czwartek, 10 grudnia
No proszę, tajemnicze spotkanie w lidlu, a potem wreszcie spokojny wieczór w domu. Teoretycznie miałem się zająć basem, ale zająłem się odsłuchem i za bardzo mi się spodobało. Chyba postąpię wbrew mojej nowej zasadzie i zostawię wstęp do "Brainstrom" tak, jak go zarejestrowałem we wtorek, nawet z pewnymi artefaktami, jakie ostały się po Johnym — brzmi to tak przyjemnie dla mnie, jakby to była najlepsza partia w tym stylu od czasu "elektrycznych zapalniczek".
W końcu zabrałem się za bas. Usiadłem sobie jak paniszcze na pufie. Zaraz, na pufie nie można usiąść jak paniszcze, najwyżej na fotelu. Zatem ja usiadłem jak paniszcze na pufie z basówką, i nastroiłem Jurka ją po bożemu — przynajmniej te sznury od bielizny nie latają, jak są niżej nastrojone. No i taka mini-praca: jak trafić basem w stopę. Da się zrobić raczej.
Wieczorem zaś film, który wciąż nie rozczarowuje i chyba wciąż na topie listy z serii horrorów — nie mam takiej listy, ale raczej absolutny top.
197 komentarzy na marca.com, 52 na sport.pl, co chyba dość wyraźnie świadczy o skali zainteresowania sportem w naszym kraju w ogóle. A to przecież nasi wygrali. Dodatkowo, objętość komentarzy oraz ich zawartość (Hiszpanie) wyraźnie świadczą o przepaści jaka nas dzieli, gdzie u nas dominują krótkie obelgi (tak, tak — w stronę Arki Gdynia) oraz szarpanina, że "to nie Polacy grają". A to myśmy wygrali, czy nie?
Euroliga koszykarzy: Asseco Prokom — Real Madryt 82:76
Spryciarz ze mnie — naciągam Wojta, żeby nagrać demo z nowych 19 pomysłów, a potem z tego wybrać 10 i nagrać ekstra. Wojt już teraz mówi, że ciężko mu będzie coś wyrzucić. Spryciarz — bo sam nie stawiam sobie tak trudnych wyborów, do ITNON "napisałem" jeno 5 numerów, do vreena 3 — 10, nie ma z czego wyrzucać.
Próba przyjemna i owocna, Wojt gra, ja dogrywam motyw na akustyku, nagrywamy i jedziemy dalej. Jeszcze ne czuję takiej ekscytacji, jak w zeszłym roku, ale jak wejdziemy na salę, zaczniemy perkusje i brzęczenia gitar to się zacznie!
Muszę nieco zweryfikować opinię o filmie "Bronson". Oglądaliśmy drugą część i uznałem, że fabuła mnie specjalnie nie interesuje, więc zacząłem dostrzegać inne kwestie: filmowanie, ujęcia, sceny, dopasowanie muzyki do okoliczności. I wyszło mi na to, że jest to takie małe dzieło filmowe. Być może po części złożone z banalnych elementów, ale w całości nadające sznyt zamierzonego artyzmu. Ale zastanawiam się, a propos przyszłego nagrywania zwyczajnych piosenek, jak można zastosować taki inny kąt widzenia/padania kamery na doświadczenia muzyczne. Nie chodzi mi o udziwnianie tradycyjnej zwrotki skomplikowanymi podziałami rytmicznymi i niezwykłymi skalami gitarowymi, ale jak nagrać zwrotkę i mostek do refrenu w taki sposób, by miało to znamię świeżości — przynajmniej w naszym mniemaniu.
Np. z Wojtem mamy bardzo podobne myślenie muzyczne, on zagrał motyw, który roboczo nazwał "sonic division", więc od razu wiedziałem co tam zagrać, nie było co do tego cienia wątpliwości (ot, klasyczna wolniejsza piosenka z solowego Moora). Owszem — można by to przełamać, ale to pasuje tak bardzo, że musi tak być. Więc pozostaje kwestia, jak to zrealizować, aby nie było doszczętnie "nasze" i nie było stricte soniczne, by było złożone z pasujących dźwięków, ale zaskoczyło nas samych.
Więc jeżeli chodzi o mnie, to bohaterowie "Cocaine Cowboys" (2006) mają mnie, jeżeli chodzi o przedsiębiorczość i pomysłowość w biznesie. Szkoda, że te czasy już minęły, może potrzebowaliby redaktora, który robiłby im ulotki albo sprawdzał literówki w dokumentacji?
Dzisiaj wybieramy się na wigilię robotniczą. W zeszłym roku było odjazdowo, sobota była najcięższym dniem w roku, ale za to piąteeeek.... Stało się to (poniekąd) tematem mojej piosenki, w której początek drugiego wersju w refrenie wciąż mi nie pasuje, wydaje się zbyt oczywisty, no i taki wyraz w piosence, ale chyba zostanie.
Zapewne w tym roku, mimo zapowiadanej obecności iluśdziesiąt butelek wina, nie będzie tak fajnie — nic dwa razy się nie zdarza. Ale na wszelki wypadek wziąłem garnitur i krawat — przynajmniej będę wyglądał kulturalnie podczas womitowania.
Dzisiaj wybieramy się na wigilię robotniczą. W zeszłym roku było odjazdowo, sobota była najcięższym dniem w roku, ale za to piąteeeek.... Stało się to (poniekąd) tematem mojej piosenki, w której początek drugiego wersju w refrenie wciąż mi nie pasuje, wydaje się zbyt oczywisty, no i taki wyraz w piosence, ale chyba zostanie.
Zapewne w tym roku, mimo zapowiadanej obecności iluśdziesiąt butelek wina, nie będzie tak fajnie — nic dwa razy się nie zdarza. Ale na wszelki wypadek wziąłem garnitur i krawat — przynajmniej będę wyglądał kulturalnie podczas womitowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz