środa, 7 września
"Przygody" z docentem. Oby nigdy więcej takich, to potrafi obrzydzić wieczór na amen. No, przynajmniej się dowiedziałem, że ładnie przeklinam.
***
"Euro trip" (2004), cz. 1, czyli "Scotty Doesn't Know". Film od chłopaków. Na tyle gupie i sztampowe, że bawi. Matt Damon wreszcie wygląda jak mężczyzna.
czwartek, 8 września
Zdaje się, że mieliśmy próbę. Następnie druga połówka i "Before Night Falls" (2000). Ze względu na kolorystykę i tematykę niczego sobie. Nie żebym się przejął losem Javiera Bardema. No, ale warto było dla Johnny Deppa (Bon Bon!) (miazga) (petarda) (aż by się chciało zaprzyjaźnić) i jego penisa.
piątek, 9 września
Kosz, jak kosz. Dawało radę. Następnie druga połówka i "Wilcze echa" (1968), czyli pierwszy polski western. Po połowie — sympatycznie kuriozalne. Nawet mimo okoliczności.
sobota, 10 września
Po czterech (?) godzinach snu zniszczeniom na mojej twarzy nie pomógłby żaden krem.
***
Odkrycie roku (w pewnym sensie): "Patrz, człowiek całe życie bawi się w introligatora!". I w ten sposób wymieniliśmy się z Irkiem zestawami płyt.
***
Krótki spacer, który zdaje się był najdłuższy, jaki przeżyłem. Gwałtowne wyładowania atmosferyczne. Wyprawa na aronie. Zrobiła się pogoda!
***
W wyniku niewyspania i obiadu (kupne sajgonki ok) poległem po południu i miałem prawdziwą drzemkę (powoli zbliżam się w liczeniu na palcach jednej ręki).
***
A&E znowu załatwili nam wspaniały wieczór. Tym razem na mieście (święto ul. Mariackiej), z piciem i jedzeniem. Mniam, ubaw, pychotka i rewelacja. Wizyta nocą na wieży Mariackiej. Długi powrót do domu. Co tam Adamek.
"Przygody" z docentem. Oby nigdy więcej takich, to potrafi obrzydzić wieczór na amen. No, przynajmniej się dowiedziałem, że ładnie przeklinam.
***
"Euro trip" (2004), cz. 1, czyli "Scotty Doesn't Know". Film od chłopaków. Na tyle gupie i sztampowe, że bawi. Matt Damon wreszcie wygląda jak mężczyzna.
czwartek, 8 września
Zdaje się, że mieliśmy próbę. Następnie druga połówka i "Before Night Falls" (2000). Ze względu na kolorystykę i tematykę niczego sobie. Nie żebym się przejął losem Javiera Bardema. No, ale warto było dla Johnny Deppa (Bon Bon!) (miazga) (petarda) (aż by się chciało zaprzyjaźnić) i jego penisa.
piątek, 9 września
Kosz, jak kosz. Dawało radę. Następnie druga połówka i "Wilcze echa" (1968), czyli pierwszy polski western. Po połowie — sympatycznie kuriozalne. Nawet mimo okoliczności.
sobota, 10 września
Po czterech (?) godzinach snu zniszczeniom na mojej twarzy nie pomógłby żaden krem.
***
Odkrycie roku (w pewnym sensie): "Patrz, człowiek całe życie bawi się w introligatora!". I w ten sposób wymieniliśmy się z Irkiem zestawami płyt.
***
Krótki spacer, który zdaje się był najdłuższy, jaki przeżyłem. Gwałtowne wyładowania atmosferyczne. Wyprawa na aronie. Zrobiła się pogoda!
***
W wyniku niewyspania i obiadu (kupne sajgonki ok) poległem po południu i miałem prawdziwą drzemkę (powoli zbliżam się w liczeniu na palcach jednej ręki).
***
A&E znowu załatwili nam wspaniały wieczór. Tym razem na mieście (święto ul. Mariackiej), z piciem i jedzeniem. Mniam, ubaw, pychotka i rewelacja. Wizyta nocą na wieży Mariackiej. Długi powrót do domu. Co tam Adamek.
1 komentarz:
A mógłbyś rozwinąć wątek z docentem, bo nie wiadomo, o co chodzi?
Prześlij komentarz