wtorek, 10 listopada 2015

11–16.10.2015



11 października, niedziela

zatę Żono ma

co prawda o tej 5:30 dziecko chciało się bawić i chodzić/wchodzić, ale w końcu się udało spać na połowie mojej poduszki w poprzek łóżka
następnie — niebywałe — ja obudziłem się wcześniej (8:45), a dziecko dopiero o 9:00, półprzytomne dokończyło trzeci posiłek
odczyniliśmy poranne kupy i łazienkę, mama już wstała
zaliczyliśmy true jajecznicę ze świeżymi bułkami (byłem w sklepie po wiele rzeczy, zdążyłem przed ludnością kościelną, starannie roztargniony wyszedłem ze sklepu z koszykiem)
***
po kawie, cóż było robić
mimo że ząb dramatycznie Cię nawala (od niepamiętnych czasów), wybraliśmy się na wycieczkę nad morze do Jelitkowa
drzemanie na parkingu, lekki spacer, licytacje umundurowania taktycznego, słońce nawet wyszło, powrót do domu na obiad, ten pyszny wczorajszy
***
6 gracz, przedłużka abonamentu, ruszają przedsezonowe zapowiedzi, skróty meczów przedsezonowych
słucham jednej płyty na krzyż, trzeba jakoś uporać się z tym długim niedzielnym dniem z dzieckiem, które nie lubi obiadków
***
myślałem o "spacerze" outletowo-zakupowym, mógłbym nawet w porywie kupić sobie buty jesienne, skoro te dziurawe i chłodnawe, ale w sumie mam dwie pary tych ciężkich wieloletnich, co może nie są za kostkę (takie wolę), ale gruba podeszwa podoła, zatem szczęśliwy wybór
***
zasypianie szczęśliwe, acz zajęło długo
wcześniej jeszcze zaliczyłem leśny spacer oraz pierwszy odcinek
Time Tunnel
serial z gruntu zły — na początek pierwszy przenosin w czasie musieli trafić na Titanica, no ba
***
nie wiem, co podżeraliśmy przed snem
niemniej uraczyłem się resztką coli (dużo było) z whiskey, jeszcze urodzinową (wyszedł drinik i drin)
śledziliśmy mecz, ja to nawet aktywnie = z oglądaniem zagranicznym
zakończyło się pozytywnie
niemal w noc wybieraliśmy się do snu, a jeszcze puściłem sobie film (a dziecko się darło w niebogłosy), w sumie zasnąłem na wypasie

dom na Raduńskiej, co go już nie ma spory czas

12 października, poniedziałek

zatę Żono ma

jest zadowolenie w narodzie
***
odkrycie shoe na skalę mega zauroczenia
Sianspheric — The Sound Of The Colour Of The Sun (2001)
***
zaliczyłaś leczenie tlenkiem
czekamy 3 miechy
***
poprzez wro i babeczki wracamy do domu, karmionko, jedzonko, wybywam na granko o 19
dziecko nawet zaczyna coś tam szamać stałego
może dlatego, że stoi
***
taka sentymentalna konstatacja, że chyba wszyscy już umarli (albo znają za dobrze), jak posłucham kasety "Mellon Collie and the Infinite Sadness" to przed nikim nie będę się mógł pochwalić albo wspólnie zachwycić, że tak — przecież to stara muzyka jest
***
hałas był w piwnicy, ale znowu znalazłem brzmienie gitary (niebieskiej) dla siebie
coś tam ogarniamy, mimo że hałas
schodów nie było
portugalskie casino royale i do snu


13 października, wtorek

zatę Żono ma

podobno w Antwerpii nie ma już Belgii
***
problemy ze słuchawkami, a nawet akumulatorkami, ale
IN THE NAME OF NAME
genialne
***
Jakub Frank zaczyna się wyłaniać
***
The Spy with Ten Faces (1966) DVD
obsługa na wypasie, obraz mniej, cacy będzie
***
kwaśne domowe winogrona zajadam, z tej innej działki
***
pozostałe płyty Sianspheric nędzne
***
dość tanie nowe Experimental Pop Band — Homesick
ale na razie nic mnie nie kręci
pojawiło się na chwilę Dreamend, ale szybciutko zniknęło
***
La muerte silba un blues (1964)
***
The Experimental Pop Band — Vertigo (2012)
niesamowite jak barwą wokal podobny do Albarna
***
przegapiłem dodatek do przeglądu sportowego, zjadłem w domu tosty, jeden spalony
przyszliście
dziecko zaczyna dawać odgłosy papugi — skrzeczy po złości
mamy więcej "wolnego" — nie trzeba go asekurować cały czas, technika schodzenia z pozycji stojącej tak poszła do przodu, że hej!
tylko oczywiście nie ma siedzenia, a zamiast raczkowania jest ślizganie się — no skoro parkiet temu służy
***
wieczorne z olejem, zasypianie średnio długo, 7 pionizacji, ale jednak ulga też, wystarczy odkładać smoczek (raz prawo/raz lewo) i dziecko samo trenuje
***
po TOP mother
szukaliśmy hostelu, więc mamy hotel 1-gwiazdkowy, też blisko
nie ma aż takiej podjarki, ale miło będzie znowu zobaczyć
do snu drapanie Craiga po jajkach

biedra na Dolnej, co jest już czas dłuższy

14 października, środa

zatę Żono ma

Wybranych pozycji: 996
= muszę uważać
ciekawe na co padnie
***
łichichichichi, ależ rozczarowanie!
tysięcznym skatalogowanym filmem okazało się
Nine (2009)
***
no, przeczytałem duży kawałek, teraz mam chwilę wolnego
trza poumieszczać hurtem, nie wiadomo co następny dzień przyniesie
***
dzisiaj z rana spacerniak i ITNON, bosko
ponieważ dzisiaj najebka, nie targałem wielkiej książki, pod wpływem lekkiego impulsu przeglądam (serio, tylko, = zmiany, zmiany) Berlin
nie mam ambicji na coś ekstra muzealnego
***
Natural Snow Buildings — Sunlit Stone (2008)
potwornie nudne
w odsłuchu xlx seria z Goldsmithem
***
zebrałem się szybko, ale nie przyoszczędziłem na czasie
zmienili mi butelkę perlenbachera
"mój" ser z pieprzem
brakowało światła w parku, ale JESIEŃ się zaczyna
jednak bez emocji, więcej opowieści na próbowni
***
wędzona prywatnie ryba, wyżeranie mięsa spod głowy i obgryzanie skórek i ości — czuję do dzisiaj to obżarstwo
następnie prywatny wieczór w łazience, zabrakło różyczek do wanienki
***
jak będzie wyglądała młodość dzieciaka, któż to wie
z moją inercją na pewno do niczego nie dojdzie
ale w końcu, po co się starać?
tymczasem skróty nba i do snu, nie już

tego lata było przemeblowanie na Jedności Robotniczej, rzadka okazja pochodzić po pasie jezdni, ale obczaj fryzurę

15 października, czwartek

zatę Żono ma

jako że szykujemy się na Berlę, skorzystaliśmy z podpowiedzi:
http://www.adamantwanderer.com/subiektywne-przewodniki/berlin-przewodnik/
i przeczytałem kto zacz, strasznie się zdziwiłem, że są ludzie tak ukierunkowani, skonkretyzowani i jeszcze obrotni;
nie do pomyślenia
(stylistycznie nie do zniesienia) (ale i tak zazdroszczę)
***
poranek sprawnie, w busie odważne dziewczę spytało o Tokarczuk, odradziłem
***
była biedra i zakupy dla ludzi
***
powiadasz, że
jedzie mi z pyska, może to ta ryba, niekoniecznie świeża
***
dostałaś kataru i złego humoru, ale wieczór spokojny, dziecko chwilami dało żyć, mieliśmy drożdżówki, tata zrobił wypasioną sałatę przed snem (dobre te duże oliwki z czosnkiem)
w sumie mogłem coś zrobić prócz przepakowywania się, ale
wieczorne i zasypianie w normie (8 pionizacji), aż sobie zaczynałem przysypiać (przez to, że słucham muzy, nie palmy)
zawijam się długimi ruchami do snu
***
WYRZUCĘ
Sukiyaki Western Django (2007)
bo choć intro z Quentinem wspaniałe, potem już tylko opowieść o zemście, chwilami brutalna, styl i kostiumy wyjątkowe, resztę mogę sobie odpuścić; na razie mam podobny problem z klasykami spaghetti westernów — ważniejsze czekają

całkiem ładnie zachowana pierzeja na Dworcowej, ale wszystkie budynki mieszkalne oraz ciągi komórkowo-garażowe z podwórka już zniknęły

16 października, piątek

zatę Żono ma

a nam kradną tę wodę i rura piszczy
***
jak wstaję rano nie ma słońca, w busie słabe światło, nawet dzisiaj siąpi nieco, ale spacerniak obowiązkowo, przypominam sobie Vreena 3
***
Agent 38-24-36 (1964) DVD
to będzie chyba zabawna komedia
***
karnie odsłuchuję Goldsmitha, dzisiaj dobrze mi idzie
wiele dusty oraz sly też zaliczone
***
ach, dzisiaj był ten dzień z wyrzucaniem filmów, których jednak nie obejrzę
zaznaczę, że to nie lada bohaterstwo z mojej strony

WYRZUCĘ
The Arrival (1996)
Sukiyaki Western Django (2007)
13 Assassins (2010) — może i ok, ale słaba jakość
Age Of Heroes (2011)
bo przeciętniak wojenny
Águila Roja, La Película (2011) — jezu, hiszpański teatr tv
Ain't Them Bodies Saints (2013)
nie dla dramatów
CBGB (2013)
muzyczny ANG podobnież słabo, muzyka pewnie ok, ale wygląda źle
Detachment (2011)
bo dramat
Iris The Movie (2010)
korean melo-thriller odpuszczę
My Week With Marilyn (2011)
iii, bio
Room 237 (2012)
e no, wystarczy, że lubię film, nie żeby jeszcze go analizować
Sanctum (2011)
ot, przygodówka survivalowa
Stripped Naked (2009)
eee, dreszczowiec
Tanner Hall (2009)
dramacik
The ABCs of Death (2012) vwidziałem kilka, ok, ale starczy
The Ages Of Love (2011)
Komedia rom. z De Niro
The Brothers Bloom (2009)
kom. przygodowa z Adrienem Brodym
The Dreamers (2003)
są cycki Evy Green, ale przecież nie będę oglądał Bertolucciego
The Eagle (2011)
Hollywoodzki film "historyczny"
The First Grader (2010)
o Murzynach
The Last Airbender (2010)
iiiii! M. Night Shyamalan!
The Liability (2012)
niby brytolska gangsterka
The Stoning of Soraya M (2008)
bóg jest wielki
To Die For (1995)
Van Sant, Kidman, Matt Dillon, Joaquin Phoenix, ale nie
Walled In (2009)
no może byłoby intrygujące
Wanderlust (2012)
komedia z Jennifer Aniston
Essex Boys (2000)
marna kopia
Hobo with a Shotgun (2011)
brutal grind Rutger Hauer a la Tarantino, w sumie, ile można
Kill The Irishman (2011)
irlandzka mafia-biograf więc może jednak nie
Mas que amor, frenesi (1996)
Javier Bardem, ale straszna jakość
O Fantasma (2000)
cudaczne, słaba jakość
Saints and Soldiers (2003)
łojeza, wojenny
The Right Stuff (1983)
podaruję sobie tę historyczną historię
Les Emotifs Anonymes (2011)
iii, fr. kom. roman.
The Paperboy (2012)
film może warty obejrzenia, ale nie w tej jakości

***
spacerkiem na wro (kaseta nie chce współpracować), tam otumaniłem się kaczką duszoną (szkoda, że nie pieczoną) oraz pyszną szarlotką
dziecko w centrum dowodzenia, ale jakoś oglądamy zdjęcia z Brukseli i Brugii i dodatków, szkoda że telefoniczne
***
jakeśmy wrócili już do domu, to szybko szybko, bo późno
a i wymienili mi kapsel na puszkę, musi być przecież na weekend
który ledwo co się zaczął i już poszedłem dyżurować

rzadka okazja zobaczenia z tej perspektywy — na czasie w związku z artykułem o pralni na Raduńskiej



Brak komentarzy: