czwartek, 12 listopada 2015

25–31.10.2015



25 października, niedziela

zatę Żono ma

człowiek sobie nie pospał mega, bo wstaliśmy jakoś przed starą 8, czyli 8 godzin, ale miałaś nienajgorzej w nocy
te niby wiele godzin z poranka nie przydały się specjalnie, ale głosowanie i kawa zaliczone
chciałem wcześniej, ale młodzież i tak zasnęła w aucie, więc ogladałem dzień dobry tvn oraz programy kulinarne przez niemal godzinę, kiedyś to się właśnie tak spędzało niedzielne poranki
acha, + kolorowy magazyn nba 2010/11, ogladanie starych znajomych ryjów
***
spacer po Stogach z obowiązkową biedrą zaliczony, się wyczilowałem (nawet nie użyłem walkmana!), a było 2 x cieplej niźli wczoraj
w domu smażone ziemniaki oraz nadziewana papryka, głosowanie też zaliczone
lecieli poraci z karaibów kolejna edycja, ale to wciąż nudne, więcej byłem na podłodze
***
tradycyjna drzemka w aucie (mi pomogła, jemu nie), zatem siłą rzeczy ciut wcześniej z wieczornymi, zasypianie wciąż szybko, dłużej słuchałem mp3 nawet w pokoju (bez zamykania powiek)
przed snem zrobiliśmy 3 słoiki gruszek w zalewie z wanilią (nie pachnie jak ona, tylko robi te kupki/piasek od robaczków) i akurat trzeba się było zbierać, strasznie późno, więc znów się nie wyspałem, hej
baron jest zjawiskowy i niedzisiejszy, nietutejszy teraz
czy chodzi o to, że wyobraźnia sprawia, że nie umierasz już teraz? eee


26 października, poniedziałek

zatę Żono ma

Flip Saunders: 1955–2015
***
czy obudzilismy się w nowej Polsce? ja nie, co prawda jest jasno (przesunięcie czasu), ale dziecko głodzone (dietetyczna zmiana trybu) w nocy dało o sobie znać godzinę wcześniej
***
a już zaraz za chwilę będzie nowy sezon, dziecko z reguły ma cierpliwość na 2 skróty meczów, a przedsezonowe właśnie się skończyły
spacerniak + żabka (potrzeba wkładki do zupy)
jakkolwiek zaliczyłem również bardzo udaną biedrę, skoro jakoś się wykaraskałem z roboczogodzin, fajna nawet ta pogoda jest teraz
***
lecą rzeczy, nawet przejrzałem opinie brytoli odnośnie "Spectre", ale nie czekam, nie szaleję, i tak będę oglądał
panuje umiarkowana stabilizacja w tym oto kwadransie
***
zaliczyłem szybko spacerniak, Jakub jest w Częstochowie że hej
spędziłem na podłodze z dzieckiem miłą godzinę
ojciec się zjawił i uratował trochę spłuczkę
wybyłem i nie było mnie długo
***
męczyliśmy dwa numery (wciąż nie mamy dodatkowego pieca), były trudne, a mnie naparzają wybite na koszu palce, niemniej, podobało mi się
wracaliśmy przy pięknym księżycu, piliśmy piwo na górce z widokiem na hobbiton, tylko ten od Rejestracji się wpieprzył w rozmowę
no to wrociłem do domu, imponowałem humorem i dobrą fryzurą
oglądanie do snu Barona


27 października, wtorek

zatę Żono ma

fan
https://pistonspoland.wordpress.com/
(świetnie zmontowany foto/pasek)
pisze
"Wygląda to naprawdę nieźle i stawiam, że po wyboistym początku, będą dobrze finiszować i skończą ten sezon w playoffach. W kolejnych latach będzie już tylko lepiej. Tylko z wejściem do finałów trzeba będzie poczekać aż Lebron James zakończy karierę, albo przejdzie do Konferencji Zachodniej. Ale to już bliżej niż dalej, więc spokojnie".
***
http://spurs.pl
Klika słów o Thunder.
Teraz albo nigdy! Tak brzmi motto OKC w tym sezonie. Mistrzostwo albo śmierć.
Durantula, Russ i Ibaka są w końcu zdrowi. W dodatku są głodni gry i przede wszystkim sukcesów. Zapowiada nam się kapitalny sezon w wykonaniu Thunder.
OKC są w stanie (jestem tego pewien) jednym kopniakiem wywalić drzwi do Tytułu Mistrzowskiego.
Jeśli bogowie koszykówki będą im przychylni i zdrowie dopisze, to OKC może wysadzić w kosmos całą ligę (nawet z Warriors).
Kiedy uświadamiam sobie, że Thunder wygrali 45 spotkań w ostatnim sezonie bez Duranta i bez Ibaki, a nawet bez Westbrooka (czasami), to mam ochotę wyrzucić kompa przez okno.
***
Danny Granger (rip)
"nie zmieścił się do 15-osobowego składu Pistons. W trakcie sezonu pewnie jego nazwisko jeszcze się pojawi, gdy kontenderzy zaczną szukać weteranów na koniec ławki, ale po tym co prezentował w ostatnich latach, nie ma co oczekiwać, że odegra jeszcze jakąkolwiek rolę w NBA".
niegdyś Danny Granger to była nowa Indiana
***
i świetnie, że mam chwilę wytchnienia i czas drobiazgi
tylko głodny nieco, wydzielam czas godzinny, żeby pożreć jabłko albo co
a, i ciepło dzisiaj jest
***
łichicichichici
1100
Comme un chef (2012)
***
mieli być bohaterowie od 8 filmów, ale nie mam odcinka na miejscu, padło na
Seven Golden Men (1965) DVD
rozerwę się w starym stylu
***
wpadłem na ten pomysł, by kupić worek papryki, ucieszyłaś się, że hoho (= znoooowu przetwooory)
i wielki pęczek pietruszki
przeszedłem przez park, który często wygląda pięknie, lecz dzisiaj oszałamiał jesienią, nawet po zmierzchu
zmiany nadchodzą (nie u mnie): jest plac zabaw za Tatarami, a cały pierwszy staw jest ogrodzony, zdjęto odwieczne drewniano-betonowe "pergole", wytaczane są nowe ścieżki, chwilowo (?) zniknęła syrenka
może stąd miałem w nocy sen?
***
na wro wyłączyłem się kolorowymi magazynami, zakupiliśmy nowy mechanizm pływakowy
już bez kąpieli, po jedzeniu, od razu do snu, też szybciutko
mechanizm założony działa, pasteryzowanie, zupa zapakowana, papryki upchnięte
spore zmęczenie, przed 22 do snu, razem z trzema dniami Kondora, dobra kopia


28 października, środa

zatę Żono ma

a Dean Martin jako piosenkarz jest wykupywany na pniu
na tapecie po Komedzie disco Pontiak
***
były pierwsze mecze, flesza przeczytałem dwa razy, chyba wolę o nich czytać, niż je oglądać nawet
***
nie będzie dzisiaj najebki, więc może bakłażany albo skarpetki, taki pomysł
no i chuje wciąż nie wrzucili mi awizo do skrzynki
***
Death on the Run (1967)
szybciutko, jakość słabiutka
Code 7, Victim 5 (1964)
również
Secret of the Sphinx (1964)
DVD, co nie poprawia jakości
The Omega Man (1971)
czyli SF w starym stylu (nie BARDZO starym)
Morituri (1965)
post-Goldsmithowski wojenny-szpiegowski z Marlonem i Yulem
L'Agression (1975)
kryminał z Jean-Louisem Tim-Ti-Rim-Ti
drugie paczki z wyhaczonych "umrę, jak nie zobaczę"
***
no, to tyle zajęć z dzisiaj
***
oczywiście zapomniałem obiadu, sprawiłem po drodze, szczęśliwie słodkie bułki same przyszły do tyrki, nabyłem
zdrowo jem ogórki i papryki, a tych przecież mamy dostatek
***
taki chuj (było nie planować), te jebane baby z poczty nie dały awizo i jeszcze chcą paczkę odsyłać z powrotem (po 2 dniach!), muszę wracać do domu
źle wrzucone awizo = seria pomyłek
ale paczkę mam, otworzymy razem
***
w oczekiwaniu na przyjazd — załatwiłem seriale dla Żony
jak przyjazdu miało nie być (to był niezwykły przebieg dnia) — zabrałem się za gruszki
skoro jednak miał nastąpić — zrobiłem popcorn (wreszcie) i wypiłem piwo do nba
***
bardzopóźnowieczorne sprawnie, zasypianie również i już przed 22 można się było zająć gruszkami, co nam zeszło do północy, a ja za dużo dałem chili i źle rozplanowałem słoiki
będzie mus na ostro, też się zje


29 października, czwartek

zatę Żono ma

nie wiem, czy tylko nieobecnością przełożonej jest podyktowany mój humor, czy może porannym fleszem, bo przecież nie dwoma piwami i popcornem (wreszcie!), które wypiłem przed snem już na zmęczeniu
a bywało kiedyś tak, że człowiek chodził do tyrki tak bez napięcia
może to poranne foto na spaceniaku (przypomniało mi się), a może OST Spectre, który jest powtórką z rozrywki Newmanna
a może po prostu chwila oddechu i czas na wszystko, przy pewności, że się nie spieszy, się zdąży
do tego pełne wypasione śniadanie ze sztucznym krokiecikiem i wiele pietruszki
niemniej rozdałem uśmiechów więcej niż w ciągu 2 ostatnich lat, do czego to jednak prowadzą  luz i brak pośpiechu
***
nie było bardzo udanego transferu, ale za to były bakłażany w l, zatem cała kupa i wracam do domu, dziecko jednak radosne, dało się przeciągnąć do 19, kiedy zjadłem zaległą niedzielną nadziewaną paprykę i dodatkowy za duży talerz rosołu
wieczorne dobrze i choć wymagane było dodatkowe karmienie, to zasypianie błyskawiczne, a ja wciąż mam dużo palmy (nawet palm) do odsłuchania
***
myślałem, że będzie krótko, a nie było
piekarnik nie dał rady, więc potem grzebałem się z naoliwionymi skórkami, he he
ale efekt środkowy (choć początek na to nie wskazywał) już jest odpowiedni, pokawałkowane warzywa się rozgotowują, dobrze
szły mp3, ale nie uważałem, potrzebne nowe, do snu przed 24, dokończyłem
Three Days of the Condor (1975)
właściwie bardziej thriller polityczny niż film szpiegowski, ale bardzo warto


30 października, piątek

zatę Żono ma

ten poprzedni wieczór i dzisiejsze wstawanie nie było takie dramatyczne, udało się
bardziej ponuro dzisiaj (słońca brak), nie tak zimno (2)
książka zbliża się ku końcowi
zlikwidowali fajny przycisk w wyszukiwarce dusty, ale niewiele ciekawego przychodzi
nowa płyta
Sharon Jones & The Dap Kings — Holiday Soul Party (2015)
***
za to są mecze, są genialne flesze, mógłbym przeklejać niemal całe
już zaznaczałem, że z czytania recenzji płyt czytam relacje z meczy — lepsza zabawa
***
dzisiaj na śniadanie zupa, bo jej duże występowanie w naturze
***
na szczęście w przeglądzie sly vinyl trafiła się perełka
Julien Baker — Sprained Ankle (2015)
będę robił zakusy
a Autolux tanieje
***
A Ticket to Die (1966) DVD
trzeba przyznać, że dzisiaj udany dzień tu i ówdzie, emocje były
Johny zarzucał mnie zespołami brytyjskimi, które grają współcześnie, ale na jedno kopyto, nie dla mnie
rozczarowanie Slaves
***
wracając z pracy pozwoliłem sobie na sentyment i zakupy skarpet w pepco oraz piernych papryczek na Oruni Dolnej, park cały otulony podchodzącą chłodną mgiełką
***
kosz nie, bo paluchy mam wciąż odbite
zmiksowałaś papryki, ja dokończyłem słoikowanie, to ta wersja z Presleya
nie pamiętam wieczornych, ale dyżurowanie (już w nowej rzeczywistości bez karmienia) było bardzo dobre, choć ciężko się "śpi" z dzieckiem na głowie


31 października, sobota

zatę Żono ma

wstawaliśmy o 8, budziliśmy grubo po 9
jajecznica, bo mamy dużo jajek oraz mięsa z gotowanych wywarów do zup
***
babcia przyszła i zabrała na stosunkowo długi spacer
ja w tym czasie latałem bez czapki na wspaniałym nasłonecznionym stoku, zebrałem pigwy
zebrałem kupę liści (zdziwienie: drzewa prawie łyse), rewelacyjnie pogodowo
***
rosół na obiad i na kolację
na spacer poszedłem już w ciemną noc, się niemal zgubiłem z tym wózkiem, bo skoro dziecko spało, to oglądałem Time Tunnel (Pearl Habor), więc nic nie widziałem poza tą "latareczką"
rękawice świetnie grzeją, jeszcze dodatkowa pętla na boisku, by doszło do siebie
***
po wieczornych paprykach 2 — tym razem obieranie skórek lepiej, nauka nie poszła w las
1-1 w startegii, dziecko podebrane wcześniej śpi lepiej, ale nakarmione o 6 już nie zasnęło = długi poranek




Brak komentarzy: