poniedziałek, 19 września 2011

Chase (1966)


czwartek, 15 września
Ale danie główne zrobiłem wyczesane. No raczej. Pyszczku mówi, że wielkością porcji to takie jak z restauracji :) (nieee, no ok, smacznie też było).
Nagrywanie poszło sprawnie. Mam czego chciałem. Columbus będzie cacy. Ha! Jak wypali, to okładka będzie taka, że mucha nie siada. Zdaje się, że dawno nie widziałem/słyszałem tyle piosenek musicalowych w jednym momencie. Aż uroniłem łzę.

piątek, 16 września
Nagle okazało się, że mam jakąś pracę w pracy do wykonania. To co ja robiłem ostatnio!? Leiris się rozwija fantastycznie. No, ucieszyli mnie z tym Kafe Delfin.

Miałem mieć wolny wieczór, ale okazało się, że graliśmy z Jerzym jak za starych czasów. Z praktycznego punktu widzenia wolę się przepychać z Andrzejem, bo mam wrażenie, że wystające wypustki kręgosłupa Jerzego ranią mi przedramię. Ale grunt to się dobrze ubrać (długi biały obcisły rękaw robi) i rzucić parę razy. Noooo, ale statystyczny rekord bloków padł niechybnie (i teraz sto pierwszy!), więc musiałem się nieźle nastarać, żeby trafić te które trafiłem.

Zaskakujące, że ścieżkę dźwiękową "Chase" (1966) znałem przed filmem. Ale w końcu to Barry. Jest to jeszcze o tyle ciekawe, że muzyka jest westernowa, a film westernem nie jest. Może nie jest to mistrzostwo świata, jeżeli chodzi o małomiasteczkowy dramat, ale od początku kłębi się tam między postaciami, a nadchodzące widmo Redforda dodaje smaczku. Ależ obsada: oprócz Roberta Marlon, Robert Duval, Angie, Jane i jeszcze parę charakterystycznych twarzy. Za "akcent" (= wymowę) można dać się zabić. Ponadto całość jest w perfekcyjnym technikolorze i ma znakomicie wycyzelowane ujęcia.

Podczas zajęć własnych sięgnąłem po dalszą część "Attack of the Clones" (2002) (pamiętam to hasło: "ej, mamy 48 giga gwiezdnych wojen! kto chce?" kto by nie chciał!) i choć ch.. wszczyzna przedsięwzięcia jest niewyobrażalna (na seansie w kinie Neptun zasnąłem w połowie) (no weź panie tę parę głównych bohaterów — "dialogi", "dialogi", "dialogi"! oraz scenę rozpierduchy na 1000 mieczy w stylu quo vadis panie), to wciąż mogę patrzeć na te kolorowe obrazki, co jest nieinwazyjne, neutralne i relaksujące. I, teraz, z nowym podnóżkiem teraz muszę te WSZYSTKIE filmy obejrzeć jeszcze raz! W końcu teraz będą smakować inaczej.


Chase (1966) by johannvreen

Brak komentarzy: