czwartek, 12 listopada 2015

17–22.10.2015



17 października, sobota

zatę Żono ma

nie kradną nam tej wody, ale rura piszczy
***
z rana cytryna i bułeczki
nawet w niedzielę nie pamiętałem, jak to było w nocy i z rana, pewnie niewyróżniająco się
***
przyczynek do rury okazał się zabójczy, więc musiałem na wkurwie zjeść śniadanie, pozmywać, zajrzeć do spłuczki i przewodu łączącego, zamieść kawałek podłogi, rozłożyć koce, zgrabić liście na działce (4 siaty), pogrzebać przy roślinach, znaczy się porządki (babcia spaceruje)
po obiedzie zaliczyłem mokry spacer
na szczęście nie muszę kupować płyty Emiliany za 100 euro, bo na trzeźwo to nie jest tyle warta
ale słuchało mi się i spacerowało do całkowitego pomoczenia całkiem dobrze
zakupy cukrowe i prasówka w piwnicy
zacząłem skubać te aronie, po wieczornych czynnościach i dużej ilości wypitego wina zasnąłem podczas usypiania, ciekawe, czy pierwszy ja czy dziecko
obudziłem się o 23:30, więc trzeba było zaraz zbierać się do spania


18 października, niedziela

zatę Żono ma

dyżurowanie, uwględniając mój stan fizyczny, było całkiem niezłe, przebujaliśmy 2 godziny, by obudzić mamę (choruje nieboże) o 10
jajecznica z pietruszką!
Andrzej Fonfara się boksował — nie oglądałem
skróty meczy przedsezonowych nba — oglądałem, dziecko też
trailery filmów od Quentina — oglądałem, dziecko dostało zakaz (bo straszne)
***
poranny spacer z mżawką bardzo dobrze, porobiłem tras, bo dziecko spało
po pysznym obiedzie (kasza z grzybami), pojechaliśmy zwiedzać sklepy
niewiele z tego wyszło, po początkowym oczopląsie dziecko już się otumaniło wrażeniami, a kasjerka roku nie skasowała mi czekolady i skarpet (bardziej żałuję czekolady)
***
dziecko zdrzemnęło się, a ja oglądałem Time Tunnel (koniecznie!)
następnie buraczki i kolacyjki z pyszności, zacząłem dalej aronie, ale dziecko wyglądało na padnięte, więc pojechaliśmy z nim wcześniej i śmy się przeliczyli
zabawa trwała od 19 do 21, na szczęście ja nie miałem cierpliwości, więc Ty zostałaś wystawiona na próbę, a ja obolewałem palce
***
w końcu, łącznie z grzaniem i pakowaniem (zapasy jak na wojnę światową), zalewaniem zdążyłem niemal niemal, około 23 byłem w łóżku
już bez dobranocki w tv, bo każda kolejna minuta z otwartymi oczami mogłaby mnie zabić


19 października, poniedziałek

zatę Żono ma

ciemno jest jak wstaję
dzisiaj spacerniak na błotnie (zawsze tak bywało)
***
pewnie coś robiłem
trochę swoje, trochę cudze
***
wracam szybko do domu, ale tam się nie narobiłem, bo dziecko i tak woli się wspinać na nogi mamy, mimo że ona nie woli
sałata — za dużo soku z cytryny dałem
strucla z makiem — wsuwamy miło
kawa — dzisiaj proporcje mi pasowały
***
odsłuchałem Vreena 3 — same ballady, ale dzisiaj byłem pod wrażeniem wypasionej produkcji, jakąśmy z Endriu zrobili, no i zapomniałem, że tam tyle gitar Tomka, wstyd czasem jest, ale płyta wyszła niezła
***
w piwni był mocny hałas, ale z wokalem nam szło już całkiem całkiem
będę musiał się ograniczać i więcej tych smaczków
spędziliśmy trochę czasu w piwnicy u Wojta, ale nie piątek/czwartek, więc nie pijemy, książki, zanęty na ryby, atrakcje
cholernie ciężka ta wiertara, jak wróciłem, już musiałem iść spać
20 min
Walled In (2009)
musiało wystarczyć, aby zobaczyć betonową architekturę
***
a Magda urodziła Liliannę, na foto wygląda, jakby właśnie miała iść na imprę, a nie wyszła ze szpitala, to pewnie te szerokie biodra


20 października, poniedziałek

zatę Żono ma

wstaję po ciemku, wychodzę nawet wcześniej, ale bus ten sam, grunt, że słuchawki chodzą (nowy JSBE), zabawne, że spacerniakiem byłem o tej samej porze co Tomek, który jechał busem
dzisiaj 7 stopni, co jest bliższe tym ciepłym 10, czyli jeszcze dobrze
***
The Wrong Box (1966)
Michael Caine
ale bardziej OST Johna Barry'ego
1,96 GB dobrze rokuje
***
The Promise Ring — Nothing Feels Good (1997)
ponowne wydanie doczekało się recenzji na Pitchforku
***
Of Montreal — Satanic Panic In The Attic (2004)
fascynacji tym nigdy nie chwytałem, ich recenzja na Porcys jest grubą przesadą
***
tymczasem zabawiłem się do 12 i będą braki, hej!
będzie odsłuchiwanie z Dani, hej!
nie zamierzam się oczywiście taić:
Cell — Slo*Blo (1992)
alternatywny klasyk kasetowy za €4.17 + shipping
Autolux — Here Comes Everybody (2005) 7"
singiel z niedostępnej płyty €7.00 + shipping
Ganger — The Cat's In The Bag... (...The Bag's In The River) (1996) 12"
post-rock pod wrażeniem ostatnich odsłuchów €4.00 + shipping
Seam — Granny 9X (1991) 7"
alter klasyk za €4.00 + shipping, którego wcale nie
***
robota nadgoniona, czasoprac nie, ale co dalej?
***
zaszedłem na wro (luźno, bez hot-doga), gdzie wszmałem gigantyczny talerz ryżu (nigdy tyle nie jem), udało się uniknąć dziecka w dużym stężeniu (nowe technologie w domu, liczę, że kiedyś przejmę wideo)
***
w domu nie za długo, coś tam porobiliśmy, po wieczornych (z pianką) dziecko było już na tyle zmęczone, że w przeciwieństwie do 2 poprzednich dni zasnęło w 10 min, aż prawie zasnąłem przy Thomie Yorku (nie zamykać oczek!) i dokończyłem drugi odcinek Time Tunnel
strzyżenie i ogólnie higiena, potem bałaganiarskie przeglądanie, jaki film ma napisy, po czym poszedłem spać, bo już późno
ten portugalski chyba łyknę, a potem muszę się skupić na:
1. dużych do TV
2. szpiegowskich
***
no i drożdże nastawione, chyba dogotuję jeszcze 4,5 litra wody
a no tak — obejrzelismy trailer Gwiezdnych Wojen, czy ja na to czekam?
nie pójdę na mini maraton 007, tylko dwa filmy, łee


21 października, środa

zatę Żono ma

muszę unikać tych niebezpieczeństw związanych z myślą "a przyknę sobie jeszcze na chwilę oczy"
niemniej — dzisiaj niedospany jestem
a dzieci nawet nie zauważyły, że wyszedłem
zaczyna mi się rozwlekać ta historia Jakubowa
piekarnia zaliczona, znowu będzie za dużo węglowodanów
(Pill Friends)
podstawowe rzeczy też zaliczyłem, nawet jakoś udaje mi się umknąć z czasopracą (tak to jest, jak człowiek ma za dużo wolnego) (wspaniale jest!)
***
na dusty jest "Furr", czekać/nie czekać?
***
podobno dzisiaj przylatuje Marty z "Powrotu do przyszłości" — popacz, jak ten czas minął
żyjemy w SF
***
Who’s Got the Black Box? (1967) DVD
no pełny wypas, pełen
***
wracałem Orunią, kolory i światło dzisiaj podpasowały
środa bez najebki
kupiłaś pysznego wędzonego łososia, ułożyłem trochę książek pod stołem, jest tam niewygodnie, co frustruje dziecko, które by chciało poczytać
ponieważ bez drugiej drzemki, to zaczęliśmy wieczorne o 19:30
zasypianie poszło szybko
***
machęłaś ciasto jabłkowe na occie (mój przepis), dla mnie wyszło pysznie
dodatkowe 4,5 litra z kg cukru okazało się idealnie dopełnić butlę (wlałem rano, po ostudzeniu, bo drożdże już zrobiły piankę)
zmyłem tyle ile się zebrało, zebrałem się (włosy na jutro)
rzucałem przekleństwami na fotoszopa, ale pomysł na okładkę samplera Nasiono machnąłem, mi się podoba
wybraliśmy też zdjęcie zespołowe Umpagalore na okładkę, w ogóle te ciemne, poruszone pomarańcze mi pasują
będziesz oglądać
Good Will Hunting (1997)
załatwiłem, chociaż lektor nie z tych najlepszych
i zmieściłem się przed 23, nawet nie poczułem tych dwóch piw, wszystko się rozeszło w czasie


22 października, czwartek

zatę Żono ma

nie dawało się dzisiaj wstawać, jeno pogoda odpuściła i pokazała trochę nieba
okoliczne krzewy, krzaki i drzewa pokazują wszystkie najlepsze kolory
***
dzisiaj na dusty festiwal płyt, z których wiele z chęcią sobie przypomnę, np.
Troggs — Wild Thing o jakości Fair czy płyty Animalsów lub Spoon
***
"San Antonio Spurs zwolnili Jimmera Fredette, który tego lata przyjął ich zaproszenie na obóz przygotowawczy. Wygląda na to, że jego przygoda w NBA, poprzedzona fantastyczną karierą w koledżu, właśnie dobiega końca".
ja się nie załapałem, ale wyglada na potwierdzenie reguły
***
refreksja po 600 stronie książki
***
śniadanie dzisiaj na wypasie, okazało się, że ten twarożek w granulkach całkiem smaczny, a już z pewnością dobrze wypadł zmieszany z czarną rzepą i pietruszką
***
porobiłem na zapas pracy w pracy, aż się zmęczyłem, może będzie luźniejszy piątek
tymczasem był chyba najpiękniejszy kolorystycznie dzień jesieni, aż fotografowałem
***
w przypływie impulsu skoczyłem na 10 min do najbliższego lidla i kupiłem podstawy oraz ciekawostki, w tym na Sandomierskiej nie pieką
***
po południu udanie spędzaliśmy czas (tata się przebierał), ponieważ znowu bez drugiej drzemki, więc ze zmęczenia wystartowaliśmy z wieczornymi o 19, stąd i zasypianie krótko, bo o 20 z minutami miałem "wolne", takie trochę oszukane, bo pakowałem się x 2, zmywanie, a potem to nieznośne czekanie, kiedy nie warto się za nic zabierać, bo za mało czasu itp.
***
jazda autem w obie strony nocą miło, samo nagrywanie — kompletna amatorka
zresztą, śmy się nie przygotowali ani ze scenariuszem ani z gadżetami
niemniej, podobnie jak na nagraniu, eksponowałem swoją niewzruszoność i nie musiałem się dobrze bawić, bo nie było światła ani zbliżeń, więc niewiele będzie widać
szczęśliwie dwie godziny minęły szybko, coś tam się nagrało i odwieźli mnie na 1 do domu
za stary już jestem, by oczekiwać, że wyjdzie z tego kolorowy teledysk, jak z YT
***
niewyspanie z rana i zmęczenie organizmu takie samo jak po pochlaju, z tym, że bez żadnych pozytywnych emocji i szaleństw, czyli smutniej
niemniej, ranek ożywia towarzystwo




Brak komentarzy: