8 sierpnia
My, drogi i miłościwie Nam Panująca przeżyliśmy niedosolony bób i niedosłodzoną wodę smakową. Co do lodów sytuacja jeszcze się nie wykrystalizowała. Powolutku, powolutku.
Się wstało i nagle okazało się, że jest wcześnie. Zatem z buta. Smacznie. Czyżby już do nas powoli jesień witała? Zaliczając uprzednio tę trasę zaliczyłem dwie wpadki po kostki w butach. Zatem — nie zrażając się niepowodzeniami (w końcu to dwa buty) (różne) — zmierzyłem się z nią ponownie. Tym razem z sukcesem. Czasu przejścia nie liczyłem. Zapewne godny uwagi.
No ładnie, ja tu się natyrałem, a on mi pisze, że ma nowy pomysł na okładkę! "Trudno, co zrobić" piszę. "Będzie git" odpowiada. Taa. Niemniej "human" w wersji występowej ma być z jajeczkiem/slash/przeszkadzajką — dobrze to robi. Podobnie jak moja kamera pogłosowa.
Miałem jakiś plan na popołudnie, ale gdzieś mi go wcięło. Więc w sumie sam nie wiem. Pulseczar. Dobra, to kiełbasa pojedzie, potem się ją rozpakuje. Zupa! (podobno żurek), dżi, prawie o niej zapomniałem. Scenka rodzajowa w pracy: wychodzę z kibla ze słoikiem pełnym bladożółtej mazi. Ciekawe co to?
Wysłać foto, umówić się, podliczenia z zeszłego miesiąca jeszcze na granicy błędu statystycznego, ale wciąż zarabiam więcej niż wydaję. Uff. Więc dzisiaj nie będzie kebaba. Ani lodów. Te wczorajsze szaleństwo trochę za bardzo ten. Pojechałem.
Jak zostawię pomidorce w kartonie, to chyba nikt mi ich nie zajumie? Grzybów w tym roku nie będzie. Wspominałem już? Często to słyszę, więc mi się utrwala. Tak, jutro jest czwartek, też jestem zdziwiony, tyle lat na tym świecie, a kolejność tych dni potrafi zaskakiwać.
Zatem odkrycie. To już kolejne dzisiejszego dnia. Odkrywca jakiś czy co. Bowiem fotel mi swoimi wycięciami pasuje do pleców podobnie jak czarny plecak. A czarny plecak jest ok. Co prawda te ramiączko mu się odpruwa i coś trzeba by z tym zrobić. Taktyka jest taka, jak w przypadku zielonych chodaków: odstawiłem. Naprawią się same?
Ach właśnie. Miałem mp3 wysłać. I dupa. Jak pojawia się dupa — trzeba to ocenzurować. Dopisać: wypalić płytę. Przeciąć kolumnę na pół. Sprawdzić, czy monofoniczny. Jeżeli tak — to odpada. Oddać kasę. Zebrać następną. Też oddać.
Próba. Wszystko na sobotę cacy. Cover zrobiony jak trza. No ale okazało się, że nie ten teges się zrobiło ze sobotą. Bolt pobiegł. Jak zwykle za szybko. A przecież trzeba powolutku. Odstawić i mieszać. Odstawić i mieszać. Wybiegając (ponownie) naprzód — jednak były fantastyczne. Jagodowe. Śmietankowo-jagodowe. Właściwie śmietankowe. Tak smakują. Choć wyglądają jak jagodowe. Pycha. Pycha kwadrat. [~]
My, drogi i miłościwie Nam Panująca przeżyliśmy niedosolony bób i niedosłodzoną wodę smakową. Co do lodów sytuacja jeszcze się nie wykrystalizowała. Powolutku, powolutku.
Się wstało i nagle okazało się, że jest wcześnie. Zatem z buta. Smacznie. Czyżby już do nas powoli jesień witała? Zaliczając uprzednio tę trasę zaliczyłem dwie wpadki po kostki w butach. Zatem — nie zrażając się niepowodzeniami (w końcu to dwa buty) (różne) — zmierzyłem się z nią ponownie. Tym razem z sukcesem. Czasu przejścia nie liczyłem. Zapewne godny uwagi.
No ładnie, ja tu się natyrałem, a on mi pisze, że ma nowy pomysł na okładkę! "Trudno, co zrobić" piszę. "Będzie git" odpowiada. Taa. Niemniej "human" w wersji występowej ma być z jajeczkiem/slash/przeszkadzajką — dobrze to robi. Podobnie jak moja kamera pogłosowa.
Miałem jakiś plan na popołudnie, ale gdzieś mi go wcięło. Więc w sumie sam nie wiem. Pulseczar. Dobra, to kiełbasa pojedzie, potem się ją rozpakuje. Zupa! (podobno żurek), dżi, prawie o niej zapomniałem. Scenka rodzajowa w pracy: wychodzę z kibla ze słoikiem pełnym bladożółtej mazi. Ciekawe co to?
Wysłać foto, umówić się, podliczenia z zeszłego miesiąca jeszcze na granicy błędu statystycznego, ale wciąż zarabiam więcej niż wydaję. Uff. Więc dzisiaj nie będzie kebaba. Ani lodów. Te wczorajsze szaleństwo trochę za bardzo ten. Pojechałem.
Jak zostawię pomidorce w kartonie, to chyba nikt mi ich nie zajumie? Grzybów w tym roku nie będzie. Wspominałem już? Często to słyszę, więc mi się utrwala. Tak, jutro jest czwartek, też jestem zdziwiony, tyle lat na tym świecie, a kolejność tych dni potrafi zaskakiwać.
Zatem odkrycie. To już kolejne dzisiejszego dnia. Odkrywca jakiś czy co. Bowiem fotel mi swoimi wycięciami pasuje do pleców podobnie jak czarny plecak. A czarny plecak jest ok. Co prawda te ramiączko mu się odpruwa i coś trzeba by z tym zrobić. Taktyka jest taka, jak w przypadku zielonych chodaków: odstawiłem. Naprawią się same?
Ach właśnie. Miałem mp3 wysłać. I dupa. Jak pojawia się dupa — trzeba to ocenzurować. Dopisać: wypalić płytę. Przeciąć kolumnę na pół. Sprawdzić, czy monofoniczny. Jeżeli tak — to odpada. Oddać kasę. Zebrać następną. Też oddać.
Próba. Wszystko na sobotę cacy. Cover zrobiony jak trza. No ale okazało się, że nie ten teges się zrobiło ze sobotą. Bolt pobiegł. Jak zwykle za szybko. A przecież trzeba powolutku. Odstawić i mieszać. Odstawić i mieszać. Wybiegając (ponownie) naprzód — jednak były fantastyczne. Jagodowe. Śmietankowo-jagodowe. Właściwie śmietankowe. Tak smakują. Choć wyglądają jak jagodowe. Pycha. Pycha kwadrat. [~]
ps. umieściłbym dwa dni, ale do następnego jest mega foto, zatem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz