środa, 28 października
Podjechałem szybko na Wrzeszcz. Można powiedzieć, że byłem nawet za wcześnie, więc zaszedłem do baru na naleśniki z jabłkami (Pyszczku lamentowało, bowiem zawsze kiedy szliśmy tam razem, to miała ochotę na naleśniki,a nidgy nie było), następnie po katalog triady (potworna drożyzna na przyszły rok, Polska to dziwny kraj, ceny sięgające zachodnich, oferty w niemieckim neckermanie są tańsze niż w polskich, co za bzdura).
Odebrałem z naprawy wzmacniacz wokalny Malroy, oba wejścia działają sprawnie, powinien jeszcze pożyć. Bardziej byłem zdziwony burdelem, jaki zostawili chłopcy z KA pod moją nieobecność, porozrzucane kable, woreczki, butelki, kartki na "cudzych" perkusjach — oj, oj.
Jak podejrzewaliśmy, nie mieliśmy z Johnym żadnych problemów w wymyślaniu numerów. 2 i pół nam wpadło. Pomysł jest po to, żebyśmy coś robili konkretnego oraz by Johny mógł się naszaleć, bez konieczności męczenia się bardzo późnym wieczorem przed 23. Zrobimy se duet myspaceowy. Nagramy coś i już. Na foto typowy duo band naszej młodości — Sabot. Ale my gramy ballady.
Ale jak już wróciłem do domu, to byłem zmęczony tym jeżdżeniem. Z ulgą powitałem fakt, że w środę będę siedział po prostu w domciu. No, może nie po prostu — mam kilka plików do ogarnięcia.
Ale jak już wróciłem do domu, to byłem zmęczony tym jeżdżeniem. Z ulgą powitałem fakt, że w środę będę siedział po prostu w domciu. No, może nie po prostu — mam kilka plików do ogarnięcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz