Na szybko, koszykówka rewelacyjna, były 3 składy po 4 osoby, każdy zespół odpoczywał po 5 minut, walka była ostra, koszykarze wysocy, nabiegałem się co niemiara, na sali był nawet Paweł z byłych CF.
Wieczorem oglądałem boks i robiłem macherki z winem. To znaczy, jeszcze nieprzepracowane wino z truskawek przelałem do większych szklanych pojemników. Podczas opróżniania owych znalazłem dwie niespodzianki — wino z brzoskwini z 2005 roku oraz ze śliwek — bezdatowe, ale z pewnością stare.
Następnie oporządziłem winogrona i zaaplikowałem do baniaka. Kawał roboty.
niedziela, 18 października
Przez pół niedzieli sprzątaliśmy i nawet zrobiliśmy zupę buraczkowo-selerową. Potem przyszli goście, a Pyszczku bawiło się z dziećmi. Podobno był jakiś mecz Wisła-Lech. A chyba wieczorem zacząłem czytać "Pozdrowienia z Rosji".
I nie dość, że Fleming rozwija się z powieści na powieść, to to tym razem naprawdę mnie zaskoczył. Uogólniając, książki są bardziej "poważne", czyli nie przedstawiają agenta jako szarmackiego wesołka, który z każdej sytuacji wychodzi z ledwo naddartą marynarką, jak w filmach, tylko cynicznego brutala, który w każdej książce dostaje też niezły wycisk. Wrogowie i sytuacje są "na serio". Zatem "Pozdrowienia z Rosji" w dość długim wstępie rysują mroczny, groźny i pozbawiony humoru obraz działania sowieckich służb specjalnych z dosadnymi odniesieniami do politycznej stalinizacji, czystek, obozów pracy za kołem podbiegunowym oraz afery szpiegowskiej z udziałem Burgessa (Guya) i Macleana. Książka wydana w roku 1957. Nic więc dziwnego, że nie mogła trafić do nas zbyt szybko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz