wtorek, 1 grudnia
Zima? Niiii.
***
Coraz ciekawszy jest ten nr LnŚ z syjonistami. Wśród martwego morza powagi i ciężkości tematycznej trafiają się elementy celne, a istotnie urozmaicające lekturę:
"A gdybym urodziła się chłopcem, nazwaliby mnie Innocenty. Oto, co mogłoby mnie spotkać, gdybym nie urodziła się dziewczynką. Czyli jednak mam trochę szczęścia." (Alona Kimchi, LnŚ 11-12/2004, s. 90-91).
***
W niedzielnej kinotece było "Millenium: mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet". Nie wiem, czy to kwestia tych Szwedów/Duńczyków czy innych skandynawów, czy fakt, że dawno nie oglądaliśmy kryminału. Bo ogladało się bardzo dobrze (wciągało), choć po zastanowieniu można by wypunktować łatwizny, na jakich opierało się śledztwo. Ale grunt, że się oglądało. Niezła zmiana wizerunku aktorki, tej od głównej bohaterki.
No i niezły ubaw z twarzą bohatera, takie mieliśmy skojarzenia:
+
+
=
Zaś w poniedziałek na tradycyjną sesję nagraniową z udziałem mojego wokalu. Trochę się pobujaliśmy, wyszukując jakieś możliwości z mojego niewielkiego, rzecz jasna, zakresu. Więc była "samba nr 1", gdzie podpieraliśmy się Jobimem i Joao Gilberto — zostawiliśmy na obecnym etapie. Z "templariuszami" już była wesoła zabawa, bowiem zwrotkę robi sam tekst, zaś refren jest "gregoriański" — wystarczyło dwa razy zaśpiewać, nadać pogłos kościelny, czyli tzw. long hall i gotowe. Piosenka o roboczym tytule "archive" dość jasno oddaje zawartość tekstową, refren poszedł ładnie (E. się podoba), więc jak dorzucimy smyczki będzie cacy. Inny roboczy "national" usiłowałem właśnie pod The National zrobić, ale będę potrzebował pomocy specjalisty przy spellowaniu głosek. Albo trzeba będzie zaśpiewać jak jacyś Walijczycy. Choć, jak sobie posłuchać Astrud Gilberto, to ona w swojej wersji z angielskim za pan brat nie była.
Na koniec zrobiliśmy przesłuch, i o ile te 3 są do bólu "moje" (ileż można słuchać tej matowej melorecytacji), to "samba nr 1" (czyli bossa nova oczywiście) zrobiła na mnie wrażenie, przy naddanym przez Endriusa odpowiednim pogłosie normalnie polski Antonio Carlos ze mnie. Szczególnie ładny klimat wprowadza końcówka (oksymoron?), kiedy robię sobie "pam pam". Nawet nie byłem zmęczony wieczorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz