piątek, 10 września 2010

Flame and Citron

czwartek, 2 września

No wreszcie coś się zaczęło, żeby przełamać te jesienne nicnierobienie. Kupiłem we Wrzeszczu płyty 8,5 giga, zjadłem klopsy w barze i akurat zdążyłem na czas do dziupleksu. Tam Wojt przyniósł mi własnorobne piwo. Ma bardzo dużo gazu, ale jest zdecydowanie lepsze niż dotychczasowe pszeniczne jakie piłem. Nie jest kwaśne, ale też chyba nie jest mocne.
Trochę był strach, bo mikrofon duży nie działał (duży szum), więc nagraliśmy Wojta na małym. W sobotę rano to sprawdziłem na oba kable i na obie dziurki — i działał. Dziwne.
***
Nagraliśmy brakujące wokale do Wojta 2, niektóre wyszły dosyć otwarcie (z chrypką), reszta jest taka delikatniusia. Ale to miłe. Do tego nagraliśmy "wściekłość & gniew" zwrotka II i refren, "Elankę" oraz "itnon" do Masywu Śnieżnika. Szczególnie "Elankę", bo nowa, Wojt zaśpiewał z dobrą melodią — ciekawe to teraz jest. Sprawny powrót do domu wozem.
***
http://polifonia.blog.polityka.pl/?p=172
Trzecie od góry. Mamy pierwszego newsa, mam nadzieję, że nie ostatniego. To zabawne, że kiedy w końcu udało się zapanować nad dźwiękami i czystością brzmienia..., ale nic to, nic to.

piątek, 3 września

Od razu po robocie zajechałem do Endriusa. Wziąłem wszystkie pliki smyczków, które były robione przez ostatni miesiąc. W ogóle byliśmy w innym pokoju, ładny widok na ogród. Klimat. No i pizza. Pojechałem wokal "national" do vreena 3 wg wskazówek Tomka, a potem 3 piosenki do JZTZ2. Jeszcze nie jestem przekonany, czy to będzie to, miałem trochę wrażenie, że wersje demo, które zarejestrowałem w domu były bardziej wyluzowane, ale to zobaczymy po obróbce. Chłodno, deszczowo i wilgotno, ale w końcu przyjemny kolejny wieczór po morderczym tygodniu w robocie.

sobota, 4 września

Pobudka o 8, śniadanie, a od 9 rano już przejażdżka ładnymi okolicami Gdańska (ul. Kartuska) po piec basowy, perkusję, a następnie mój piec we Wrzeszczu — chłopaki z MO grali na weselu Janusza. Podobno wyszło dobrze. Ja wróciłem do domu, obszedłem strefę w parku, po raz drugi w tym okresie pojadłem jeżyn. Prawdziwych — dawno już takich nie jadłem. Na osłonecznionym wzgórzu na "naszym" użytku ekologicznym nisko ziemi, w trawie i okolicach końcówka lata trwała w najlepsze: owady latają, kwiaty kwitną, trawa zielenieje — ta część dnia była całkiem przyjemna. Po powrocie do chaty przejrzałem ostatnie nabytki, m.in. "Casino Royale" (2 dvd) z dodatkami oraz "Moonraker" druga płyta z wersji ultimate collection — wszystko tam jest, właśnie na ten wypas oczekiwałem. Zrobiłem też przegląd moich zbiorów .mkv i okazało się, że zgubiłem quantum. Niedobrze.
***

Zacząłem również usposabiać pliki Wojta i wrzuciłem doń smyczki — 3 numery. Płyta Wojt 2 ma 14 piosenek, które trwają 39 minut, więc na pewno nic nie dodamy i może nic nie wyrzucimy. Wersje aktualnie brzmiące są tak pasujące do muzyki, że w ogóle zastanawiam się, czy będę stosował equalizację, czy wystarczy miks.

Poszliśmy rzucać na kosza i tym razem było równiej, Pyszczku trafiło 100, ja trochę mniej.
Obejrzeliśmy "Inhale" (2010), amerykański film o w ogóle niehollywoodzkim zakończeniu.
Trochę straszny, nerwowy, bo bazujący na prostych czynnikach wywołujących poczucie zagrożenia: dziecko, choroba, śmierć.

Zaczęliśmy oglądać "Flame and Citron" (2008) z Le Szyfrem. Odrobinę komiksowe i może przez to ciut nieprawdopodobne, ale wciąż pozostaje dla mnie zagadką, jak to jest, że w Polsce nie można sprzedać bohaterów wojennych jako ludzi z krwi kości, dobrze zagranych aktorsko, pięknie sfilmowanych, bez edukacyjnej sztampy, patriotycznego nadęcia, a jednocześnie z zaznaczeniem wielości różnic w samym środku ruchu oporu i rozmaitych zależności politycznych. Owszem — film był przygodówką skrojoną w pewnej mierze do wątki miłosnego, ale było kilka scen tak wyrazistych, które mówiły więcej niż pełne dokumenty o działalności Bora-Komorowskiego. Film duński.

Brak komentarzy: