środa, 7 kwietnia
Wygląda na to, że piątkowe popołudnie odleciało bezpamiętnie - pewnie zakupy, obiad. A, oglądaliśmy (chyba przez dwa dni) mało wyjątkowy film "Chaos" (2005) z Jasonem Stathamem, Wesleyem Snipesem oraz Ryanem Phillippem — eh, kiedyś to się łykało takie filmy rewelacyjnie w ramach piątkowego/sobotniego kina akcji. Nawet tzw. kino nocne na jedynce.
Tak, na noc był mecz Spurs-Celtics w HD. Tak to można oglądać mecze. O ile Boston w ogóle nie wygląda, co najwyżej na II rundę play-off, to tak jak San Antonio wyglądało na odstawkę, teraz sprawia wrażenie na "wszystko się może zdarzyć". Manu (nie tylko przez ostatnie liczby) sprawia wrażenie niezatapialnego (a grają wciąż bez Parkera), Rich-J, który wyglądał na najbardziej nietrafiony transfer przedsezonowy odnalazł się na właściwym miejscu z właściwą rolą, którą spełnia — będzie fajnie.
***
W sobotę jeszcze "popracowałem" (ITNON oraz ITNONe odstawiam na dwa tygodnie jako "zrobione/do wyszlifowania"), potem zajęliśmy się porządkami i świątecznymi przygotowaniami (Pyszczku - pascha i in.). Staraliśmy się aż tak nie namachać.
***
Niedziela i poniedziałek z matulą minęły jednakowo. Nawet ja się objadłem (te śniadania i ciasto do kawy — zabójcze). Jeden obiad to pierne paprykowe ziemniaki z białą, drugi — lazania z mielonym i ze szpinakiem. Całość niezobowiązująca, niespieszna, ale można się przyzwyczaić, że czas zwalnia. Przynajmniej bezstresowo. Przelotem pośmialiśmy się na "Bracie gdzie jesteś". Nawet "Casino Royale" się trafiło. Aczkolwiek tym razem bardziej zajmujące były walki bokserskie: Haye bezdyskusyjnie pokonał Ruiza, co nie znaczy, że jest wyjątkowy, ot na bezrybiu...; Hopkins pobił się z Royem Jonesem Jr, ale to już była ostatnia kasowa walka z ich udziałem; zaś w końcu obejrzałem walkę Adamka z Estradą — i generalnie wbrew temu, co można było przeczytać w prasie (walka była w czasie, kiedy przebywaliśmy w Walencji, ta da dam!), to była dobra realizacja właściwej strategii — w końcu należało po prostu wygrać, najważniejsze 2-3 walki dopiero przed nim. Bo, po prawdzie, nie zapowiada się na wielki romans Adamka z tv.
***
Z tych dwóch dni to najważniejsze były wiosenne spacery. Wprawdzie żadnych śladów wiosny nie zaobserwowaliśmy (oprócz słońca i temperatury), a i trasy były częściowo "obesznięte" na pamięć, ale spacery były porządne.
Pierwszy był wyjątkowy, bowiem poszliśmy za osiedle moje marzenie, na które zaglądamy bardzo rzadko, zeszliśmy w dół do uregulowanego cieku wodnego, przeszliśmy przezeń (przestraszylismy też drapieżnego ptaka w kolorach biało-jasnobrązowych), na górkę, gdzie po prawej stronie domniewaliśmy (później okazało się, że słusznie), że są tam Maćkowy. W końcu trafiliśmy na jezdnię (trasa 189), wałem do Oruni, góra, park. Tak jak po drodze widzieliśmy maksymalnie do 10 osób, tak w parku zatrzęsienie "spacerowiczów". Część z nich po prostu oblegała ławki.
Drugi — tradycyjny, 256 do przed-Jankowa, las otomiński, jezioro, konie, Szadółki, outlet i do nas. Z okazji pogody i tak zwanych świąt przypomina się zeszłoroczny (?) wypad na szlak z zestawem baterii lądowych wraz z dojściem do Górek zachodnich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz