1 października, poniedziałek
My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy krótki wieczór, bo mnie nie było albo spałem.
Obudziłem się jakoś tak. Mam nadzieję, że to nie jakiś październikowy znak. Mam nadzieję, że to nie jaki poniedziałek, taki cały tydzień. No to robię. Wszyscy robimy. Bo wyszło tak, że z tamtych nikogo nie ma, to myśmy przejęli. No to robimy. Nie przejmując się.
Pomysł na robotę był sprytny. Ale się skończył we wtorek. Za to robiłem indeks. 1511 odnośników. Ładnie.
Wyszło na to, że... no dobra, do tego się przyznawał nie będę. Szybki ruch na koniec, rzut na taśmę znaczy się, wysyłam i wypadam. W lidlu tydzień fr, mają tartę quiche, ale nie biorę. Park zaliczony, ale tym razem logistyka mnie zawiodła. Jechałem i jechałem i jechałem i jechałem i prawie całą książkę przeczytałem. Tęcza.
Kiedy tak cisnąłem esy trafiłem na Wojta, akurat, więc z tym transportem wcale wypadło źle. Pawła nie było, a potem rzucał wyrazami. Wojt na ostrzeżeniu. I jeszcze złamany. Ja na relaksie, Michał też, więc była okazja dostrzec, że mi dres pasuje idealnie barwą do gitary. Cudownie i perfekcyjnie. Więc już jest wystrój na występ. Była Marzena, która przebywała w kantorku, bo tylko tam było coś słychać, i wszyscy narzekali, a mnie się dzisiaj podobało. No ba. Z dodatkowym kablem załączyłem prawie wszystkie skrzyneczki, które chciałem i szło mi nieźle. Wiem, powtórzę się, już wiem co gram i umiem to powtórzyć. Satysfakcja jest.
Powrót do domu, spanie na stojąco i we wszystkich możliwych pozycjach po drodze z łazienki do pokoju. Spaaać.
Steroid Maximus — Ectopia (2002) — nooo, chwilowo, choć midi, to jest extra midi, najlepsza współczesna płyta z muzyką filmową. Przy "Aclectasis" idą ciary. I ciekawostka: lepiej się jej słucha w kolejności alfabetycznej. Taki spryciarz.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy krótki wieczór, bo mnie nie było albo spałem.
Obudziłem się jakoś tak. Mam nadzieję, że to nie jakiś październikowy znak. Mam nadzieję, że to nie jaki poniedziałek, taki cały tydzień. No to robię. Wszyscy robimy. Bo wyszło tak, że z tamtych nikogo nie ma, to myśmy przejęli. No to robimy. Nie przejmując się.
Pomysł na robotę był sprytny. Ale się skończył we wtorek. Za to robiłem indeks. 1511 odnośników. Ładnie.
Wyszło na to, że... no dobra, do tego się przyznawał nie będę. Szybki ruch na koniec, rzut na taśmę znaczy się, wysyłam i wypadam. W lidlu tydzień fr, mają tartę quiche, ale nie biorę. Park zaliczony, ale tym razem logistyka mnie zawiodła. Jechałem i jechałem i jechałem i jechałem i prawie całą książkę przeczytałem. Tęcza.
Kiedy tak cisnąłem esy trafiłem na Wojta, akurat, więc z tym transportem wcale wypadło źle. Pawła nie było, a potem rzucał wyrazami. Wojt na ostrzeżeniu. I jeszcze złamany. Ja na relaksie, Michał też, więc była okazja dostrzec, że mi dres pasuje idealnie barwą do gitary. Cudownie i perfekcyjnie. Więc już jest wystrój na występ. Była Marzena, która przebywała w kantorku, bo tylko tam było coś słychać, i wszyscy narzekali, a mnie się dzisiaj podobało. No ba. Z dodatkowym kablem załączyłem prawie wszystkie skrzyneczki, które chciałem i szło mi nieźle. Wiem, powtórzę się, już wiem co gram i umiem to powtórzyć. Satysfakcja jest.
Powrót do domu, spanie na stojąco i we wszystkich możliwych pozycjach po drodze z łazienki do pokoju. Spaaać.
Steroid Maximus — Ectopia (2002) — nooo, chwilowo, choć midi, to jest extra midi, najlepsza współczesna płyta z muzyką filmową. Przy "Aclectasis" idą ciary. I ciekawostka: lepiej się jej słucha w kolejności alfabetycznej. Taki spryciarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz